Spojrzenie czternaste.
Luty 2018 rok.
Dortmund. Niemcy.
~*~
-Jak się czujesz? - Agata Błaszczykowska posadziła sobie na kolanach syna przyjaciela swojego męża. Chłopiec uśmiechnął się do niej szerko wtulając się w poły jej szarego kardigana. Joanna postawiła na stoliku dwie szklanki z gazowaną wodą mineralną i opadła obok koleżanki na kanapie w salonie. Troska znajomych i przyjaciół dawała jej dodatkowe siły potrzebne do kolejnej potyczki z przeznaczeniem. Miała cichą nadzieję, że uda jej się wygrać i za kilka tygodni zostać szczęśliwą mamą, zdrowego synka. Nie miała jednak złudzeń, że szczęśliwe rozwiązanie ma mniejsze prawdopodobieństwo. Mimo wszystko liczyła na cud, o który modliła się każdego wieczora i poranka.Dortmund. Niemcy.
~*~
-Nawet dobrze, ale wiedza, że ciąża jest zagrożona jakoś nie działa na lepsze samopoczucie. - powiedziała, smutno uśmiechając się do Błaszczykowskiej. Agata, jak i Ania Lewandowska odwiedzały ją na tyle często, na ile pozwalały im obowiązki. Dzwoniły do niej jednak codziennie, wiedząc jak bardzo potrzebne w trudnych chwilach jest jej wsparcie najbliższych osób. Codziennym gościem w domu Piszczka były natomiast zawodniczki Borussi przychodzące z dobrym słowem, niekiedy po prostu milczące. Najważniejsza była ich obecność. Za to była im wdzięczna z całego serca.
-Może się ułoży?
Swoimi słowami Błaszczykowska chyba bardziej chciała przekonać blondynkę niż ją zapytać. Joanna jedynie westchnęła. Wierzyła, że może chociaż w tym aspekcie życie pozwoli jej odpisać sukces i cieszyć się synkiem, którego tak bardzo chciała. O miłość już nie prosiła, bo ta sprawiła jej zbyt wiele bólu, smutku i łez.
-Jako ginekolog mogę powiedzieć, że takie przypadki się zdarzają.
Agata uśmiechnęła się lekko widząc jak Maciuś wyciąga rączki w kierunku Joanny. Fabiańska posadziła chłopca na swoje kolana a wzruszenie pojawiło się na jej twarzy, gdy roczny chłopczyk przyglądał się jej ciążowemu brzuszkowi. Dotknął go bardzo niepewnie aby po chwili się do niego przytulić.
-Chyba Maciuś chciałby mieć towarzystwo. - skomentowała Agata przeczesując krótkie blond włosy Piszczka.
-Oglądanie bajek z Maćkiem to ostatnio moja jedyna rozrywka. - rzuciła uśmiechając się do chłopca. Błaszczykowska spojrzała na nią podejrzliwym spojrzeniem. Z rozmów zarówną z nią jak i z Piszczkiem wiedziała, że piłkarz robi wszystko aby Fabiańska ograniczała swój wysiłek do minimum i uważnie pilnował zaleceń profesora. Zaimponował Agacie swoim zachowaniem, co raczej dała mu do zrozumienia podczas jednej z rozmów.
-A Łukasz? - spytała, ciekawa jej odpowiedzi.
-Obchodzi się ze mną jak z jajkiem. - przewróciła oczami, robiąc to na tyle zabawnie, że Agata cicho się zaśmiała a Maciej jedynie wbił w nią zaciekawione spojrzenie.
-To chyba dobrze? - Agata wbiła w Joannę pytający wzrok.
-Mam wyrzuty sumienia. - westchnęła, dając Maciusiowi pstryczka w nos.
-Niby z jakiego powodu? - słowa młodszej koleżanki bardzo ją zaskoczyły czego nie ukrywała.
-Zajmuje się mną, moimi problemami a dla siebie praktycznie nie ma czasu. - cmoknęła chłopca w czółko, sadzając go obok dużego misia, którym od razu się zainteresował.
-Może mu to odpowiada? -zasugerowała. -Po śmierci Matyldy sytuacja była zupełnie odwrotna. - dodała przenosząc na nią swój wzrok.
Joanna wróciła pamięcią wstecz. Dobrze pamiętała dni po pogrzebie swojej najlepszej przyjaciółki. Hektolitry łez, które blondyn wylał siedząc w szpitalu przy inkubatorze Maćka. Kamienną twarz Piszczka, gdy stał przed grobem Matyldy. Te wszystkie tygodnie gdy próbował wrócić do normalności potykając się praktycznie na każdym kroku, nieporadnie łącząc piłkę i tacierzyństwo. Pomagała mu na tyle na ile potrafiła, choć ten nawet nigdy jej o to nie poprosił. Na łożu śmierci obiecała przyjaciółce, że będzie mu pomagała i nigdy go nie zostawi. Nie zamierzała nie dotrzymać danego jej słowa i tego nie zrobiła.
-Aga ja nie chcę, żeby z mojej winy on był sam. - powiedziała cicho, wbijając wzrok w drewnianą, jasną podłogę.
-Jeśli będzie chciał to znajdzie miłość i Twoja obecność mu w tym nie przeszkodzi. - powiedziała z przekonaniem sprawiając, że Fabiańska odetchnęła lekko. Chyba właśnie to chciała usłyszeć, potrzebowała takiego zapewnienia. Nie mogłaby spokojnie żyć wiedząc, że Piszczek poświęca dla niej dosłownie wszystko.
Kuba zaśmiał się widząc jak na jasnym podkoszulku przyjaciela ląduje olej tryskający z przerwanego wężyka. Piszczek przeklął pod nosem obdarowując Błaszczykowskiego chłodnym spojrzeniem. Wizyta zawodnika Wolfsburga wraz z jego żoną bardzo go ucieszyła i po obiedzie wspólnie postanowili pogrzebać pod maską samochodu Joanny, który ostatnio zbyt często zawodził.
-Zabawne, bardzo zabawne. - rzucił przecierając podkoszulek jasną, wilgotną szmatką, która dotąd leżała na masce stojącego obok opla. Jakub jedynie przewrócił oczami widząc poczynania swojego przyjaciela.
-Jak Aśka się trzyma? - spytał. Łukasz westchnął prostując się i wbijając w Kubę spojrzenie. Od wizyty u profesora minęły prawie dwa tygodnie a następna wizyta zbliżała się nieubłaganie.
-Jest twarda, ale widzę, że się boi. - odpowiedział cicho. Każdego wieczora zaglądał do jej pokoju i za każdym razem widział ją siedzącą na łóżku, okrytą kocem i patrzącą tempo w okno, za którym dostrzegała jedynie ciemność nieba. Próbował robić wiele aby odgonić jej myśli od możliwej utraty dziecka. Wydawało mu się, że udaje mu się to robić, jednak sytuacje, które każdego wieczora odnotowywały jego oczy szybko reflektowały jego przekonanie. Martwił się o nią i nie mógł spokojnie zasnąć mając przed oczami jej policzki zdobione łzami.
-Jesteś dla niej wielkim wsparciem. Fabio nigdy Ci się nie wywdzięczy. - Błaszczykowski uśmiechnął się lekko, przywołując w pamięci niedawną rozmowę z Fabiańskim, w której to bramkarz Swensea bardzo żałował, że nie może być zdecydowanie bliżej swojej siostry. Zarówno on, jak i Arek bardzo kochali Joannę i nie mogli sobie nawet wyobraźić co czuła borykając się z zawiłymi ścieżkami swojego życia. Tym bardziej byli wdzięczni Piszczkowi, który robił wiele aby ich siostra nie czuła się samotnie przechodząc przez życiowe zakręty.
-A ile ona dla mnie zrobiła? - zapytał, rzucając mu pytające spojrzenie. -Była obok mnie wtedy kiedy wszystko mi się waliło i nic nie miało większego sensu a ojcostwa najbardziej się bałem. Nie zostawiła mnie. Ustawiła swoje życie podemnie i pod Maćka. I to ja nigdy się jej nie wywdzięcze. - Kuba uważnie przyglądał się Piszczkowi, który wyrzucił z siebie wszystko co od tak dawna zakrzątało jego myśli. Dotąd tłamsił to wszystko w sobie, nie znajdując na tyle sił aby otworzyć się przed kimś i wyrzucić wszystko co mu zalega na duszy.
-Poświęciła się. - zauważył Kuba po chwili zupełnej ciszy jaka zapadła w garażu.
-Co masz na myśli? - Piszczek wydawał się zaskoczony stwierdzeniem Błaszczykowskiego.
-Przyrzekła Matyldzie, że Cię nie zostawi i nie zostawiła. Dotrzymała obietnicy. - odpowiedział. -Zupełnie tak jak ty. - dodał.
-To dlaczego mam wyrzuty sumienia? - spytał rzucając ścierkę do stojącego w rogu garażu metalowego kosza. Błaszczykowski zmarszczył brwi zaskoczony tym co usłyszał z ust przyjaciela. -Dlaczego mam wrażenie, że to moja wina, że jest sama?
-Jens grał nie fair to i tak by się tak skończyło. Dzięki temu rozstaniu Asia ma szansę żeby być szczęśliwą. - dał mu odpowiedź, którą podawała mu intuicja.
-Ale ja się boję, Kuba.
Błaszczykowski nie krył zdziwienia słowami, które usłyszał. Znał Łukasza od wielu lat i nigdy nie odnotował tak wielkiej zmiany jego zachowania jak podczas roku, który upłynął od śmierci Kwiatkowskiej.
-Czego ty się boisz? - zapytał, mrużąc powieki.
-Że ona kogoś pozna, że się zakocha a ja zostanę sam z Maćkiem ... i sobie nie poradzę. - odpowiedział, przysiadając na jednym ze schodków prowadzących do drzwi domu. Jakub nie przestawał go obserwować. Miał wrażenie, że w słowach Łukasza zawarte są wszystkie myśli rozsypane po podświadomości i uczucia ukryte gdzieś w głębi serca, dobijające się do niego coraz mocniej.
Zamierzał coś powiedzieć, w jakiś sposób skomentować to co usłyszać od Piszczka jednak jego żona mu to uniemożliwiła.
-Ciasto się upiekło i zrobiłam herbatkę. - Agata posłała uśmiech obu piłkarzom.
-To ja się tylko przebiorę. - rzucił, puszczając w stronę blondynki oczko i zniknął za drzwiami.
-Może to co powiem wyda Ci się śmieszne ale on się chyba w niej zakochuje. - stwierdził wpatrując się w drzwi za którymi zniknął jego przyjaciel.
-W Asi? - Kuba pokiwał lekko głową. -W sumie by do siebie pasowali. - powiedziała cicho, lekko się uśmiechając na co Jakub jedynie głośno wypuścił powietrze.
Dzień spędzony na długiej rozmowie z Agatą bardzo dobrze zrobił Joannie. Słuchając jej słów zdała sobie sprawę przede wszystkim z tego, że musi wierzyć w szczęśliwe rozwiązanie i szczęście, które zapuka do jej drzwi. Przyjaciół wygrała na życiowej loterii, o czym zdążyła się już przekonać niejednokrotnie.
-Zadzwoń po wizycie u profesora. - Agata uśmiechnęła się do Joanny opierającej się plecami o drzwi drewnianej szafy wbudowanej w ścianie przedpokoju.
-Zadzwonię. - zapewniła, uśmiechając się do niej delikatnie.
-Trzymajcie się. - Kuba uścisnął dłoń przyjaciela, cmoknął w policzek Joannę i wyszedł aby odpalić stojący na podjeździe samochód. Agata poszła jego śladem a z jej twarzy nie zszedł lekki uśmiech, który zaczął się im udzielać.
-Będzie dobrze. - puściła oczko i pożegnała się z nimi machając dłonią.
Gdy drzwi za nią się zamknęły Łukasz zaśmiał się pod nosem czym zaciekawił stojącą obok niego blondynkę. Joanna zmarszczyła brwi, ale w żaden sposób tego nieskomentowała.
-Idź się położyć a ja posprzątam po kolacji. - uśmiechnęł się do niej lekko.
-Pomogę Ci...
-Chyba zwariowałaś! Masz leżeć a ja sobie poradzę. - zakomunikował, nie pozwalając blondynce dokończyć swojej wypowiedzi. Blondynka nie miała nawet ochoty wdawać się z nim w zbędną dyskusję, w której on i tak postawi na swoim. W tym wypadku zostało jej jedynie doczłapać się do sofy, przykryć kocem i grzecznie gapić się w ekran telewizora.
***
-Znowu będą się przechwalać jacy to są idealni, najlepsi... - Isabela Bauman przewróciła oczami parodiując zachowanie piłkarzy Borussi Dortmund. Lea zaśmiała się jako pierwsza widząc poczynania grającej na pozycji obrońcy norweżki.
-To są kretyni, których jara posiadanie fanek. Ja nie wiem co te dziewczyny w nich widzą ... - Julia Wagner westchnęła, zwracając na swoje słowa uwagę wszystkich zawodniczek.
-To samo co ty widzisz w Mario. - oznajmiła jej druga z bramkarek, Kate Müller. Twarz Wagner szybko zmieniła swój wyraz a Lea Koch nie mogła powstrzymać parsknięcia, które opuściło jej gardło.
-Dobra dziewczyny zbierajcie się. Ruchy, ruchy! - Braun klasnęła w dłonie wychodząc z szatni i kierując się na boisko, po którym ku zaskoczeniu wszystkich spacerował Bastian Schweinsteiger były kapitan reprezentacji Niemiec.
-Nie będę przeszkadzał? - zapytał, uśmiechając się do Rose delikatnie. Lekarka zmarszczyła brwi uważnie lustrując zawodnika amerykańskiego klubu. Jakiś czas temu miała okazję poznać go bliżej, gdy ten wylądował na jej oddziale w Berlińskiej klinice z paskudnym skręceniem kostki. Spędził na nim ponad trzy tygodnie a ona zdążyła już go polubić.
-Mnie nie będzie Pan przeszkadzał, nawet będzie mi nieco raźniej. - zaśmiał się komentując tym samym jej odpowiedz. Nie znalazł się tu jednak jedynie przypadkiem.
-Ooo Basti, a ty co szpiegować? - Mario Götze spojrzał na Bastiana podejżliwym spojrzeniem, które ten skomentował jedynie przewróceniem oczami.
-Jestem ciekawy co niby?
-Mario ogarnij się! - Julka warknęła nad jego uchem, na co ten jedynie rzucił jej wyszukane spojrzenie i odszedł w kierunku środka boiska. -Fajnie, że Pan wpadł. - dodała uśmiechając się do niego szeroko.
-Mówiłem już, jestem Bastian. -Wagner zaśmiała się chwytając wyciągniętą w swoim kierunku dłoń mężczyzny.
-Tym razem zapamiętam. - zapewniła, truchtając w kierunku swoich koleżanek obserwujących uważnie wygłupiających się zawodników Borussi. Zaśmiał się i wkładając ręce do kieszeni jeansów powolnym krokiem udał się do siedzących na murawie zawodniczek.
-Są szurnięci. - stwierdziła Lena Moralez patrząc na obściskujących się Marca Bartrę i Erika Durma.
-Nie widziałaś w akcji mojego braciszka. - rzuciła cicho Sofia, jednak i tak Bastian usłyszał komentarz swojej siostry. Miała mu za złe ciągłe wtrącanie się w jej życie, kontrolowanie jej każdego ruchu czy w końcu czytanie jej prywatnych maili. Wiedziała jednak, że gdyby nie jego zainteresowanie nie byłaby teraz ani tym kim jest, ani w miejscu, w którym obecnie się znajduje.
-Oho, Mario zaczyna popis. - zauważyła Kate z uśmiechem na twarzy, przyglądając się mierzącemu morderczym spojrzeniem Marco Reusa, Mario. Niższy z przyjaciół wziął piłkę i ustawił ją kilkanaście metrów przed polem karnym, skąd miał trafić do nieco mniejszej bramki niż te meczowe.
-Nie trafisz! - rzuciła Julia uśmiechając się do swojego partnera.
-Zobaczymy! - warknął, posyłając jej wymowne spojrzenie. Kilka razy podchodził do piłki, za każdym razem przestawiając ją o kolejne centymetry, co dodatkowo rozśmieszało Niemkę.
-Ja się nigdy nie mylę! - krzyknęła machając dłonią w jego kierunku.
-Ucisz się! - odkrzyknął, po czym wziął krótki rozbieg, kopnął piłkę a ta ... uderzyła wprost w poprzeczkę.
-Mówiłam, że nie trafi. - powiedziała w kierunku dziewczyn wyciągając z siatki jedną z piłek. Westchnęła zmierzając w kierunku tarzających się ze śmiechu Marco Reusa i Romana Bürkiego.
Rose, Bastian i zawodniczki Borussi przyglądali się rozgrywanej kilkadziesiąt metrów scenie z uśmiechami na twarzach. Niezwykła zarzyłość jaka panowała między zawodnikami Borussi bardzo im imponowała. One choć bardzo ze sobą zrzyte w większości skupiały się na własnym życiu i problemach, które się z nim wiązały. Kilka z nich to szczęśliwe żony i matki, narzeczone i partnerki, kilka to czerpiące z życia singielki, jedynie niewielki procent piłkarek Borussi stanowią dziewczyny wycofane i sceptycznie nastawione do tego co obecnie dzieje się w ich życiu.
-Dobra, dziewczyny dołączcie do tej bandy. - zaśmiała się widząc jak Greta droczy się z Marc'iem Bartrą próbując odebrać mu futbolówkę.
Cieszyła się, że córka jej zmarłego partnera zaczyna w końcu wracać do równowagii, której osiągnięcie po wielu perturbacjach niestety nie należało do najłatwiejszego zadania. Fakt, że jej matka nie długo miała opuścić zakład karny, mógł kolejny raz zachwiać życiem emocjonalnym szatynki. Rose miała jedynie nadzieję, że Greta nie załamie się kolejny raz i już więcej nie wpadnie w emocjonalny dołek.
-Koniec wygłupów! - krzyknęła stając na środku boiska. -Zagracie sobie dzisiaj, ale najpierw zrobicie krótką rozgrzewkę. - uśmiechnęła się do nich lekko. -Mario ją poprowadzi a później Łukasz i Lea wybiorą składy.
-Tak jest, Pani trener! - Mario z szerokim uśmiechem na twarzy zaczął truchtać wokół boiska treningowego, a jego śladem poszli kolejni zawodnicy.
-Posędziuje Pan? - swoje pytanie skierowała do Bastiana, dotąd uważnie obserwującego swoją młodszą siostrę. Odwrócił twarz w kierunku brunetki, posyłając jej lekki uśmiech.
-Po prostu Bastian. - wyciągnął dłoń w jej kierunku. Odpowiedziała mu niepewnym uśmiechem i równie niepewnym chwytem jego dłoni.
-Rose.
-Masz gwizdek? - zapytał, a Braun jedynie pokiwała mu lekko głową sięgając do kieszeni swojego dresu. -No i super. - uśmiechnął się do niej szerzej, odbierając żółty gwizdek. Lekko utykając na prawą nogę skierował się na środek boiska, na którym po chwili zebrały się obie drużyny Borussi Dortmund.
Rose stojąca przy linii bocznej boiska bacznie obserwowała kolejne reakcje, miny i uśmiechy gdy dane nazwiska czy imiona padały z ust albo Piszczka albo Koch. Była pod wrażeniem kontaktów panujących między zawodnikami i zawodniczkami Borussi. Mogła śmiała powiedzieć, że byli jedną wielką rodziną, której członkowie zrobiliby wiele dla siebie nawzajem. Miała też przeczucie, że te drużyny mogą w przyszłości odnieść sukces, o którym nigdy nie śnili.
-Strzeliłaś ze spalonego! - krzyknął Reus kierując oskarżycielskie spojrzenie w kierunku Grety Langer cieszącej się po strzeleniu Romanowi Bürkiemu efektownego gola.
-Ze spalonego? - spytał Marc patrząc na Reusa zdziwionym spojrzeniem.
-Gdzie ty tam spalonego zobaczyłeś, niby? - Sofia Schweinsteiger podzielała zdanie Bartry zaskoczonego stwierdzeniem przyjaciela.
-To był ewidentny spalony! - wrzasnął rzucając się z pretensjami do Bastiana, który jedynie rzucił mu pełne politowania spojrzenie.
-Marco tak się składa, że jako wieloletni piłkarz wiem co to jest spalony i znam jego zastosowanie w praktyce i mogę Ci zagwarantować, że tutaj go nie było. A ty po prostu jesteś zazdrosny, że Greta trafiła a ty zaliczyłeś tylko krótki flirt ze słupkiem. - skomentował, uśmiechając się do Reusa szeroko, jego śladem poszła również Greta, która stanęła obok Schweinsteigera z równie szerokim uśmiechem na twarzy.
-Że niby ja jestem zazdrosny? - zapytał, prychając pod nosem. -Miałaś po prostu farta, Greto. - dodał posyłając jej wymowne spojrzenie i mocno akcentując formę wypowiedzi jej imienia.
-A przed chwilą mówiłeś, że był spalony. - rzuciła, uśmiechając się do niego słodko, niczym dziewczynka, która utarła nosa starszemu bratu. Reus jedynie zmrużył oczy.
-Dobra przestańcie! Bramka padła a drużyna Lei prowadzi 1:0. - Łukasz postanowił zainterweniować nie chcąc niepotrzebnych kłótni, zwłaszcza między tą dwójką.
-Zaczynamy od środka. - zakomunikował Schweinsteiger wskazując Durmowi miejsce, w którym po chwili znalazła się piłka.
Kilka minut później Lea Koch musiała wyciągnąć piłkę z siatki po strzale Marco Reusa.
-I co? - spytał, stając tuż przed nosem Langer. Szatynka zaśmiała się widząc błysk w oku blondyna.
-Ładna bramka, ale ja i tak bym trafiła lepiej. - poklepała Reusa po klatce piersiowej i odbiegła w kierunku uśmiechającej się złośliwie w kierunku swojego chłopaka, Julii.
-Gdyby nie fakt, że nie ma drużyn mieszanych w piłce to bylibyście świetnym, snajperskim duetem. - zauważył Durm obserwując odbierającą piłkę Götze, Langer. Reus uśmiechnął się lekko patrząc w kierunku młodej szatynki skupionej na pojedynku z Łukaszem Piszczkiem dzielnie broniącym dostępu do bramki Romana Bürkiego.
Końcowy gwizdek ucieszył obie drużyny, jednak njbawiększy uśmiech wywołał na twarzy prezesa klubu, który przez kilkanaście minut uważnie obserwował trening stojąc ramię w ramię z Rose notującą coś na swoim tablecie. Widząc tę radość na ich twarzach, gdy piłki zatańczyły w bramkach obu drużyn pomyślał, że może liczyć na wyjątkowe mecze i kolejne sezony, które mogą go bardzo zaskoczyć.
-Jutro treningi normalnie. - zapewniła, uśmiechając się do nich szeroko.
-Ale takie treningi możemy robić częściej. - Mario objął swoją narzeczoną w pasie i uśmiechnął się szeroko do Braun stojącej między Schweinsteigerem a Watzke.
-Żeby chłopaki znowu tarzali się po murawie, po tym jak nie trafisz do bramki chcąc się popisać przed dziewczynami? - zapytał, uśmiechając się kpiąco w kierunku Mario, na co ten jedynie mruknął coś niezrozumiale pod nosem.
-Ty się nie dąsaj bo Pan Bas... - Julia przerwała widząc na sobie wymowne spojrzenie byłego kapitana reprezentacji Niemiec. - bo Bastian ma rację. - poprawiła się, posyłając blondynowi lekki uśmiech.
-Jakiś wspólny front przeciwko złotemu dziecku niemieckiej piłki? - zapytał, unosząc brwi. Reus parknął śmiechem a stojące obok niego Sofia i Greta poszły jego śladem.
-Mario ogarnij się. - skomentowała Wagner, klepiąc go na oślep po twarzy. Götze zrobił jedynie smutną minę, puszczając mimo uszu reakcje najlepszego przyjaciela i koleżanek.
-Pomyślimy nad urozmaiceniem waszych treningów. - Hanz Watzke uśmiechnął się do zawodników i zawodniczek delikatnie.
-Macie wolne. - Rose posłała oczko w ich kierunku i po chwili poza nią, prezesem i Schweinsteigerem na boisku nie było już nikogo.
-Miło Bastian, że nas odwiedziłeś. - Hanz uścisnął dłoń Bastiana uśmiechając się do niego lekko.
-Pani doktor mnie wspierała podczas kontuzji, to ja postanowiłem ją też powspierać. - Rose uśmiechnęła się słysząc komentarz mężczyzny. -A dodatkowo przyjechałem odwiedzić siostrzyczkę. - dodał.
-Chyba będę musiał pomyśleć o angażu dla Ciebie na stałe, dziecko. - zaśmiał się, swoje słowa kierując do nieco zaskoczonej nimi szatynki.
-Wiem, że to nie moja sprawa, ale z Sofią wszystko w porządku? - zapytała, gdy Watzke zniknął z jej pola widzenia. Wyraz twarzy Bastiana jakby nagle się zmienił, co Braun udało się wychwycić.
-Dobre pytanie, ale ja też nie znam na nie odpowiedzi. Gram i mieszkam w Stanach a siostrę widzę rzadko. - westchnął, przysiadając na drewnianej ławce. Rose poszła jego śladem i uważnie go obserwowała. -Miała chłopaka, ale okazał się największym dupkiem jakiego kiedykolwiek poznałem. Trochę się podłamała, zaczęła zawalać dopiero interwencja Asi i dziewczyn z klubu pomogła. - Bastian wbił wzrok w trawę, przykrytą delikatnym śnieżnym puszkiem. Rose zmarszczyła jedynie brwi.
-Mamy ją na oku. - zapewniła. -Będzie dobrze.
-Trzymam Cię za słowo. - uśmiechnął się nieznacznie. -Dzięki za trening. - dodał składając na jej policzku przelotnego całusa. Zaskoczył ją tym gestem, ale tego nie dostrzegł pochłonięty swoimi myślami, krążącymi wokół młodszej siostry.
-Wpadłaś mu w oko. - stwierdził Andre, który był świadkiem ich rozmowy. Rose słysząc jego komentarz jedynie rzuciła mu wymowne spojrzenie, pukając się palcem w czoło.
-Masz bujną wyobraźnie. - skomentowała, na co Andre jedynie lekko się uśmiechnął.
-Wmawiaj sobie. - mruknął, zwracając na siebie jej uwagę.
-Mówiłeś coś? - zapytała.
-Nie. Do jutra. - machnął jej na pożegnanie i odszedł uśmiechając się cwaniacko do siebie.
-Ale musisz przyznać, że Greta ma wielki talent. - Roman uśmiechnął się lekko wbijając w Reusa wyczekujące spojrzenie. Ten jedynie rzucił w niego wymownym wzrokiem, który notabene nie zrobił na bramkarzu żadnego wrażenia. -Przecież się przyjaźnicie, to co trudnego jest w przyznaniu, że dziewczyna jest cholernie dobra? - zapytał, pchając szklane drzwi. Usłyszał jedynie westchnięcie przyjaciela.
-Zgadzam się i tak jak wszyscy uważam, że jest świetna. - powiedział, poprawiając przewieszoną przez ramię klubową torbę sportową.
-Ale? - spytał, przystając w miejscu.
-Jest lepsza ode mnie. - powiedział a Bürki cicho zachichotał. Pierwszy raz słyszał takie słowa z ust Reusa. Nigdy nie sądził, że blondyn może czuć się źle widząc dziewczyny, których efektowne bramki robią na kibicach ogromne wrażenie.
-A Stephanie nie jest? - zapytał, uśmiechając się złośliwie. Imię wypowiedziane przez Romana sprawiło, że Reus rzucił mu wrogie spojrzenie.
-Gra na innej pozycji, ale jest dobra. A poza tym czy moglibyście ograniczyć te porównania z bądź co bądź moją byłą? - zapytał, posyłając mu wymowne spojrzenie.
-Przecież chyba macie dobre stosunki? No z Matsem jakby nie było się przyjaźnisz. - skomentował Szwajcar.
-No jakby nie było się przyjaźnie, ale to nie znaczy, że jakoś szczególnie chce mi się słuchać o ich sielance. - rzucił, odwracając wzrok w innym kierunku. Temat przyjaciela i jego narzeczonej był dla niego nadal trudny, czego nie ukrywał.
-Cały czas masz im za złe? - Roman spojrzał na Marco przymrużonymi powiekami.
-Widzę, że się kochają i nie mogę mieć im tego za złe. Boli mnie po prostu fakt, że Steph zostawiła mnie dla niego i Mats i ona to przede mną ukrywali. - powiedział, patrząc na Romana niezbyt szczęśliwym spojrzeniem. Stephanie Meyer przez ponad pięć lat była jego największą miłością, która niestety się skończyła i to zupełnie inaczej niż mógł przypuszczać. Gdy pewnego dnia odkrył, że Stephanie spotyka się z jego najlepszym przyjacielem coś nim wstrząsnęło. Był na nich wściekły, nie chciał ich znać ale po pewnym czasie dotarło do niego, że miłość nie wybiera a on musi pogodzić się z wyborem swojej byłej partnerki.
-Może się bał Twojej reakcji? Brałeś to pod uwagę? - zapytał zatrzymując się przed swoim samochodem. Historię z udziałem Marco, Stephanie i Matsa znał bardzo dobrze. Nie wiedział jak zachowałby się będąc na miejscu przyjaciela. Reus jego zdaniem i tak bardzo dobrze zniósł wiadomość o związku przyjaciela z jego byłą dziewczyną.
-Brałem to pod uwagę. - westchnął. -Skończmy ten temat. Rozmawiałeś z Leą? - zapytał, sprawiając, że Bürki oparł się plecami o drzwi swojego samochodu.
-Nie rozmawiałem, bo nie mam zamiaru się z nią kłócić. - zakomunikował.
-To się nie kłóć. Po prostu powiedz jej co myślisz o jej "związku". - podrzucił, wzruszając ramionami. Gdyby to on znalazł się na miejscu Romana użyłby każdej sposobności, aby wypersfadować przyjaciółce związek, co do którego przyszłości nie miałby żadnej pewności.
-Myślisz, że to takie łatwe? - zapytał.
-Czujesz coś do niej? - pytanie Reusa, zaskoczyło Romana.
-Co? - zaskoczenie nie znikało z twarzy Bürkiego, po tym jak usłyszał pytanie przyjaciela.
-Czujesz coś do Lei? - ponowił swoje pytanie, wbijając w Romana przeszywające spojrzenie.
-Znam ją ponad dziesięć lat, przyjaźnie się z jej braćmi ponad piętnaście lat. Nie wiem czy po prostu traktuje ją jak siostrę, czy może to już zazdrość. - westchnął.
-Masz idealną okazję, żeby się przekonać. - zakomunikował Reus, wskazując Romanowi na szklane drzwi, z których wyszły uśmiechnięte Isabel, Greta i Lea. Pierwsza z nich pożegnała się z nimi i z szerokim uśmiechem na twarzy wpadła w ramiona wysokiego bruneta czekającego na nią na klubowym parkingu. Dwie pozostałe z uśmiechami rejestrowały sytuację, aby po chwili skierować się w drogę do mieszkania oddalonego kilkanaście minut spacerkiem od siedziby klubu.
Roman widząc minę na twarzy Marco postanowił znaleźć w sobie tyle odwagi, aby porozmawiać z blondynką i wytłumaczyć jej swoje zachowanie, które mogło zrujnować ich wieloletnią przyjaźń.
-Możemy porozmawiać? - zapytał, stając na przeciwko blondynki. Koch spojrzała na Romana niepewnym wzrokiem, co udało się wychwycić Grecie, która jedynie szturchnęła przyjaciółkę w ramie.
-Możemy. - odpowiedziała, uśmiechając się do niego niepewnie.
-Kawa i ciastko? - zaproponował, a blondynka pokiwała mu lekko głową, wsiadając do jego samochodu. Po krótkiej chwili samochód na szwajcarskiej rejestracji wyjechał z parkingu kierując się do centrum Dortmundu.
-Pasują do siebie. - stwierdziła Greta, uśmiechając się do samej siebie.
-Pasują. - Marco potwierdził cicho. -Przepraszam za tą akcje ze spalonym. - spojrzał na Gretę niepewnym wzrokiem. Było mu głupio i miał nadzieję, że dziewczyna nie będzie miała mu za złe sytuacji z treningu. Szatynka zaśmiała się cicho pod nosem.
-Nie masz za co przepraszać. - powiedziała, uśmiechając się lekko. -Też pewnie bym tak zareagowała. - wzruszyła ramionami.
-Mimo wszystko strasznie mi głupio. - Marco posłał jej przepraszające spojrzenie. Greta uśmiechnęła się lekko, przypominając sobie o porannej awarii w mieszkaniu.
-To może w ramach przeprosin za ten spalony, naprawisz cieknący kran w naszej kuchni? - zapytała, chwytając pasek torby sportowej, przewieszony przez ramie. Reus zaśmiał się, twierdzącą kiwając głową.
-No, mogę spróbować. - zaśmiała się, widząc jego niepewną minę.
-No i możesz przyznać, że bramka była wyjątkowo ładna. - dodała, gdy zatrzymali się na czerwonym świetle przed przejściem dla pieszych. Reus spojrzał na nią wymownym wzrokiem, co szatynka skomentowała jedynie posłaniem mu słodkiego uśmiechu.
-Ładniejszą bym strzelił. - stwierdził wchodząc na pasy, po tym jak na sygnalizacji świetlnej pojawił się zielony kolor. Langer jedynie zaśmiała się głośno, komentując tym samym słowa Reusa.
-Jasne. - zadrwiła. Marco jedynie przewrócił oczami, czego Greta nie była w stanie dostrzec.
-Jeśli mi nie wierzysz to kiedyś możemy sprawdzić. - oznajmił, gdy Reus otworzył przed nią drzwi prowadzące do klatki schodowej.
-Trzymam Cię za słowo. - powiedziała, wchodząc do budynku. Marco jedynie uśmiechnął się pod nosem wchodząc za nią do klatki schodowej.
*
-Chciałem Cię przeprosić za swoje zachowanie. - zaczął, dość niepewnym głosem. Lea uważnie go obserwowała. -Powinienem Cię wspierać a nie sprawiać Ci ból swoimi słowami. - dodał wbijając w nią smutne spojrzenie. Bał się jej reakcji. Bał się słów, które mogłyby opuścić jej krtań. Obawiał się możliwości przekreślenia wieloletniej przyjaźni, dzięki której udało mu się odnieść zawodowy sukces.
-Greta uświadomiła mi, że działam zbyt pochopnie. - powiedziała widząc jak Roman otwiera usta, żeby coś jeszcze dorzucić do swojej wcześniejszej wypowiedzi. Bürki zmarszczył brwi uważnie przyglądając się przyjaciółce. -Ma rację i teraz o tym wiem. Ale czy to źle, że w moim wieku myślę o dziecku? - zapytała, wbijając w Romana pytające spojrzenie. Roman nie odpowiedział na jej pytanie. Nie wiedział co powinien powiedzieć. -Franco chciał mi dać to o czym tak intensywnie myślę. - dodała po chwili, jakby nieco ciszej.
-Nie chcę się kłócić, ale znajomość z nim nie daje Ci żadnej gwarancji na to, że Cię nie zostawi gdy zajdziesz w ciąże. - Lea spuściła głowę słysząc krytyczny komentarz przyjaciela. Zawsze z pokorą przyjmowała gorzkie słowa i nigdy nie burzyła się gdy ktoś takowe w jej kierunku rzucał. Jednak temat rodzicielstwa był dla niej bardzo ważny i nie potrafiła przejść obok niego obojętnie.
-Wiem, ale to zawsze była sprawa, którą stawiałam wysoko w hierarchi swojego życia. - Roman uśmiechnął się lekko. Z rodzeństwem Koch był związany od ponad piętnastu lat i traktował ich jak swoją rodzinę. Zwłaszcza Leę.
-Chcę Ci pomóc. - oznajmił, uważnie się jej przyglądając. -Nigdy nie chciałem, żebyś cierpiała. - dodał, chwytając jej dłoń leżącą na ciemnym stoliku.
-Dziękuję Ci. - powiedziała a w jej oczach zaszkliły łzy. Przyjaźń z Romanem była dla niej bardzo ważna i nie chciała, żeby kiedykolwiek zniszczyli tę relację. Szwajcar był tego samego zdania co ona.
-Przecież się przyjaźnimy. - uśmiechnął się do niej lekko, a blondynka poszła jego śladem.
•••
Willkommen!!!
Uff tydzień to niezłe tempo...
Czternastka opublikowana, zdecydowanie różni się od pierwszej wersji, ale wyszła mi nawet jakby ciekawsza.
Postaram się utrzymać tempo i jak najczęściej się tutaj pojawiać. Piętnastka? Mam nadzieję, że pojawi się jakoś na początku grudnia.
Standardowo i tradycyjnie czekam na wasze opinie, które dają mi obiektywny rzut oka na to co się tutaj pojawia. 😃
Ps.1. Dziękuję za komentarze pod poprzednimi rozdziałami.
Ps.2. Przepraszam was bardzo za wszelkie błędy.
Auf Wiedersehen!
Zarówno Asi jak i Łukaszowi przydały się odwiedziny przyjaciół. Choć na chwilę oderwali się od codziennej monotonii, a przede wszystkim mogli się zwierzyć małżeństwu z tego, co ich trapi czy czego się boją.
OdpowiedzUsuńŻadne z nich nie chce, aby to drugie cierpiało. Martwią się o siebie i troszczą. Od razu widać, że Asia i Łukasz są dla siebie bardzo ważni i nawet jeśli to nie jest jeszcze miłość, to ich postawa jest naprawdę godna naśladowania. Rzadko kiedy się zdarza, aby ludzie potrafili przekładać czyjeś dobro i tak się poświęcać dla drugiej osoby.
Pomysł wspólnego treningu obu drużyn Borussii, okazał się strzałem w dziesiątkę. Rose coraz lepiej radzi sobie zaskakując Joannę. Oby tak dalej.
Niespodziewane pojawienie się Bastiana, wprowadziło kolejne ciekawe wątki, które w przyszłości mogą dostarczyć nam sporo emocji. Zwłaszcza, że Rose chyba naprawdę wpadła mu w oko.
Zachowanie Grety i Marco podczas meczu było na swój sposób urocze. To jak sobie zabawnie dogryzali... Ich relacja, wciąż się rozwija i już nie mogę się doczekać tego czym ostatecznie się zakończy.
Cieszę się, że Roman zdecydował się na spotkanie z Leą i nareszcie szczerze ze sobą porozmawiali. Bez żadnych kłótni czy niepotrzebnych oskarżeń. Obydwojgu bardzo na sobie zależy i szkoda by było, aby przez takie nieporozumienia to zaprzepaścili.
Jak zawsze czekam na kolejny rozdział z niecierpliwością. 😊
Twoje komentarze bardzo dużo dla mnie wnoszą i z wielką przyjemnością je czytam. :-)
UsuńCieszę się, że rozdział przypadł Ci do gustu, choć muszę przyznać, że w pierwszej wersji wyglądał nieco inaczej.
Dziękuję bardzo serdecznie za komentarz. :-)
Ps. Rozdział pojawi się jak najszybciej.
Super, że Kuba z Agatą odwiedzili Asię i Łukasza. Taka wizyta na pewno im zrobiła dobrze, bo każde mogło powiedzieć o swoich obawach... Jak widać oboje boją się tego samego, a mianowicie, że zostaną sami, a ja wierzę, że wcale tak nie będzie i razem stworzą rodzinę.
OdpowiedzUsuńBardzo podobał mi się fragment ze wspólnym treningiem. To zbijanie szpilek w sobie, dogryzanie wszystko było mega!
Brawa dla Romana za rozmowę z Leą! Myślałam, że nigdy na to się nie zdecyduje, a jednak. Plus dla niego.
Pozdrawiam i do następnego. :)
Nawet nie wiesz jak się cieszę, że rozdział Ci się spodobał. :)
UsuńMogę z ulgą odetchnąć. :-)
Również pozdrawiam.
Ps. Rozdział pojawi się jak najszybciej.