Spojrzenie dziewiąte.
Grudzień 2017 r.
Berlin, Niemcy
-To na święta u Ciebie, czy u mnie? - Greta Langer uśmiechnęła się szeroko do Rose Braun, która siedząc za biurkiem w swoim szpitalnym gabinecie przeglądała kolejne wyniki badań piłkarki Borussi Dortmund. Jako ortopeda od wielu lat zajmowała się wszelkimi kontuzjami niemieckiej piłkarki dzięki czemu mogła widywać się z córką swojego zmarłego kochanka dużo częściej niż podczas rocznicy jego śmierci na berlińskim cmentarzu.
Choć różnica między nimi była dość znacząca uczucie, którym Braun obdarzyła Viktora Langera było prawdziwe jednak nie zdążyło na dobre się rozwinąć. Rose jednak wiedziała, że nic nie wróci jej zmarłego Viktora i gdybanie nie ma tu żadnego sensu, nadal jednak bolał ją fakt straty ukochanego.
-Może u mnie? - zaproponowała podnosząc wzrok znad papierów. Chciała, żeby Langer pogodziła się ze śmiercią ojca i sytuacją jej matki. Chciała żeby Greta była po prostu szczęśliwa, bo na szczęście zasługiwała jak nikt inny.
-Odwiedzimy tatę? - spytała dość niepewnym głosem, wbijając swoje spojrzenie w posadzkę. Ilekroć przywoływała w swojej pamięci sytuację sprzed sześciu lat, tyle razy nie potrafiła powstrzymać cisnących się do oczu łez. Ból nadal pozwalał na wymazanie dramatu, który rozegrał się w jej rodzinie.
-Kochanie, to jest oczywiste. - odpowiedziała, podchodząc do niej i siadając obok niej na kozetce.
-Dziękuję. - wyszeptała, kładąc głowę na ramieniu Rose. Łzy same zawitały w oczodołach każdej z nich. Tragiczne wspomnienia rozdzierały niezagojone rany, które za każdym razem piekły jeszcze bardziej.
Ciche pukanie do drewnianych drzwi jej gabinetu sprawiło, że obie wbiły w nie wzrok. Po chwili charakterystycznie skrzypnęły a w gabinecie pojawiła się niska, blond włosa pielęgniarka ubrana w biały podkoszulek i spódnicę tego samego koloru z plikiem kartek ułożonych na jasnej teczce. Posłała obu kobietom lekki uśmiech, była najlepszą pielęgniarką ordynator Braun, której ta w pełni ufała jeśli chodzi o zdrowie pacjentów.
-Pani doktor, rodzina pani Reus chciałaby z Panią rozmawiać. - zakomunikowała, podając kobiecie wyniki badań nowo przyjętych na oddział pacjentów. Rose podziękowała jej skinieniem głowy, posyłając uśmiech. Langer spojrzała niepewnym wzrokiem na swoją przyjaciółkę.
-Zaraz przyjdę. - odpowiedziała a młoda pielęgniarka zniknęła za drewnianymi drzwiami. Zostawiając je znów z powrotem.
-Reus? - spytała Greta marszcząc brwi. Rose spojrzała na nią podejrzliwie.
-Tak, babcia Twojego kolegi z klubu. - odpowiedziała zeskakując z kozetki. -Super kobieta, bardzo miła dusza towarzystwa na moim oddziale. Ostatnio jak ten Marco przyjechał to wsiadła na wózek i kazała mu się wieść na onkologię dziecięcą, jak wszedł na oddział to wyszedł dopiero po dziewiątej wieczorem. - dodała zabierając z blatu dębowego biurka swój stetoskop i dokumentacje Elizabeth Reus. Greta słysząc słowa Rose przez chwilę siedziała nieruchomo analizując to co od niej usłyszała. Odkąd zaczęła grać w Borussi zdążyła zauważyć, że Marco wyjątkowo lubi dzieci a dzieci lubią jego. -Idziesz ze mną? - dopytała, kładąc dłoń na klamce. Greta pokiwała głową i po chwili razem z Braun opuściła gabinet ordynator ortopedii berlińskiego szpitala.
W drodze na salę, którą od kilku dni zajmowała Elizabeth Reus napastniczka Borussi Dortmund swoimi myślami błądziła wokół osoby wnuczka kobiety. Od dziwnej sytuacji w salonie dużo rozmyślała. Relacja jaka ich łączyła jest dla niej bliżej nieokreślona i bardzo zawiła. A ona sama niejednokrotnie gubiła się w słowach i gestach, które między sobą wymieniali.
-Powiesz mi co się dzieję? - Rose zatrzymała się w pół kroku w taki sposób, że idąca za nią Langer wpadła wprost na nieco wyższą od siebie ciemnowłosą.
-Nic się nie dzieje. - odpowiedziała uśmiechając się lekko do niedoszłej macochy.
-Pamiętaj, że gdyby coś było nie tak, to możesz do mnie śmiało dzwonić. - Greta spojrzała na Rose z lekkim uśmiechem na twarzy. Była bardzo wdzięczna Braun za wszystko co ta dla niej robiła i nigdy nie chciała mieć przed nią żadnych tajemnic.
-Będę pamiętać. - powiedziała i razem z nią weszła do sali chorych, w której poza samą pacjentką był jej mąż, syn z żoną i wnuczki. Rose Braun weszła do sali dziarskim krokiem, Greta natomiast stanęła w jej progu niepewnie uśmiechając się do rodziny Elizabeth Reus.
-Pani doktor kiedy mnie Pani w końcu wypisze do domu? - spytała wbijając w nią radosne spojrzenie. Podczas wizyty w szpitalu zdążyła polubić już wszystkie pielęgniarki szczególnie jednak doktor Braun, która w zaufaniu pewnego wieczora opowiedziała kobiecie historię swojego życia.
-Pani Elizabeth jeszcze niestety będę musiała Panią pomęczyć. Kość nie zrasta się tak jak powinna, więc możliwe, że będziemy musieli interweniować. - oznajmiła, podając kobiecie zdjęcie rentgenowskie złamanej kończyny dolnej. Jako że seniorka rodziny kiedyś była bardzo szanowaną pielęgniarką, która do dziś ma uznanie w Dortmundzkich szpitalach, ale i w Berlińskiej klinice, w której kilka lat przed emeryturą wprowadzała do zawodu młode pielęgniarki.
-Jest tak źle? - zapytał Thomas Reus wbijając w szatynkę nieco przestraszone spojrzenie. Dobrze wiedział jak aktywna fizycznie jest jego matka i jak bolesne dla niej było złamanie nogi.
-To coraz częstsze zjawisko. Greta miała tak samo. - oznajmiła, odwracając głowę w kierunku Langer, która uważnie obserwowała ten rodzinny obrazek. Słysząc słowa Rose uśmiechnęła się do nich delikatnie.
-Pseudo-staw pojawia się u Pani w miejscu złamania i deformuje końce kostne co wytwarza u Pani tak zwany staw rzekomy. Ponad rok temu miałam operację i teraz jest dobrze. - odpowiedziała, czym zaskoczyła Reusa. Nie sądził, że szatynka ma wiedzę medyczną, choć o operacji bardzo dobrze wiedział. Był również ciekaw kim jest dla niej lekarka jego babci, Rose Braun.
-Piłkarka czy jednak lekarka? - mąż Elizabeth uśmiechnął się do zawodniczki Borussi Dortmund.
-Piłkarka, która chce być chirurgiem. - odpowiedziała uśmiechają się do siwego mężczyzny bardzo uroczo.
-Studiujesz medycynę? - Marco nie krył zaskoczenia tym co usłyszał. Nigdy wcześniej nie wspominała, że medycyna jest jej hobby.
-Jest najlepszą studentką i uczelnia to doceniła i choć powinna być na drugim roku obecnie kończy trzeci. - Rose nie kryła dumy z Langer. Choć nie była jej mamą to czuła się za nią odpowiedzialna.
-Gratulacje. - Elizabeth spojrzała na nią z uznaniem.
-Dziękuję.
-A więc Pani Eli poleży tu Pani jeszcze kilka dni, tak na wszelki wypadek gdybyśmy musieli interweniować. - Braun posłała Elizabeth Reus szeroki, przyjazny uśmiech na który jej pacjentka odpowiedziała. Bardzo polubiła panią ordynator z czym się nie kryła.
-To ja życzę Pani szybkiego powrotu do zdrowia a państwu miłego dnia. - Greta spojrzała na zegarek, którego wskazówki wybiły godzinę piętnastą. Tego dnia piłkarka miała umówione spotkanie z agentem nieruchomości, który miał obejrzeć jej rodzinny dom. Rose spojrzała na nią nieco zaskoczona myślała, że uda jej się poruszyć jeszcze jedną sprawę.
-Już lecisz? - zapytała.
-Tak na piątą mam umówione spotkanie z agentem w sprawie domu. - oznajmiła. Zaskoczenie na twarzy Braun jakby się powiększyło, co zaciekawiło zarówno Langer jak i resztę osób zgromadzonych w sali pani Reus.
-Zamierzasz sprzedać dom?
-Na razie tylko go wycenić i tak nigdy bym w nim nie zamieszkała. - skomentowała młodsza z kobiet. Jej spojrzenie w jednej chwili stało się chłodne a wspomnienia z dzieciństwa zaczęły torpedować jej myśli.
-A gdzie zamieszka Margaret gdy wróci? - zapytała, w pierwszej chwili nie myśląc nad tym co wydobywa się z jej krtani. Choć Margaret Langer wyrządziła jej wiele złego, jakiś czas temu wybaczyła jej nie informując o tym piłkarki Borussi Dortmund.
Słysząc pytanie Rose, Greta stanęła w bezruchu. Nie spodziewała się usłyszeć z ust przyjaciółki pytania tak mocnego kalibru. Od czasu rodzinnej tragedii, w której śmierć poniósł jej ojciec i nienarodzona siostra, Greta obiecała samej sobie, że już nigdy nie pomyśli o Margaret Langer jak o swojej matce. Dla niej odsiadująca wyrok piętnastu lat więzienia Margaret Langer przestała istnieć, stała się nikim.
-Chyba zwariowałaś? Nie mów mi, że rozmawiałaś z moją matką? - w oczach Grety w jednej chwili zaszkliły się łzy a jej wzrok przeszyty na wskroś wyrzutem, złością i rozczarowaniem spoczął na Rose, która w jednej chwili zdała sobie sprawę w jak beznadziejny sposób poruszyła raniący temat. Pod naporem spojrzenia Langer, Braun spuściła swoje na szpitalną posadzkę co dało jedynie twierdzącą odpowiedz. Tego się nie spodziewała. Nie sądziła, że Rose zada jej tak mocny cios w samo serce. Po policzkach piłkarki zaczęły spływać łzy, których nie próbowała nawet ocierać. -Do widzenia Państwu. - powiedziała cicho i opuściła salę. Rose stała w takiej pozycji przez krótką chwilę. Zdawała sobie sprawę, że jeśli za nią nie pobiegnie i nie wytłumaczy swojej decyzji to straci córkę swojego ukochanego na zawsze, bezpowrotnie.
-Greta czekaj! - krzyknęła wybiegając za piłkarką Borussi Dortmund.
Marco, który dotąd przysłuchiwał się zarówno Grecie jak i Rose tknięty ludzką ciekawością postanowił pod byle pretekstem opuścić salę swojej babci. Greta była dla niego zagadką, którą chciał rozwiązać a jej przeszłość, którą tak skrupulatnie zamazywała mogła być nawet kluczem do rozwiązania.
-Pójdę po coś do picia. - oznajmił podnosząc się z krzesła. Nikt poza jedną z jego sióstr nie zwrócił na niego nawet najmniejszej uwagi. Sytuacja, której byli świadkiem wyjątkowo ich zaskoczyła i stała się głównym tematem ich rozmowy, w której to Elizabeth opowiedziała im to, co pewnego wieczoru usłyszała z ust pani ordynator.
-Greta, proszę daj mi się wytłumaczyć.
-Z czego? Zapomniałaś co ona zrobiła? Zapomniałaś, że przez nią zginął tata a ty straciłaś córkę?
-Nie zapomniałam, ale ...
-Ale co? -Greta nie mogła wejść w słowo Rose, której zachowania nie rozumiała. Dotąd myślała, że temat wybaczenia jej matce jest kwestią zamkniętą, której żadna nigdy nie będą poruszać.
-Każdy zasługuje na drugą szansę. - Braun miała nadzieję, że Greta zrozumie jej motywację.
-Nie ona! - krzyknęła, hardo patrząc w oczy Rose.
-Proszę Cię przemyśl to... - w oczach Braun zaszkliły łzy. Zdała sobie sprawę, że jej przyjaźń z Langer przez jej decyzję mogłaby się rozpaść, a jej nie mogła zaprzepaścić. Langer nabrała cicho powietrza. Nie powinna tak reagować na słowa, które usłyszała z ust Rose. Zabolał ją jednak fakt, że ta ukryła przed nią fakt rozmowy z jej matką. Wiedziała jednak, że nie może sobie pozwolić na zaprzepaszczenie tej niezwykłej więzi, która połączyła ją z kochanką jej zmarłego ojca.
-Przepraszam nie powinnam była tak zareagować. - powiedziała cicho, chwytając dłoń lekarki. Uśmiechnęła się do niej dosyć niepewnie. Bała się, że Braun jej nie wybaczy.
-Kochana nic się nie stało. To ja powinnam powiedzieć Ci, że widziałam się z Twoją matką. Przepraszam. - starsza z kobiet uśmiechnęła się szerzej, zaciskając dłoń Grety.
Marco natomiast oparty o kwadratowy filar na szpitalnym korytarzu przysłuchiwał się dokładnie rozmowie pomiędzy piłkarką Borussi Dortmund a ordynator berlińskiego szpitala. W jego głowie pojawiało się wiele różnych myśli i wszystkie związane były z postacią młodej piłkarki.
-Nie jest dla Ciebie tylko koleżanką z boiska, prawda? - zamarł słysząc na wysokości swojego ucha głos Yvonne. Kobieta stała ze skrzyżowanymi na klatce piersiowej dłońmi. Reus jedynie zerknął na kobiety stojące kilkanaście metrów dalej, po czym przeniósł go na siostrę.
-Chodź stąd. - powiedział, ciągnąc za sobą zdziwioną jego zachowaniem Yvonnę.
-Święta idą. - Joanna podniosła wzrok znad dokumentów nad którymi od dobrych kilku godzin ślęczała nie wychodząc ze swojego pokoju nawet na krótką chwilę. Fakt, że blondynka była w czwartym miesiącu ciąży sprawił, że Piszczek postanowił zareagować. Nie mógłby sobie darować gdyby przez swoje zachowanie Fabiańska miała nadszarpnąć swojego zdrowia, co odczuć mogłoby jej nienarodzone dziecko.
-Dlatego muszę to skończyć. - oznajmiła lekko się do niego uśmiechając, po czym przeniosła wzrok na pliki kartek, w które dotąd była wpatrzona. Piszczek wbił w jej osobę dość wymowne spojrzenie, którego blondynka jednak nie zdołała wychwycić pogrążając się w swojej pracy. Dotąd Łukasz traktował ją jak dobrą znajomą, przyjaciółkę i choć czasami dawał jej odczuć to, że się o nią martwi to jednak w jego głowie nadal pozostawała przyjaciółką. Do czasu aż nie dowiedział się o ciąży lekarki, wtedy wszystko się zmieniła a blondynka nie była już tylko siostrą jego najlepszego kumpla i przyjaciółką zmarłej partnerki. Zaczęła być dla niego przyjaciółką którą postanowił wspierać i dbać o nią. Robiła dla niego tak wiele w dość krótkim czasie a więc on miał zamiar odwdzięczyć się blondynce z nawiązką.
Wzruszył ramionami, po czym ku wielkiemu zdziwieniu Joanny zgarnął z jej biurka wszystkie dokumenty odkładając je na szeroki, kamienny parapet.
-Co ty robisz? - spytała, zaskoczona.
-Czyżby Pani doktor zapomniała, że ciężarne muszą o siebie dbać? - rzucił z lekką złośliwością. Fabiańska rzuciła mu pełne wyrzutu spojrzenie. Nigdy nie sądziła, że ktokolwiek będzie ją pouczał w sprawach ginekologicznych a już zwłaszcza, że będzie to mężczyzna.
-Nie zapomniałam. - odpowiedziała cicho, co jedynie wywołało uśmiech na twarzy piłkarza Borussi Dortmund.
-A więc teraz Pani doktor grzecznie przeniesie swój szanowny tyłek na kanapę w salonie, przykryje się szczelnie szarym kocem, który tam leży i poczeka aż dobry Łukasz zrobi jej ciepłą i bardzo zdrową herbatę. - Joanna słuchając wywodu piłkarza w myślach słała litanie do zmarłej przyjaciółki, w której nie pozostawia na piłkarzu suchej nitki. Jak dotąd darzyła Łukasza sympatią, tak teraz miała zamiar udusić go gołymi rękoma. Jednak z racji swojego stanu i faktu, że mieszka w domu Piszczka postanowiła zrobić tak jak zalecił jej przyjaciel brata.
-Grzeczna dziewczynka. - powiedział, widząc jak blondynka podnosi się ze skórzanego fotela.
-Jeszcze mnie popamiętasz, Piszczu. - zagroziła przechodząc obok niego. Łukasz jedynie poszerzył uśmiech na swojej twarzy i podążył tuż za blondynką na parter domu, gdzie ona niczym posłuszna dziewczynka położyła się pod szarym kocem a on zniknął w kuchni.
Gdy oparł swoje dłonie o ciemny, kuchenny blat do jego pamięci zaczęły powracać wspomnienia Matyldy i ciąży, z której oboje byli tak bardzo dumni a która sprawiała, że każdego dnia wstawał z szerokim uśmiechem na twarzy. Każde takie wspomnienie sprawiało, że w jego oczach pojawiały się łzy a rany na sercu i duszy na nowo piekły i bolały niemiłosiernie. Słysząc dźwięk gwizdka czajnika wyrwał się z pułapki umysłu. Zdawał sobie sprawę, że Matylda już nigdy nie wróci a czasu nie da się cofnąć. Wiedział, że musi zacząć żyć teraźniejszością i przyszłością a przeszłość musi raz na zawsze odstawić na dalszy tor. Uczucie do Matyldy jednak nadal było dla niego ważne.
Wziął głęboki oddech i z kubkiem gorącej herbaty opuścił kuchnię kierując się do blondynki szczelnie okrytej kocem i wpatrującej się w ekran telewizora, na którym właśnie wyświetlała się transmisja meczu Borussi Dortmund przeciwko Schalke.
-Dziękuję.
Z lekkim uśmiechem na twarzy odebrała kubek od Łukasza, który przysiadł na puchatym dywanie zdobiącym drewnianą podłogę nieopodal sofy.
Joanna ostatnimi czasy miała nieodparte wrażenie, że to co dzieje się w jej życiu nie jest zupełnym przypadkiem a jej historię jakby ktoś wcześniej napisał. Myśli te były dość irracjonalne, jednak ona sama wierzyła w przeznaczenie, które dotąd zamiast grać z nią do tej samej bramki, jakby usilnie starało się być jej przeciwnikiem. Wierzyła jednak, że kiedyś i dla niej wyjdzie słońce na dotąd przykrytym burzowymi chmurami niebie.
Ps. Przepraszam za błędy.
Choć różnica między nimi była dość znacząca uczucie, którym Braun obdarzyła Viktora Langera było prawdziwe jednak nie zdążyło na dobre się rozwinąć. Rose jednak wiedziała, że nic nie wróci jej zmarłego Viktora i gdybanie nie ma tu żadnego sensu, nadal jednak bolał ją fakt straty ukochanego.
-Może u mnie? - zaproponowała podnosząc wzrok znad papierów. Chciała, żeby Langer pogodziła się ze śmiercią ojca i sytuacją jej matki. Chciała żeby Greta była po prostu szczęśliwa, bo na szczęście zasługiwała jak nikt inny.
-Odwiedzimy tatę? - spytała dość niepewnym głosem, wbijając swoje spojrzenie w posadzkę. Ilekroć przywoływała w swojej pamięci sytuację sprzed sześciu lat, tyle razy nie potrafiła powstrzymać cisnących się do oczu łez. Ból nadal pozwalał na wymazanie dramatu, który rozegrał się w jej rodzinie.
-Kochanie, to jest oczywiste. - odpowiedziała, podchodząc do niej i siadając obok niej na kozetce.
-Dziękuję. - wyszeptała, kładąc głowę na ramieniu Rose. Łzy same zawitały w oczodołach każdej z nich. Tragiczne wspomnienia rozdzierały niezagojone rany, które za każdym razem piekły jeszcze bardziej.
Ciche pukanie do drewnianych drzwi jej gabinetu sprawiło, że obie wbiły w nie wzrok. Po chwili charakterystycznie skrzypnęły a w gabinecie pojawiła się niska, blond włosa pielęgniarka ubrana w biały podkoszulek i spódnicę tego samego koloru z plikiem kartek ułożonych na jasnej teczce. Posłała obu kobietom lekki uśmiech, była najlepszą pielęgniarką ordynator Braun, której ta w pełni ufała jeśli chodzi o zdrowie pacjentów.
-Pani doktor, rodzina pani Reus chciałaby z Panią rozmawiać. - zakomunikowała, podając kobiecie wyniki badań nowo przyjętych na oddział pacjentów. Rose podziękowała jej skinieniem głowy, posyłając uśmiech. Langer spojrzała niepewnym wzrokiem na swoją przyjaciółkę.
-Zaraz przyjdę. - odpowiedziała a młoda pielęgniarka zniknęła za drewnianymi drzwiami. Zostawiając je znów z powrotem.
-Reus? - spytała Greta marszcząc brwi. Rose spojrzała na nią podejrzliwie.
-Tak, babcia Twojego kolegi z klubu. - odpowiedziała zeskakując z kozetki. -Super kobieta, bardzo miła dusza towarzystwa na moim oddziale. Ostatnio jak ten Marco przyjechał to wsiadła na wózek i kazała mu się wieść na onkologię dziecięcą, jak wszedł na oddział to wyszedł dopiero po dziewiątej wieczorem. - dodała zabierając z blatu dębowego biurka swój stetoskop i dokumentacje Elizabeth Reus. Greta słysząc słowa Rose przez chwilę siedziała nieruchomo analizując to co od niej usłyszała. Odkąd zaczęła grać w Borussi zdążyła zauważyć, że Marco wyjątkowo lubi dzieci a dzieci lubią jego. -Idziesz ze mną? - dopytała, kładąc dłoń na klamce. Greta pokiwała głową i po chwili razem z Braun opuściła gabinet ordynator ortopedii berlińskiego szpitala.
W drodze na salę, którą od kilku dni zajmowała Elizabeth Reus napastniczka Borussi Dortmund swoimi myślami błądziła wokół osoby wnuczka kobiety. Od dziwnej sytuacji w salonie dużo rozmyślała. Relacja jaka ich łączyła jest dla niej bliżej nieokreślona i bardzo zawiła. A ona sama niejednokrotnie gubiła się w słowach i gestach, które między sobą wymieniali.
-Powiesz mi co się dzieję? - Rose zatrzymała się w pół kroku w taki sposób, że idąca za nią Langer wpadła wprost na nieco wyższą od siebie ciemnowłosą.
-Nic się nie dzieje. - odpowiedziała uśmiechając się lekko do niedoszłej macochy.
-Pamiętaj, że gdyby coś było nie tak, to możesz do mnie śmiało dzwonić. - Greta spojrzała na Rose z lekkim uśmiechem na twarzy. Była bardzo wdzięczna Braun za wszystko co ta dla niej robiła i nigdy nie chciała mieć przed nią żadnych tajemnic.
-Będę pamiętać. - powiedziała i razem z nią weszła do sali chorych, w której poza samą pacjentką był jej mąż, syn z żoną i wnuczki. Rose Braun weszła do sali dziarskim krokiem, Greta natomiast stanęła w jej progu niepewnie uśmiechając się do rodziny Elizabeth Reus.
-Pani doktor kiedy mnie Pani w końcu wypisze do domu? - spytała wbijając w nią radosne spojrzenie. Podczas wizyty w szpitalu zdążyła polubić już wszystkie pielęgniarki szczególnie jednak doktor Braun, która w zaufaniu pewnego wieczora opowiedziała kobiecie historię swojego życia.
-Pani Elizabeth jeszcze niestety będę musiała Panią pomęczyć. Kość nie zrasta się tak jak powinna, więc możliwe, że będziemy musieli interweniować. - oznajmiła, podając kobiecie zdjęcie rentgenowskie złamanej kończyny dolnej. Jako że seniorka rodziny kiedyś była bardzo szanowaną pielęgniarką, która do dziś ma uznanie w Dortmundzkich szpitalach, ale i w Berlińskiej klinice, w której kilka lat przed emeryturą wprowadzała do zawodu młode pielęgniarki.
-Jest tak źle? - zapytał Thomas Reus wbijając w szatynkę nieco przestraszone spojrzenie. Dobrze wiedział jak aktywna fizycznie jest jego matka i jak bolesne dla niej było złamanie nogi.
-To coraz częstsze zjawisko. Greta miała tak samo. - oznajmiła, odwracając głowę w kierunku Langer, która uważnie obserwowała ten rodzinny obrazek. Słysząc słowa Rose uśmiechnęła się do nich delikatnie.
-Pseudo-staw pojawia się u Pani w miejscu złamania i deformuje końce kostne co wytwarza u Pani tak zwany staw rzekomy. Ponad rok temu miałam operację i teraz jest dobrze. - odpowiedziała, czym zaskoczyła Reusa. Nie sądził, że szatynka ma wiedzę medyczną, choć o operacji bardzo dobrze wiedział. Był również ciekaw kim jest dla niej lekarka jego babci, Rose Braun.
-Piłkarka czy jednak lekarka? - mąż Elizabeth uśmiechnął się do zawodniczki Borussi Dortmund.
-Piłkarka, która chce być chirurgiem. - odpowiedziała uśmiechają się do siwego mężczyzny bardzo uroczo.
-Studiujesz medycynę? - Marco nie krył zaskoczenia tym co usłyszał. Nigdy wcześniej nie wspominała, że medycyna jest jej hobby.
-Jest najlepszą studentką i uczelnia to doceniła i choć powinna być na drugim roku obecnie kończy trzeci. - Rose nie kryła dumy z Langer. Choć nie była jej mamą to czuła się za nią odpowiedzialna.
-Gratulacje. - Elizabeth spojrzała na nią z uznaniem.
-Dziękuję.
-A więc Pani Eli poleży tu Pani jeszcze kilka dni, tak na wszelki wypadek gdybyśmy musieli interweniować. - Braun posłała Elizabeth Reus szeroki, przyjazny uśmiech na który jej pacjentka odpowiedziała. Bardzo polubiła panią ordynator z czym się nie kryła.
-To ja życzę Pani szybkiego powrotu do zdrowia a państwu miłego dnia. - Greta spojrzała na zegarek, którego wskazówki wybiły godzinę piętnastą. Tego dnia piłkarka miała umówione spotkanie z agentem nieruchomości, który miał obejrzeć jej rodzinny dom. Rose spojrzała na nią nieco zaskoczona myślała, że uda jej się poruszyć jeszcze jedną sprawę.
-Już lecisz? - zapytała.
-Tak na piątą mam umówione spotkanie z agentem w sprawie domu. - oznajmiła. Zaskoczenie na twarzy Braun jakby się powiększyło, co zaciekawiło zarówno Langer jak i resztę osób zgromadzonych w sali pani Reus.
-Zamierzasz sprzedać dom?
-Na razie tylko go wycenić i tak nigdy bym w nim nie zamieszkała. - skomentowała młodsza z kobiet. Jej spojrzenie w jednej chwili stało się chłodne a wspomnienia z dzieciństwa zaczęły torpedować jej myśli.
-A gdzie zamieszka Margaret gdy wróci? - zapytała, w pierwszej chwili nie myśląc nad tym co wydobywa się z jej krtani. Choć Margaret Langer wyrządziła jej wiele złego, jakiś czas temu wybaczyła jej nie informując o tym piłkarki Borussi Dortmund.
Słysząc pytanie Rose, Greta stanęła w bezruchu. Nie spodziewała się usłyszeć z ust przyjaciółki pytania tak mocnego kalibru. Od czasu rodzinnej tragedii, w której śmierć poniósł jej ojciec i nienarodzona siostra, Greta obiecała samej sobie, że już nigdy nie pomyśli o Margaret Langer jak o swojej matce. Dla niej odsiadująca wyrok piętnastu lat więzienia Margaret Langer przestała istnieć, stała się nikim.
-Chyba zwariowałaś? Nie mów mi, że rozmawiałaś z moją matką? - w oczach Grety w jednej chwili zaszkliły się łzy a jej wzrok przeszyty na wskroś wyrzutem, złością i rozczarowaniem spoczął na Rose, która w jednej chwili zdała sobie sprawę w jak beznadziejny sposób poruszyła raniący temat. Pod naporem spojrzenia Langer, Braun spuściła swoje na szpitalną posadzkę co dało jedynie twierdzącą odpowiedz. Tego się nie spodziewała. Nie sądziła, że Rose zada jej tak mocny cios w samo serce. Po policzkach piłkarki zaczęły spływać łzy, których nie próbowała nawet ocierać. -Do widzenia Państwu. - powiedziała cicho i opuściła salę. Rose stała w takiej pozycji przez krótką chwilę. Zdawała sobie sprawę, że jeśli za nią nie pobiegnie i nie wytłumaczy swojej decyzji to straci córkę swojego ukochanego na zawsze, bezpowrotnie.
-Greta czekaj! - krzyknęła wybiegając za piłkarką Borussi Dortmund.
Marco, który dotąd przysłuchiwał się zarówno Grecie jak i Rose tknięty ludzką ciekawością postanowił pod byle pretekstem opuścić salę swojej babci. Greta była dla niego zagadką, którą chciał rozwiązać a jej przeszłość, którą tak skrupulatnie zamazywała mogła być nawet kluczem do rozwiązania.
-Pójdę po coś do picia. - oznajmił podnosząc się z krzesła. Nikt poza jedną z jego sióstr nie zwrócił na niego nawet najmniejszej uwagi. Sytuacja, której byli świadkiem wyjątkowo ich zaskoczyła i stała się głównym tematem ich rozmowy, w której to Elizabeth opowiedziała im to, co pewnego wieczoru usłyszała z ust pani ordynator.
-Greta, proszę daj mi się wytłumaczyć.
-Z czego? Zapomniałaś co ona zrobiła? Zapomniałaś, że przez nią zginął tata a ty straciłaś córkę?
-Nie zapomniałam, ale ...
-Ale co? -Greta nie mogła wejść w słowo Rose, której zachowania nie rozumiała. Dotąd myślała, że temat wybaczenia jej matce jest kwestią zamkniętą, której żadna nigdy nie będą poruszać.
-Każdy zasługuje na drugą szansę. - Braun miała nadzieję, że Greta zrozumie jej motywację.
-Nie ona! - krzyknęła, hardo patrząc w oczy Rose.
-Proszę Cię przemyśl to... - w oczach Braun zaszkliły łzy. Zdała sobie sprawę, że jej przyjaźń z Langer przez jej decyzję mogłaby się rozpaść, a jej nie mogła zaprzepaścić. Langer nabrała cicho powietrza. Nie powinna tak reagować na słowa, które usłyszała z ust Rose. Zabolał ją jednak fakt, że ta ukryła przed nią fakt rozmowy z jej matką. Wiedziała jednak, że nie może sobie pozwolić na zaprzepaszczenie tej niezwykłej więzi, która połączyła ją z kochanką jej zmarłego ojca.
-Przepraszam nie powinnam była tak zareagować. - powiedziała cicho, chwytając dłoń lekarki. Uśmiechnęła się do niej dosyć niepewnie. Bała się, że Braun jej nie wybaczy.
-Kochana nic się nie stało. To ja powinnam powiedzieć Ci, że widziałam się z Twoją matką. Przepraszam. - starsza z kobiet uśmiechnęła się szerzej, zaciskając dłoń Grety.
Marco natomiast oparty o kwadratowy filar na szpitalnym korytarzu przysłuchiwał się dokładnie rozmowie pomiędzy piłkarką Borussi Dortmund a ordynator berlińskiego szpitala. W jego głowie pojawiało się wiele różnych myśli i wszystkie związane były z postacią młodej piłkarki.
-Nie jest dla Ciebie tylko koleżanką z boiska, prawda? - zamarł słysząc na wysokości swojego ucha głos Yvonne. Kobieta stała ze skrzyżowanymi na klatce piersiowej dłońmi. Reus jedynie zerknął na kobiety stojące kilkanaście metrów dalej, po czym przeniósł go na siostrę.
-Chodź stąd. - powiedział, ciągnąc za sobą zdziwioną jego zachowaniem Yvonnę.
Grudzień 2017 r.
Dortmund, Niemcy.
-Święta idą. - Joanna podniosła wzrok znad dokumentów nad którymi od dobrych kilku godzin ślęczała nie wychodząc ze swojego pokoju nawet na krótką chwilę. Fakt, że blondynka była w czwartym miesiącu ciąży sprawił, że Piszczek postanowił zareagować. Nie mógłby sobie darować gdyby przez swoje zachowanie Fabiańska miała nadszarpnąć swojego zdrowia, co odczuć mogłoby jej nienarodzone dziecko.
-Dlatego muszę to skończyć. - oznajmiła lekko się do niego uśmiechając, po czym przeniosła wzrok na pliki kartek, w które dotąd była wpatrzona. Piszczek wbił w jej osobę dość wymowne spojrzenie, którego blondynka jednak nie zdołała wychwycić pogrążając się w swojej pracy. Dotąd Łukasz traktował ją jak dobrą znajomą, przyjaciółkę i choć czasami dawał jej odczuć to, że się o nią martwi to jednak w jego głowie nadal pozostawała przyjaciółką. Do czasu aż nie dowiedział się o ciąży lekarki, wtedy wszystko się zmieniła a blondynka nie była już tylko siostrą jego najlepszego kumpla i przyjaciółką zmarłej partnerki. Zaczęła być dla niego przyjaciółką którą postanowił wspierać i dbać o nią. Robiła dla niego tak wiele w dość krótkim czasie a więc on miał zamiar odwdzięczyć się blondynce z nawiązką.
Wzruszył ramionami, po czym ku wielkiemu zdziwieniu Joanny zgarnął z jej biurka wszystkie dokumenty odkładając je na szeroki, kamienny parapet.
-Co ty robisz? - spytała, zaskoczona.
-Czyżby Pani doktor zapomniała, że ciężarne muszą o siebie dbać? - rzucił z lekką złośliwością. Fabiańska rzuciła mu pełne wyrzutu spojrzenie. Nigdy nie sądziła, że ktokolwiek będzie ją pouczał w sprawach ginekologicznych a już zwłaszcza, że będzie to mężczyzna.
-Nie zapomniałam. - odpowiedziała cicho, co jedynie wywołało uśmiech na twarzy piłkarza Borussi Dortmund.
-A więc teraz Pani doktor grzecznie przeniesie swój szanowny tyłek na kanapę w salonie, przykryje się szczelnie szarym kocem, który tam leży i poczeka aż dobry Łukasz zrobi jej ciepłą i bardzo zdrową herbatę. - Joanna słuchając wywodu piłkarza w myślach słała litanie do zmarłej przyjaciółki, w której nie pozostawia na piłkarzu suchej nitki. Jak dotąd darzyła Łukasza sympatią, tak teraz miała zamiar udusić go gołymi rękoma. Jednak z racji swojego stanu i faktu, że mieszka w domu Piszczka postanowiła zrobić tak jak zalecił jej przyjaciel brata.
-Grzeczna dziewczynka. - powiedział, widząc jak blondynka podnosi się ze skórzanego fotela.
-Jeszcze mnie popamiętasz, Piszczu. - zagroziła przechodząc obok niego. Łukasz jedynie poszerzył uśmiech na swojej twarzy i podążył tuż za blondynką na parter domu, gdzie ona niczym posłuszna dziewczynka położyła się pod szarym kocem a on zniknął w kuchni.
Gdy oparł swoje dłonie o ciemny, kuchenny blat do jego pamięci zaczęły powracać wspomnienia Matyldy i ciąży, z której oboje byli tak bardzo dumni a która sprawiała, że każdego dnia wstawał z szerokim uśmiechem na twarzy. Każde takie wspomnienie sprawiało, że w jego oczach pojawiały się łzy a rany na sercu i duszy na nowo piekły i bolały niemiłosiernie. Słysząc dźwięk gwizdka czajnika wyrwał się z pułapki umysłu. Zdawał sobie sprawę, że Matylda już nigdy nie wróci a czasu nie da się cofnąć. Wiedział, że musi zacząć żyć teraźniejszością i przyszłością a przeszłość musi raz na zawsze odstawić na dalszy tor. Uczucie do Matyldy jednak nadal było dla niego ważne.
Wziął głęboki oddech i z kubkiem gorącej herbaty opuścił kuchnię kierując się do blondynki szczelnie okrytej kocem i wpatrującej się w ekran telewizora, na którym właśnie wyświetlała się transmisja meczu Borussi Dortmund przeciwko Schalke.
-Dziękuję.
Z lekkim uśmiechem na twarzy odebrała kubek od Łukasza, który przysiadł na puchatym dywanie zdobiącym drewnianą podłogę nieopodal sofy.
Joanna ostatnimi czasy miała nieodparte wrażenie, że to co dzieje się w jej życiu nie jest zupełnym przypadkiem a jej historię jakby ktoś wcześniej napisał. Myśli te były dość irracjonalne, jednak ona sama wierzyła w przeznaczenie, które dotąd zamiast grać z nią do tej samej bramki, jakby usilnie starało się być jej przeciwnikiem. Wierzyła jednak, że kiedyś i dla niej wyjdzie słońce na dotąd przykrytym burzowymi chmurami niebie.
☼☼☼
Witajcie!!!
Od pojawienia się ostatniego rozdziału minął prawie miesiąc za co bardzo gorąco was przepraszam. W tym co prawda Łukasz i Asia nieco zepchnięci na dalszy tor, ale w następnym będzie ich nieco więcej.
Pozdrawiam was gorąco i czekam na waszą opinię. 😉
Dobrego tygodnia!
Ps. Przepraszam za błędy.
Nie spodziewałam się, że za Gretą ciągnie się tak dramatyczna i smutna przeszłość. Śmierć ojca, za którą odpowiedzialność ponosi jej matka. W dodatku w tle zdrada i nienarodzone dziecko.
OdpowiedzUsuńDziewczyna nie miała w życiu łatwo, ale na szczęście ma oparcie w Rose i swoich przyjaciółkach.
Ogólnie zaskoczyło mnie to, że Rose to kochanka jej ojca... Nie codziennie ma w końcu miejsce przyjaźń pomiędzy osobami połączonymi w taki sposób.
Marco, coraz mocniej intryguje panna Langer. Interesuje się nią, jej zainteresowaniami, przeszłością. Nawet jego siostra zauważyła, to niecodzienne zachowanie z jego strony. Czas pokaże, jak to wszystko się dalej rozwinie.
Co do Asi i Łukasza. Choć nadal zmagają się z problemami i wewnętrznymi rozterkami. Starają się, jak zawsze wzajemnie wspierać i dbać o siebie. To naprawdę urocze. 😊
Greta skrywa wiele tajemnic i jeszcze nie jednym zaskoczy zarówno Marco jak i czytelników tego opowiadania. Rose i jej romans z ojcem Grety, jak i również ich relacja to wynik dość zawiłych perypetii z dzieciństwa.
UsuńDziękuję za komentarz i ciesze się, że Ci się podoba.
Pozdrawiam.
Buziaczki.
Czekam na kolejny rozdział.
OdpowiedzUsuńKolejny rozdział powinien pojawić się po moim powrocie.
UsuńObiecuję, że postaram się dodać go jak najszybciej.
Przeczytałam jedynie ten rozdział, więc średnio jestem wgłębiona w całokształt historii, ale.. Z całą pewnością nadrobię! Czytało się lekko, przyjemnie, nic tylko wziąć w dłoń herbatę, iść pod kocyk i w te głupie, jesienne popołudnia zacząć czytać.
OdpowiedzUsuńŁukasz, a raczej taki przyjaciel jak on, to niesamowity skarb!
Pozdrawiam i przy okazji zapraszam do siebie na coś nowego:
https://mas-que-amigos-coccinelle.blogspot.com/
Cieszę się, że tutaj trafiłaś i mam nadzieję, że poprzednie rozdziały nie zniechęcą Cię do śledzenia losów bohaterów tego fanfiction.
UsuńHerbata, kocyk i czytanie to idealny przepis na jesienne popołudnia i wieczory. ;)
Pozdrawiam i na pewno do Ciebie wpadnę.
Buziaczki.