Spojrzenie Pięćdziesiąte.

 !!!od autorki:  Zapraszam Was na ostatni akt. 🤗 Miłej lektury kochani 😃!!! Ps. Za wszelkie błędy z góry Was przepraszam 🙂

~*~

*Dzień ślubu Joanny i Łukasza*

20 lipiec 2019 r.

Kościelisko. Polska. 

          Skromna, elegancka ale jednocześnie wyszukana biała sukni ślubna kołysała się w tylko sobie znanym rytmie wprawiona w ruch przez letni wiatr wpadający do niewielkiego pokoju przez lekko uchylone duże, stare okno wyglądające wprost na malownicze tatrzańskie szczyty. Wypleciony z kwiatów wianek, wraz z bukietem z czerwonych róż ozdabiały blat ciemnego, drewnianego stolika tuż obok którego stały wysokie połyskujące w świetle porannego sierpniowego słońca szpilki w najjaśniejszym odcieniu szarości. Komplet białej eleganckiej bielizny wykończonej w finezyjny sposób koronką leżał okryty materiałem krótkiego satynowego szlafroka w tym samym kolorze, na idealnie zaścielonym, pojedynczym drewnianym łóżku. 

Siedząca na wyłożonej drewnianymi, starymi deskami podłodze Joanna Fabiańska oparła brodę na przyciągniętych do klatki piersiowej kolanach i z lekkim uśmiechem na twarzy wpatrywała się w wiszący na metalowym karniszu drewniany wieszak z suknią ślubną. Suknią utkaną z jej wszystkim pragnień i marzeń. Suknią, w której zakochała się od pierwszego spojrzenia i pierwszego dotyku. Suknią, w której miała złożyć przysięgę małżeńską mężczyźnie, który każdego dnia poprawiał jej humor, wywoływał uśmiech na jej twarzy i sprawiał, że wszelkie troski przestawały być dla niej istotne. Mężczyźnie, który przez wiele długich lat był dla niej przyjacielem jej starszego brata, a później partnerem jej najlepszej przyjaciółki. Mężczyźnie, który walczył o nią wtedy gdy ona straciły już wszystkie swoje siły. Mężczyźnie, który patrzył na jej synka z miłością i czułością zupełnie tak, jakby ten był jego synkiem. Mężczyźnie, który okazał się jej ideałem. 

Skrzypnięcie drewnianych drzwi prowadzących na wąski i niski korytarz sprawiło, że oderwała wzrok przenosząc spojrzenie na stojącą w progu pokoju ubraną w zwiewną, błękitną sukienkę Dagmarę Bachledę. 

        -W porównaniu do Łukasza jesteś oazą spokoju. - zaśmiała się zamykając drzwi. 

        -To znaczy? 

Młoda prawniczka usiadła obok niej, opierając plecy o chłodną ścianę pokoju. 

         -Boi się, że jednak się rozmyślisz. - rzuciła jej wymowne spojrzenie, a kąciki jej ust wygięły się w czymś przypominającej siedzącej obok niej przyszłej pannie młodej uśmiech, który zdobił jej twarz w czasie studiów. -Ma powody?

         -Zwariowałaś! - oburzyła się, opierając głowę o błękitną ścianę. -Kocham go. 

         -Może za rzadko mu to mówisz, skoro tak bardzo boi się, że go zostawisz? - przygryzła wargę. -Ja mówiłam za rzadko ... 

         -Robert jest idiotą. - wtrąciła, chwytając bladą dłoń młodszej od siebie prawniczki. -A ty zasługujesz na kogoś kto Cię doceni, rozumiesz? Kto pokocha Cię tak mocno jak ja kocham Łukasza, rozumiesz? Kto będzie o Ciebie walczył, kto nigdy Cię nie skrzywdzi, rozumiesz?

Kiwała głową, potwierdzając każde ze słów siostry bramkarza reprezentacji Polski. Chciała wierzyć, w każde ze słów, które wydobywały się z jej krtani jednak coraz trudniej jej to przychodziło, choć tak na prawdę chyba w żadne z nich nie potrafiła uwierzyć.

         -A jeśli nikt mnie nie pokocha?

         -Nie wolno Ci tak myśleć, rozumiesz? - otarła łzy z jej bladych policzków muśniętych nieznacznie warstwą jasno różowego pudru. -Jesteś cudowną kobietą o wielkim sercu, walczącą o każdą bitą kobietę i maltretowane dziecko. Jesteś piękna i nigdy o tym nie zapominaj, rozumiesz? - cmoknęła ją w czoło dodając jej tym gestem otuchy. -Pewnego dnia na twojej drodze stanie ten jedyny, musisz tylko cierpliwie czekać. - dodała znacznie ciszej, gdy szloch blondwłosej prawniczki dobiegł do jej uszu. Traktowała ją jak siostrę i wszyscy bardzo dobrze o tym wiedzieli. 

 Dagmara oderwała się od niej po dłuższej chwili. Otarła wierchem dłoni mokry policzek i uśmiechnęła się smutno. 

          -Co ja robię? - zaśmiała się gorzko. -To ma być Twój najszczęśliwszy dzień a ja nie chcę Ci go popsuć swoim beczeniem.

          -Nie psujesz. - powiedziała cicho, zaczesując kosmyk jasnych włosów Dagmary za jej ucho. -Dziękuję, że zostałaś moją świadkową.

          -Nie mogłabym Ci odmówić. - rzuciła podnosząc się z podłogi. Wyciągnęła dłoń ku Fabiańskiej, która uśmiechnęła się lekko ściskając jej dłoń. -Za dwie godziny masz być w kościele, mam nadzieję, że nie zapomniałaś? 

***

Poprawił nerwowo czarny krawat opadający idealnie na białą jedwabną koszulę sprawiając, że stojący z nim ramię w ramię Karol zaśmiał się cicho. Spojrzał na kuzyna wymownym spojrzeniem, pokręcił przy tym głową i omiótł swoim spojrzeniem zapełniający się gośćmi stary, drewniany kościół położony w dolinie u stóp malowniczych szczytów Tatr w najwyższych partiach pokrytych niewielką pokrywą śnieżną. 

        -Gdyby miała Cię zostawić zrobiłaby to już dawno. - rzucił cicho sprawiając, że dotąd brylujący w swoich myślach Łukasz wbił w niego zdziwione spojrzenie. -Możesz się w końcu ogarnąć?

        -O co Ci chodzi, co? 

Karol westchnął poprawiając poły swojej czarnej marynarki zapinając osamotniony czarny guzik z elementami w czerwonym kolorze. Ignorował wzrok kuzyna co ewidentnie wprawiało w ruch jedną z żyłek na jego wysokim, pomarszczonym lekko przez czas czole.

         -Chodzi mi o to, że Aśka Cię kocha i właśnie dziś masz szansę na początek cudownej przygody już nie tylko jako ojciec, ale i mąż a swoim zachowaniem możesz ją wystraszyć. 

Łukasz zmarszczył brew przyglądając się Karolowi bardzo uważnie. Wiedział, że starszy od niego o rok trener ma wiele racji we wszystkim co mówi, sam nie wiedział jednak dlaczego tak bardzo obawia się tego, że blondynka ostatecznie zmieni swoją decyzję i zostawi go przed ołtarzem górskiego, drewnianego kościoła wypełniającego się gośćmi. Może ze względu na jego uczucia, która za sprawą śmierci Matyldy wydawały mu się zniknąć?

      -Jest przy Tobie szczęśliwa, rozumiesz? - poprawił dorodny czerwony kwiat róży leżący artystycznie w butonierce marynarki piłkarza, posyłając mu przy tym lekki, uroczy uśmiech na którego widok swój wzrok na mężczyźnie na dłuższą chwilę zatrzymywały siedzące w drewnianych ławkach kobiety. -Widać, że Cię kocha i zrobiłaby dla Ciebie wszystko, więc wbij to sobie w końcu do tego pustego łba! - warknął, uderzając go pięścią w ramię. Łukasz łypnął na niego mrocznym spojrzeniem, które sprawiło jedynie, że uśmiech na twarzy Karola poszerzył się znacząco. Wychowywali się razem, byli dla siebie jak bracia i żadne zachowanie tego drugiego nie robiło na nich nawet najmniejszego wrażenia.

      -Wszystko w porządku? 

Dwie pary hipnotyzujących, tak podobnych do siebie zielonych oczu wbiły się w Zosię Brzozowską, która pojawiła się nagle na przeciwko nich z bukietem czerwonych róż, który wsunęła do stojącego na ołtarzu dużego pękatego wazonu wypełnionego w jednej trzeciej białymi ozdobnymi kamykami w różnych kształtach. 

Uśmiechnęli się do niej w tym samym momencie, a ona omiotła ich swoim spojrzeniem robiąc krok w ich stronę.

       -Stres pana młodego. - Karol zaśmiał się cicho, wywołując uroczy uśmiech na twarzy właścicielki pensjonatu i urokliwej sali weselnej położonej u stóp szczytów malowniczych Tatr. 

       -A świadek się nie stresuje? - spytała, unosząc brew i wbijając uważne spojrzenie w wyjątkowo przystojnego, ubranego w elegancki czarny garnitur Karola. 

        -Wystarczy, że on się stresuje. - wywrócił oczami. -Gdybym jeszcze ja do niego dołączył, to pewnie do przysięgi by nie wytrzymał i padłby na zawał. 

Brzozowska zaśmiała się cicho i spojrzała na obrońcę Borussi Dortmund przepraszającym spojrzeniem, ten jedynie uśmiechnął się lekko wzdychając przy tym głośno i patrząc kątem oka na czarującego swoim uśmiechem Zosię kuzyna. 

         -Nie musi się Pan stresować, to będzie najpiękniejszy dzień w Waszym życiu. - poklepała go po ramieniu. -Jesteście piękną parą. - dodała, cmokając go w policzek na co uśmiechnął się lekko. 

         -Mówiłem Ci już kilka lat temu żebyś mówiła mi po imieniu.

Karol, który objął Zosię silnym ramieniem uśmiechnął się a długowłosa szatynka oblała się uroczym rumieńcem.

        -Zapamiętam, obiecuję. - rzuciła cicho. -A teraz uciekam sprawdzić czy wszystko jest gotowe na przybycie Twojej królowej. - puściła mu oczko i odeszła w kierunku wyjścia z kościoła odprowadzona uważnym spojrzeniem Piotra Zielińskiego siedzącego w kościelnej ławce u boku ładnej blondynki wpatrzonej w ekran swojego smartphone'a i Arka Milika ukradkiem przyglądającego się Tosi Brzozowskiej poprawiającej kwiaty zdobiące wysokie stojaki z kwiatami rozstawione w ośmiu miejscach czerwonego dywanu. 

       -Co? - spytał Łukasz, gdy dostrzegł na sobie uważny wzrok Karola. 

       -Nic ... nic ... - westchnął kręcąc przy tym zabawnie głową. 

Łukasz nie rzucił żadnego komentarza mające być odpowiedzią na wykonany przez Karola gest, poprawił jedynie nerwowo czarny krawat spoglądając nerwowym wzrokiem na wejście do kościoła. Wyprostował się nagle i spiął wyjątkowo, gdy w dużych drewnianych drzwiach kościoła ozdobionych wiankami z polnych kwiatów pojawił się uśmiechnięty Łukasz Fabiański trzymający za rękę jego uśmiechniętego syna wyglądającego równie elegancko co jego przyjaciel będący zarazem bratem Joanny a już za kilkadziesiąt minut jego szwagrem. Tuż za nim z niepewnym uśmiech podążała ubrana w ciemnozieloną, prostą długą suknię Dagmara, na której swój wzrok na dłuższą chwilę zatrzymał Karol i Robert na którego ramieniu wsparta stała rudowłosa Patrycja, z którą kilka miesięcy wcześniej nawiązał romans. Czy wiedział jak wiele stracił? Chyba już to do niego docierało.

Jednak dopiero po chwili obaj nabrali głośno powietrza. Oczy Łukasza zaświeciły się iskierkami szczęścia a w oczach Karola pojawił się wcześniej nie dostrzegany błysk. Rozmowy zaproszonych przez nich gości zamilkły w jednej chwili, gdy wsparta na silnym ramieniu swojego postawnego ojca w kruchcie kościoła stanęła Joanna Fabiańska posyłająca towarzyszącemu jej Janowi Fabiańskiemu niepewny uśmiech. Stojący z boku w towarzystwie Dagmary jej brat Łukasz uśmiechnął się lekko dostrzegając gest swojego ojca, który nigdy nie ukrywał, że szczęście jego jedynej córki jest dla niego niezmiernie ważne. Dla niego jako dla starszego brata też była wyjątkowo ważna i cieszył się, że pomimo tak wielu burz i zawirowań trafiła na swojej drodze wprost w ramiona jedynego człowieka, któremu ufał bezgranicznie. Bo tego, że Piszczek był dla niego jak brat nigdy nie ukrywał. 

Uśmiechy, który posłały jej Greta Langer, Lea Koch i Julii Wagner sprawiły, że poczuła się znacznie pewniej. Uniosła wyżej głowę, podniosła wyżej dłoń ozdobioną eleganckim bukietem z czerwonych róż i w rytm wygrywanej przez kościelne organy melodii marsza weselnego zrobiła krok stawiając wysoki, wąski obcas kremowych szpilek na szerokim czerwonym dywanie. 

Jej długa idealnie dopasowana do atletycznej sylwetki suknia obszyta była zmysłową koronką zarówno na dole jak i w górnej części materiału. Delikatny dekolt spod którego wyglądał niepewnie koronkowy materiał prostego i skromnego biustonosza uszyty był w kwiatowym motywie. Długie rozcięcie przechodzące przez środek całego materiału sukni, przy każdym pokonywanym przez nią kroku ukazywał z gracją jej zgrabną nogę.  A wypleciony z zielonych gałęzi i polnych kwiatów między które wplecione były pojedyncze kwiaty czerwonych róż dopełniały całości jej iście bajkowego wyglądu. 

Była piękna. Idealna. Cudowna. Była jego ideałem, jego perfekcją, jego przepisem na szczęście. Po prostu była jego marzeniem, które właśnie teraz miało się ziścić i sprawić, że jego życie w końcu będzie takie jakiego zawsze pragnął. Szczęśliwe, przepełnione miłością i prawdziwe.

         -Dbaj o nią, Łukasz. 

Piszczek kiwnął lekko głową, uśmiechając się do Jana niepewnie, gdy ten położył dłoń swojej córki na jego rękach. Poklepał piłkarza po ramieniu i całując córkę w policzek odszedł w kierunku swojej żony i rodziców Piszczka siedzących w pierwszej ławce obok której w bocznej nawie kościoła stał czarny, markowy wózek z usypiającym w rytm kołysania przez Halinę Piszczek, Filipem. Choć chłopiec nie był ich wnuczkiem bardzo szybko zawładnął ich sercami i razem ze swoją mamą stał się znaczącą częścią ich rodziny. 

         -Wszystko w porządku? - spytała patrząc na niego zaniepokojonym wzrokiem. 

         -Tak. - odpowiedział szybko, ściskając jej dłoń. Uśmiechnął się przy tym lekko tak jak robił to każdego wspólnego poranka. 

Za każdym razem, gdy odwracał na nią swoje spojrzenie odrywając wzrok od ołtarza patrzyła na niego z czułością i z miłością, która biła z jej oczu na znaczną odległość. Chwytała go wtedy za serce, wywoływała niezwykłą błogość. Zwłaszcza teraz w momencie, w którym niski, siwowłosy ksiądz otulił ich prawe dłonie fioletową stułą, a dźwięk przysięgi, którą składała przed nim sprawiał, że jego ciało przechodziły przyjemne dreszcze. 

           -Ja Joanna biorę sobie Ciebie Łukaszu za męża ... i ślubuję Ci ... miłość, wierność i uczciwość małżeńską ... oraz, że Cię nie opuszczę aż do śmierci ... tak mi dopomóż Panie Boże Wszechmogący, w Trójcy Jedyny i Wszyscy Święci. 

Spiął się, gdy mikrofon trzymany przez wysokiego ministranta zatrzymał się tuż przed jego ustami. Poczuł się tak, jakby nagle w jego krtani wyrosła gula nie pozwalająca mu na wypowiedzenie ani jednego słowa. Dopiero, gdy uśmiechnęła się do niego nieznacznie ale zarazem tak czule i ścisnęła mocniej jego dłoń, wszystkie jego troski po prostu uciekły a on był już pewien, że wszystko będzie dobrze, idealnie, tak jak zawsze chciał. 

           -Ja Łukasz, biorę sobie Ciebie Joanno za żonę ... i ślubuję Ci ... miłość, wierność i uczciwość małżeńską ... oraz, że Cię nie opuszczę aż do śmierci ... tak mi dopomóż Panie Boże Wszechmogący, w Trójcy Jedyni i Wszyscy Święci. 

Pocałowała go delikatnie i niezwykle czuło, wkładając w każde złączeniu ich warg tak samo wiele pasji i uczucia. Kochała go i był tego pewien. Był szczęśliwy, że wybrała właśnie jego uleczającym tym samym jego zranione śmiercią Matyldy serce. Oboje wyleczyli swoje złamane serca i znaleźli na nie receptę zatapiając się w swoich ramionach. 

Zaśmiała się uroczo odrywając się od niego w akompaniamencie głośnych braw gości weselnych. Łukasz poszedł jej śladem opierając głowę na jej czole okrytym niewielką warstwą delikatnego makijażu maskującego wszelkie mankamenty jej urody. 

Był jej mężem. Ona jego żoną. I tylko to się dla nich liczyło. 

         -Wszystko dobrze? - spytał Karol dostrzegając w oczach towarzyszącej mu Dagmary szklące się łzy. Blondynka spojrzała na niego tak uroczym wzrokiem, że jego ciało przeszły nieznane wcześniej ciarki. 

           -Idealnie. - szepnęła, zaciskając mocniej w swoich dłoniach bukiet z czerwonych róż. 

 ***

      Halina Piszczek uśmiechnęła się do Hanny Fabiańskiej, która usiadła na swoim krześle wracając do stolika z dwoma kieliszkami czerwonego, słodkiego wina wypełniającego pękate naczynia w połowie pojemności. Zerknęła do wózka stojącego pomiędzy nimi, okrywając odruchowo dokładniej śpiącego w nim chłopczyka wtulonego w pluszowego misia. 

        -Zaskakujące, że cały czas śpi i ten hałas mu nie przeszkadza. - zaśmiała się gładząc materiał ciemnoniebieskiej sukienki sięgającej jej nieco za kolana. 

         -Tak, to wyjątkowy chłopiec. - pokręciła głową posyłając towarzyszce lekki uśmiech. -Gdyby nie fakt, że nie jest synem Łukasza powiedziałabym, że się w niego wdał w stu procentach.

         -Czemu?

         -Jest takim samym śpiochem jak on. - zaśmiały się. -Nic nie było go w stanie obudzić, nawet w Sylwestra spał jak suseł choć dokoła wystrzeliwały fajerwerki.

         -Mamuś ... - obie spojrzały na stojącego za Haliną Piszczek Łukasza, którego twarz ozdabiał lekki uśmiech. -Mogłabyś mnie nie ośmieszać?

         -No wiesz co? O co ty mnie posądzasz?

         -Jak Filip? - spytał, zaglądając do wózka. Cmoknął śpiącego chłopca w czoło a jego twarz rozświetlił szczery i znacznie szerszy uśmiech.

         -Dobrze, ale zająłbyś się swoimi gośćmi i żoną.

         -Ale ...

         -Przed Tobą całe życie ojcostwa, chociaż dziś się tym nie przejmuj. 

Hanna Fabiańska ścisnęła jego dłoń posyłając mu przy tym delikatny uśmiech, który odwzajemnił. 

         -Śpi?

Cała trójka przeniosła swoje spojrzenia na blondynkę, która stanęła tuż obok drewnianego stołu. 

          -No już idźcie na parkiet i bawcie się razem z gośćmi, Maciek też już usypia, więc zabieram ich do pensjonatu. - rzucił Jan pojawiając się obok nich z przysypiającym w jego ramionach Maćkiem.

Łukasz rzucił Joannie wymowne spojrzenie, które ta skomentowała jedynie zaciśnięciem palców na jego dłoni wyciągniętej nonszalancko w jej stronę. Ucałował ją w wierzch dłoni i powolnym krokiem prowadząc ją ostrożnie między wirującymi na parkiecie gośćmi weselnymi znaleźli się na jego samym środku odprowadzeni uważnymi spojrzeniami swoich rodziców. 

            -W końcu znaleźli swoje szczęście. - szepnęła Hanna Fabiańska, gdy dłoń jej męża ozdobiła jej ramię. 

            -Akurat im należało się to już zdecydowanie wcześniej. - Halina zaśmiała się cicho spoglądając na teściów swojego syna. 

           -Idziecie ze mną? - spytał, przytulając mocniej dwuletniego Maćka. Kobiety spojrzały na siebie i z uśmiechami na twarzach podniosły się z drewnianych krzeseł. Kazimierz, którego spotkali na oświetlonym lampionami i pływającymi w wazonach świecami o zapachu wanilii chwycił metalową rączkę wózka małego Filipa i razem z nimi udał się kamienną ścieżką do pensjonatu pozostawiając za swoimi plecami drewnianą salę weselną, w której ich dzieci wraz ze swoimi gośćmi świętowali początek wspólnego rodzinnego życia. 

       -Kocham Cię ... - szepnęła tonąc w ramionach Łukasza, który uśmiechnął się lekko na dźwięk jej głosu przebijającego się przez głośną muzykę i gwar rozmów odbijający się od drewnianych ścian prezentującej się urokliwie sali weselnej. -Myślisz, że ... - urwała szukając w swojej głowie odpowiednich słów sprawiając tym samym, że Piszczek odsunął ją od siebie lekko tak, aby bez problemu spojrzeć w jej nieco przygaszone oczy.

        -Asia, co się dzieję? 

        -Czy to możliwe, że Matylda w tak dziwny sposób pokierowała naszym życiem? 

Uśmiechnął się lekko, przeczesując palcami jej blond włosy upięte w eleganckim warkoczu, w który wplecione były polne kwiaty dodające jej fryzurze niezwykłego bajkowego uroku. 

 Pocałował ją w czoło, zatrzymując na nim swoje wargi przez dłuższą chwilę. Bił się z własnymi myślami szukając dobrej odpowiedzi na jej pytanie. Wierzył w to, tylko czy była to realistyczna odpowiedź. 

         -Wierzę w to, że w jakiś dziwny sposób splotła nasze drogi w jedną. - przytulił ją do siebie, opierając brodę na czubku jej głowy. -I jestem jej za to wdzięczny. - szepnął muskając wargami płatek jej ucha. -Kocham Cię jak wariat. - zaśmiała się i zatonęła w jego wargach. 

***

   Zofia Brzozowska oparła się o drewniany filar a lekki uśmiech ozdobił jej twarz, gdy omiotła uważnym spojrzeniem wirujące na parkiecie pary, pogrążonych w energicznych rozmowach mężczyzn, kobiety unoszące w dłoniach kieliszki wypełnione w połowie musującym winem sprowadzanym przez nią z jednej z niewielkich winnic na południu Francji. 

Kochała to miejsce, które po śmierci rodziców stało się dla niej nie tylko biznesem do przejęcia, ale i jedyną pamiątką, która jej po nich została. Jedyna rzecz zaraz po młodszej siostrze, która sprawiała jej niezwykle wielką radość. Gdyby pewnego dnia miała do nich dołączyć wszystko to spadłoby na głowę jej młodszej o sześć lat siostry, dziewiętnastoletniej Tosi. 

       -Muszę przyznać, że odniosłaś sukces.

Uśmiechnęła się słysząc melodyjny głos Zielińskiego tuż nad swoim uchem. Oderwała wzrok od wirujących na drewnianym parkiecie par, przenosząc spojrzenie w mężczyznę stojącego tuż obok niej.

       -A sądziłeś, że będzie inaczej? - spytała unosząc przy tym wymownie brew. Piłkarz zaśmiał się cicho, rozpinając przy tym czarny guzik eleganckiej marynarki.

       -Zawsze wiedziałem, że jesteś wyjątkowa, gdyby było inaczej nie zostałabyś moją dziewczyną.

Tym razem to ona się zaśmiała, rzucając mu przy tym urocze spojrzenie zupełnie takie jak to, którym obdarzała go przez wszystkie te lata, w których dzielnie stali u swojego boku. Do momentu, w którym nie wyjechał do Włoch a ona nie postanowiła zająć się młodszą siostrą i biznesem, który odziedziczyła po tragicznym wypadku rodziców. 

         -Pozwoliłam Ci się wtedy zdobyć. - szepnęła przygryzając przy tym lekko dolną wargę.

         -Taa ... to były czasy. - westchnął, uśmiechając się lekko, gdy jego wzrok dostrzegł Tosię tonącą w objęciach opowiadającego jej o czymś z wielką energią Roberta Lewandowskiego. 

        -Zielu, jeśli jest coś co Cię trapi to mi to powiedz ... wiesz, że nawet teraz możesz na mnie liczyć.

       -Wiem. - chwycił jej dłoń, ściskając ją w w swojej dłoni. -Zatańczysz? - spytał uśmiechając się lekko. Nabrała głośno powietrza kiwając twierdząco głową. 

Choć rozstali się ze sobą pięć lat temu, obawiała się, że jej uczucia względem niego nadal są żywe i taki moment jak ten może zniszczyć wszystko to co w sobie pielęgnowała przez wszystkie te lata, w których nie było go obok niej. Postanowiła jednak zaryzykować i gdy melodia nagle zwolniła wtuliła się w mocne ramiona piłkarza i przymknęła powieki, gdy woń jego mocnych perfum wdarła się do jej nozdrzy. Nagle wszystkie wspomnienia odżyły a jej policzek ozdobiła pojedyncza łza, która pojawiła się na samą myśl o tym, że kiełkująca w jej organizmie śmiertelna choroba może zabrać jej go bezpowrotnie zostawiając mu jedynie wspomnienia wspólnie spędzonych nastoletnich lat.

***

    Twarz Łukasz Piszczka rozświetlił szeroki uśmiech, gdy rzucony przez jego rozbawioną żonę bukiet czerwonych róż wpadł wprost w dłonie zaskoczonej Stephanie Meyer. Policzki wysokiej szatynki ubranej w krótką, zwiewną zieloną sukienkę rozkwitły rumieńcem, gdy ponad sto par oczu wpatrywało się w nią intensywnym spojrzeniem. Joanna szepnęła jej coś na ucho cmokając ją przy tym w policzek. Była piłkarka Bayernu Monachium zmarszczyła brew odwracając się w przeciwnym kierunku, gdzie z uwodzicielskim spojrzeniem na twarzy uważnym spojrzeniem obserwował ją ojciec jej synka. 

       -To chyba przeznaczenie. - szepnął muskając swoimi wargami płatek jej ucha. -I znak, że nie możesz mi odmówić.

       -Czego nie mogę Ci odmówić? - spytała marszcząc czoło. Mats Hummels uśmiechnął się lekko sięgając do kieszeni granatowych spodni garniturowych. 

Zdziwienie wkradło się na jej twarz, a twarze pozostałych gości ozdobiły uśmiechy, gdy piłkarz reprezentacji Niemiec uklęknął na jego kolano i wyciągnął w jej kierunku niewielkie czerwone pudełeczko z niezwykle skromnym, ale trafiającym idealnie w jej gust pierścionkiem, który kilka tygodni wcześniej kupił u berlińskiego jubilera z pomocą świętujących ten wyjątkowy dzień państwa Piszczków. 

Zasłoniła usta dłonią a jej oczy zaszkliły się łzami, gdy sens tej sceny do niej dotarł. Joanna, która właśnie poczuła na swoich biodrach dłonie Łukasza uśmiechnęła się lekko. 

        -Stephanie Meyer czy zostaniesz moją żoną? 

Pokiwała energicznie głową, wpadając w jego silne ramiona. Wywołała tym samym uśmiech na twarzach wszystkich gości nawet Marco Reusa, w którego klatkę piersiową okrytą jedwabną koszulą wtulały się Greta Langer i Lea Koch, w których oczach zaszkliły się łzy szczęścia. 

         -To zdecydowanie najpiękniejszy dzień naszego życia, kotku. - rzucił Piszczek cmokając blondynkę w zgłębienie w jej szyi. 

         -Oby wszystkie były teraz tylko takie jak ten. - szepnęła odwracając się w jego kierunku i po raz kolejny tej nocy zatopiła się w jego spragnionych ustach w przepełnionych uczuciem i szczęściem pocałunkach uwiecznionych na karcie pamięci aparatu uśmiechniętych szeroko Grety Langer i Ewy Bilan - Stoch. 


# # #

I już. 😔 Definitywny koniec tej historii, z happy endem o który w swojej głowie tak mocno walczyłam przez całe 5 lat publikowanie tego opowiadania zarówno tu, jak i na wattpadzie. 😊 

Jestem dumna z tego jak potoczyły się losy wykreowanych przeze mnie bohaterów, choć teraz czytając to z biegiem tych lat może troszkę inaczej splątałabym ich drogi ze sobą dodając kilku nowych bohaterów. Ale teraz już za późno 😂. 

Mam nadzieję, że również Wam ta opowieść zapadnie w pamięć a jej motto przewodnie "Miłość znajduje się bliżej niż myślisz" będzie obecna w waszych myślach przez następne lata. 😉

W związku z tym, że mój sentyment do państwa Piszczków jest wyjątkowo wielki, a duża część rozpoczętych wątków niestety nie została zakończona (a nawet napomniana w ostatnim rozdziale) postanowiłam brnąć w losy bohaterów dalej, choć na czystych kartach opowieści 

~ "Tylko z Tobą" - gdzie głównymi bohaterami będą dalej państwo Piszczek a na jeden z pierwszych planów wysunie się duet Szczęsny - Krychowiak i ich uczuciowe perypetie oraz kuzyn Łukasza Karol i przyjaciółka Asi, Dagmara.  ❤️⚽️

~ "Druga Połowa" - gdzie zabiorę was w podróż do codzienności właścicielki pensjonatu w Kościelisku Zosi Brzozowskiej, jej siostry Tosi i dwóch piłkarzy polskiej reprezentacji: Piotrka Zielińskiego i Arka Milika (oczywiście nie zabraknie tu również państwa Piszczków). 🧡⚽️

~ "Obronisz się przed miłością?" - to będzie jedynie kilku rozdziałowe opowiadanie w iście bożonarodzeniowej aurze, gdzie głównym bohaterem będzie leczący swoje złamane rozwodem serce bramkarz Bayernu Monachium, Manuel Neuer. 💙⚽️

{opowiadania pojawią się na początku na wattpadzie, a z biegiem czasu zawitają również na blogger - link do mojego profilu - Evie. (@97Evie) - Wattpad }

Choć tu oficjalnie się z Wami żegnam, to niedługo znów się z Wami przywitam 😉 mam nadzieję, że będzie ze mną wszędzie tam gdzie będą moim bohaterowie 🙂💝

I na koniec chciałabym z całego serduszka 💗 podziękować Wam za wszystkie te lata, w których byliście tu ze mną. Nawet nie wiecie jak wiele to dla mnie znaczy😍. Bardzo bardzo bardzo Wam dziękuję. ❤️

I do zobaczenia ponownie.

Evie. 











Komentarze

Popularne posty