Spojrzenie Czterdzieste Ósme.
Dortmund. Niemcy.
*Dwa tygodnie do ślubu.*
Natarczywe promienie słońca wdzierały się do przestronnej sypialni przez niedokładnie zasłonięte ciemne żaluzję sprawiając, że dotąd okryta szczelnie bordową jedwabną kołdrą Joanna Fabiańska przewróciła się na drugi bok natrafiając na pustą poduszkę przesiąkniętą mocnymi męskimi perfumami, od których zdążyła się już nawet uzależnić. Otworzyła oczy i ze zdziwieniem na twarzy dostrzegła pojedynczy ale wyjątkowo piękny kwiat czerwonej róży leżący na błękitnej kopercie podpisanej jej imieniem.
Podniosła się na łokciach. Kwiat róży odłożyła na niską szafkę nocną tuż obok eleganckiej lampki, którą Łukasz gasił każdego wieczora całując ją z tak wielką pasją i niezwykłą namiętnością sprawiając przy tym, że zasypiała szybciej wtulona w jego nagi i umięśniony tors. Nieco drżącymi dłońmi sięgnęła po błękitną kopertę, z której wyciągnęła złożoną na dwie części kartkę papieru. Rozłożyła ją a jej oczom ukazało się nieco przekrzywione czarne pismo, które zdążyła już poznać na pamięć. Nie zawsze idealne, ale dla niej wyjątkowe.
Asia,
Chciałem porozmawiać z Tobą wieczorem, ale trening trochę się przedłużył i gdy wróciłem już spałaś i uwierz mi byłaś taka słodka, że nie miałem serca Cię obudzić.
Wiem, że zawaliłem i to po całości i zrozumiem, gdy odwołasz ślub, w sumie to nawet myślałem, że nawet się na niego nie zgodzisz, przecież mogłabyś mieć każdego jakiego byś chciała a wybrałaś mnie. Może to tylko sen, z którego właśnie przyszedł czas się obudzić? Na prawdę chciałbym, żeby było inaczej.
Boniek zaproponował mi pożegnalny mecz w kadrze i to dlatego chodziłem taki, a nie inny. Wiem to głupie, ale zdałem sobie wtedy sprawę, że to koniec czegoś wyjątkowego i początek końca mojej sportowej kariery, tego co przez całe dotychczasowe życie było znaczną częścią mnie. Chyba po prostu nie potrafiłem się pogodzić z tym, że już się starzeję. Zdałem sobie wtedy też sprawę, że jestem od Ciebie osiem lat starszy - wiem, że to nie dużo, ale jednak coś jest na rzeczy. Nie jestem super przystojny, dobrze wykształcony, mam za sobą trochę błędów młodości, bagaż doświadczeń i syna. Nie jestem ideałem na jaki zasługujesz i gdy się wycofasz to zrozumiem i nie będę miał do Ciebie pretensji.
Bądź pewna jednego, zawsze będę Cię kochał jak wariat.
Twój Łukasz.
Kartka papieru nagle zaczęła robić się mokra a atrament ją ozdabiający w kilku miejscach rozmywał się tworząc czarne plamy. Tych kilka wyrazów, trochę chaotycznych i może nie do końca spójnych uderzyło prosto w jej serce. Trafiło tam, gdzie powinno. Było idealnym odzwierciedleniem jego nadawcy.
Łukasz był ideałem, przynajmniej jej ideałem. Księciem na białym koniu, na którego czekała całe swoje życie szukając go wokół i patrząc na niego jak na najlepszego przyjaciela swojego brata i partnera ukochanej przyjaciółki. To wspólne mieszkanie pozwoliło jej dostrzec to, czego tak bardzo nie chciała zobaczyć. To jego czułość i opiekuńczość były dla niej momentem otrzeźwienia. To jego poświęcenie dla dobra ukochanego synka sprawiło, że zobaczyła w nim cichego bohatera, a walka o jej szczęście jedynie utwierdziła ją w przekonaniu, że cholernie mu na niej zależy.
Nie zgadzała się z ani jednym jego słowem, które zawarł w liście na swój temat. Był cholernie przystojny, seksowny, jego uśmiech powalał na kolanach a jego perfumy sprawiały, że zaczynało się od nich kręcić w głowie. Wykształcenie nie było dla niej żadnym problemem, bo to, że nie miał studiów o niczym nie świadczyło a idealnie zdana matura świadczyła tylko o tym, że był wyjątkowo zdolny. Błędy młodości, ona też ma je na swoim koncie. Bagaż doświadczeń był jedynie dodatkowym atutem na jej liście, a syn o którego tak bardzo się troszczył to dowód na jego idealność.
Wytarła mokre od łez policzki wierzchami dłoni i zerwała się nagle z łóżka w pośpiechu wsuwając na bose stopy ciepłe, kolorowe kapcie. Z szarego fotela stojącego tuż obok balkonowego okna zgarnęła satynowy, sięgający kolan czarny szlafrok zarzuciła go na ramiona okryte jedynie cienkimi ramiączkami błękitnej piżamy i wybiegła z sypialni. Zbiegła po drewnianych schodach i już po krótkiej chwili stała w progu kuchni, w której Łukasz Piszczek kończył przygotowywać śniadanie, a jego kuzyn Karol upijał właśnie kolejny łyk gorącej, mocnej kawy z żółtego kubka z logiem Borussi Dortmund. Obaj nie kryli zdziwienia niecodziennym zachowaniem blondwłosej lekarki.
-Coś się stało, Asia?
Pokiwała energicznie głową, podchodząc do niego szybkim krokiem. Położyła dłonie na jego klatce piersiowej okrytej materiałem szarego podkoszulka, przygryzła wargę przyglądając mu się bardzo uważnie.
-Asia, co się dzieję? - spytał po raz kolejny, zaczesując kosmyk jej blond włosów za ucho.
-Wiesz, że jesteś idiotą?
Przyglądający się im dotąd Karol zaśmiał się cicho widząc minę swojego kuzyna.
-Jesteś idealny, rozumiesz? - przejechała palcami prawej dłoni po jego policzku. -Zabójczo przystojny, wyjątkowo inteligentny, jak każdy popełniłeś w młodości kilka błędów a Twój syn jest cudowny. Chcę tego ślubu rozumiesz i chcę go tylko z Tobą kretynie.
Pocałowała go zachłannie z pasją i niezwykle namiętnie zupełnie tak, jak podczas ich wspólnego wyjazdu do Zakopanego. Przyciągnął ją bliżej, oplatając ją w pasie silnymi ramionami. Oddał pocałunek wkładając w niego wszystkie uczucia względem niej, jakie tylko miał w środku swojego niezwykle dobrego serca.
Karol Piszczek uśmiechnął się jedynie, ściskając mocniej dłonie na porcelanowym kubku. Szczęście Łukasza było ważne dla całej jego rodziny, w końcu wiele mu zawdzięczali i dzięki niemu byli sobą, Asia natomiast była wyjątkowa i jak nikt inny zasługiwała na mężczyznę, który tak jak jego kuzyn będzie ją kochał i stawiał ją na wysokim miejscu w swoim życiu.
Oderwali się od siebie dopiero w momencie, w którym głośny płacz Filipa wydobył się ze stojącej na ciemnym, kamiennym parapecie niańki.
-Ja do niego zajrzę, a wy się zajmijcie sobą. - Karol puścił im oczko podnosząc się z drewnianego krzesła. Zabrał z czarnego, eleganckiego talerza niewielką kanapkę z żółtym serem i zniknął z ich pola widzenia.
-Tak poza tym to wolę starszych facetów, Piszczu. - rzuciła sprawiając, że zaśmiał się głośno kręcąc głową.
-Wyjdziesz za mnie Fabiańska? - zapytał opierając jej plecy o krawędź blatu kuchennego.
-Z wielką przyjemnością Piszczek. - zaśmiała się ale piłkarz uciszył ją zachłannym i wyjątkowo namiętnym pocałunkiem.
Byli szczęśliwi i bez względu na przeciwności losu chcieli iść razem przez życie. Jako małżeństwo. Do końca. Szczęśliwi.
Zaśmiał się cicho, gdy Marco Reus wywrócił oczami słysząc komentarz siedzącej obok niego Grety Langer, która jedynie uśmiechnęła się do niego słodko upijając przy tym łyk słodkiego wina z pękatego kieliszka. Zmarszczył brew przyglądając się parze niemieckich piłkarzy dokładniej. Upił łyk mocnej whisky zdobiącej niewielką część niskiej, kryształowej szklanki skrzywiając się przy tym.
-Ty Karol też grasz w piłkę?
Pytanie zadane przez Gretę wyrwało go z zamyślenia. Uśmiechnął się lekko, odkładając szklankę na blat niskiego stolika stojącego po środku dystansu między hamakiem a drewnianą huśtawką, na której siedział.
-Kiedyś grałem, teraz mieszkam w Stanach i pracuje w małym klubie w Wisconsin.
-Jest też trenerem, świetnym wujkiem i cudownym przyjacielem. - Joanna cmoknęła go w policzek siadając obok niego. Ubrana w luźny wełniany sweter i ciemne spodnie jeansowe zdaniem całej trójki wyglądała wyjątkowo uroczo. -Tylko tak jak cała rodzina Piszczków jest zbyt skromny. - dodała, unosząc brwi.
-Gdzie zgubiłaś swojego przyszłego męża?
-W toalecie. - mruknęła, gdy mężczyzna objął ją ramieniem. Oparła głowę na jego ramieniu uśmiechając się w kierunku siedzącej na przeciwko pary. -Na pewno nie chcecie nic do jedzenia, Karol i Łukasz zrobili świetne pierogi.
-Byliśmy u Romana na obiedzie. - rzucił Marco, przeczesując włosy Grety związane w gruby warkocz.
-Co tu tak cicho?
-Przyszedłeś. - podrzucił Karol posyłając kuzynowi uroczy uśmiech. Łukasz posłał mu pełne politowania spojrzenie stawiając na blacie stolika kolejną butelkę czerwonego, słodkiego wina.
-Siadaj. - Joanna poklepała miejsce obok siebie, które Łukasz zajął z lekkim uśmiechem na twarzy. Blondynka chwyciła jego dłoń, zamykając ją w swojej.
-Ej! - Greta podskoczyła w miejscu, gdy dotąd milczący Marco klasnął w dłonie zeskakując z kolorowego hamaka. -My musimy zrobić wieczór kawalerski!
Cała czwórka wybuchła śmiechem sprawiając, że Reus jedynie zmrużył powieki.
* * *
Monachium. Niemcy.
-Dlaczego o niczym mi nie powiedziałaś? - ścisnęła mocniej papierowy kubek wypełniony w ponad połowie gorzką, mocną kawę a smutne spojrzenie posłała wprost na siedzącą obok niej niegdyś najlepszą przyjaciółkę. Nina Weiss westchnęła głośno siadając na rogu drewnianej ławki obok, której kilka chwil wcześniej się zatrzymały.
-Bałam się.
-Czego? - Lea zmarszczyła brew przysiadając obok niej.
-To dzięki Tobie poznałam Manuela wiem, że się kumplowaliście i ...
-Wspierałabym Cię, rozumiesz? - uśmiechnęła się do niższej od siebie Niemki, ściskając lekko jej dłoń w swojej. -Zakochałaś się?
-Bardzo. - szepnęła kładąc głowę na ramieniu austriackiej bramkarki.
* * *
Barcelona. Hiszpania.
Przetarła zaspane oczy, siadając na krawędzi dużego łóżka, z którego każdego ranka miała piękny widok na otulaną promieniami słonecznymi budzącą się do życia Barcelonę. Choć od jej przyjazdu do urokliwej i wiecznie tętniącej życiem stolicy Katalonii minęło kilka tygodni, to miała wrażenie, że zdążyła już znaleźć tu coś magicznego czego nie czuła mieszkając w Dortmundzie. Może nie tyczyło się to w ogóle miejsca, tylko serca, które w Niemczech jej złamano.
Ziewnęła przeciągając się przy tym. Choć nigdy nie sądziła, że jej życie zmieni się w ułamku kilku sekund to musiała przyznać przed samą sobą, że wszystko znów jej się układa nawet jeśli niejednokrotnie w to zwątpiła. Wsunęła boże stopy w kolorowe kapcie przedstawiające swoim wyglądem grubego misia pandę, prezent choć nieco dziewczęcy podobał jej się bez dwóch zdań zwłaszcza, że dostała go od przyjaciół na pożegnanie z Dortmundem.
W niewielkiej, ale nadzwyczaj przestronnej kuchni pojawiła się po chwili natrafiając na trójkę przyjaciół żywo rozmawiających na tylko sobie znany temat. Choć hiszpański znała lepiej niż inni fakt, że używała go dotąd bardzo rzadko sprawił, że miała pewne braki.
-Wstałaś?
Pokiwała jedynie lekko głowę, uśmiechając się niepewnie w ich kierunku.
-Kawy? - Marc podniósł się z drewnianego krzesła i z jednej z czarnych szafek wyciągnął wysoki, błękitny kubek, który po chwili prawie w całości zapełnił się czarnym i gorzkim napojem.
-Wy się jeszcze nie znacie... - Sofia uśmiechnęła się w kierunku Lisy, która zajęła stojące obok niej krzesło na wprost Sergi Roberto lustrującego ją uważnie i wyjątkowo dokładnie. -To Lisa Morgan nowa piłkarka FC Barcelony, a to Sergi Roberto piłkarz Barcelony.
Zaśmiała się cicho, widząc jak Ter Stegen wywraca oczami komentując tym samym zachowanie partnerki.
-Poznaliśmy się już kiedyś. - rzucił po chwili Roberto upijając łyk kawy, po czym posłał blondynce uroczy uśmiech. -Na meczu charytatywnym w Paryżu. - dodał dostrzegając jej niepewną minę. Dopiero po chwili w jej głowie pojawiło się wspomnienia z zeszłego lata.
-Tak. - zaśmiała się cicho. -Graliśmy razem w drużynie. - dodała posyłając mu niepewny uśmiech. Sofia obserwująca ich uważnie zmarszczyła jedynie brwi wychwytując ich spojrzenia.
Komentarze
Prześlij komentarz