Spojrzenie Czterdzieste Szóste

~*~

Maj 2019.



Kościelisko. Polska.


    Dwa porcelanowe kubki ozdabiały blat niewielkiego, drewnianego stolika w samym sercu przestronnego gabinetu zajmującego niewielką część parteru dużego, wyremontowanego niedawno pensjonatu. 
      -Myślisz, że ktoś w ogóle przeczyta tą książkę? 
Zaśmiała się cicho, wbijając w siedzącego na przeciwko niej Milika wymowne spojrzenie. 
Znali się nie od dziś, ceniła sobie ich przyjaźń i w jakiś dziwny sposób, miała nieodparte wrażenie, że Milik nie jednego jeszcze zaskoczy. Choć na razie nie szło mu na boisku tak jakby tego chciał wiedziała, że prędzej czy później również i on stanie na wysokim, sportowym szczycie. 
       -Wiesz co zawsze mnie w tobie najbardziej irytowało? 
       -A to było coś takiego? - uniósł brew. -Zawsze myślałem, że jestem idealny. 
Zaśmiała się perliście komentując tym samym wyjątkowo uroczy uśmiech zdobiący jego twarz. Był skryty i każdy mógł dostrzec to gołym okiem, mijając go nawet na ulicy. Biło od niego coś tak bardzo innego, wyjątkowego bliżej nieokreślonego.
       -Nigdy w siebie nie wierzyłeś. - rzuciła nagle, patrząc na niego podejrzliwym wzrokiem. -Byłeś cichy, skromny a jesteś przecież świetnym facetem. 
Tym razem to on się zaśmiał. Cicho i z nutą gorzkości. 
       -Miło mi to słyszeć, ale to nie zmienia faktu, że nadal się boję. - spuścił głowę, wbijając wzrok w drewniany, dębowy parkiet ozdobiony ciemnym, eleganckim dywanem. 
       -Jesteś świetnym facetem i piłkarzem, musisz tylko w siebie uwierzyć. 
       -Uwielbiam w Tobie to, że jesteś taka...
       -Idealna? - rzuciła entuzjastycznie, uśmiechając się przy tym wyjątkowo uroczo. 
Zaśmiał się, kręcąc zabawnie głową. 
Gdy poznał ją dziesięć lat wcześniej czuł, że tej znajomości nigdy, nikt i nic nie zniszczy. Cieszył się, gdy zaproponowała, że zostanie jego przyjaciółką i będzie zawsze walczyła o niego niczym lwica. Traktował ją nawet jak siostrę, której nigdy nie miał. Wiele jej zawdzięczał i nie wiedział tak właściwie w jakim miejscu swojego życia znajdowałby się, gdyby nie jej wsparcie i wiara w jego możliwości. 
       -Obiad będzie o trzeciej, ja mam kilka spraw do załatwienia we Wrocławiu, więc wrócę wieczorem. - podniosła się nagle z fotela. - Gdybyś czegoś potrzebował Tośka się gdzieś tu kręci. - rzuciła sięgając po ciemną marynarkę przewieszoną przez oparcie skórzanego, biurowego fotela. Zarzuciła ją na ramiona okryte gładkim podkoszulkiem, dodającym naturalności jej służbowemu ubiorowi. Z blatu biurka zgarnęła trzy, grube teczki wraz ze skórzaną torbą, której pasek przerzuciła sobie przez ramię. Cmoknęła go w policzek, uśmiechając się przy tym lekko. 
        -Dzięki. - mruknął, gdy jej dłoń spoczęła na mosiężnej klamce jasnych drzwi. Odwróciła się w jego kierunku i puściła oczko, uśmiechając się przy tym uroczo. 
Zmarszczył brew, dopijając czarną herbatę, osłodzoną dwoma łyżeczkami cukru studzącą się w dużym, porcelanowym kubku z logiem pobliskiego Zakopanego. 
   Ucieszył go telefon starszej z sióstr Brzozowskich, która z niezwykłym entuzjazmem w głosie zaprosiła go na krótki urlop w górskim pensjonacie otoczonym lasem drzew iglastych, który obie odziedziczyły po tragicznie zmarłych cztery lata wcześniej rodzicach. Był tu zaledwie kilka razy i musiał przyznać, że to wyjątkowo magiczne miejsce miało w sobie moc, której jemu tak bardzo było potrzeba. 
   Westchnął podnosząc się ociężale z wyjątkowo wygodnego, beżowego fotela współgrającego idealnie z bordowymi odcieniami ścian, ozdobionych dużymi oknami zza których rozpościerał się piękny widok na osłonięte chmurami tatrzańskie szczyty. Gdy jego ciepłe dłonie zetknęły się z chłodem marmurowego, ciemnego parapetu w jego głowie zaświtała myśl, że mógłby spędzić w tym miejscu resztę swojego życia. W ciszy, w spokoju i z dala od zgiełku dużego miasta. 
    Zdecydowanie był pod wrażeniem tego budynku. Obie siostry dbały nie tylko o wygląd i reklamę tego miejsca, ale i o klimat, który wyróżniał je na tle wszystkich lokalnych pensjonatów. Jednak to miejsce to nie tylko pensjonat tętniący życiem, każdego dnia i o każdej jego porze ale również zapierająca dech w piersiach sala weselna oraz niewielkie centrum sportowe. 
    Uśmiechnął się stając w progu niewielkiej, przestronnej sali znajdującej się w wysokim budynku nad malowniczym stawem, który ozdobił to miejsce minionej zimy. Jedna z jej ścian wyłożona była lustrem, trzy pozostałe pomalowane w jasnym odcieniu brązu z wklejonymi fotografiami górskich szczytów czy koron iglastych drzew. Podłoga wyłożona drewnianymi deskami błyszczała się lekko, za sprawą promieni słońca wdzierających się natarczywie do pomieszczenia.
     Średniego wzrostu blondynka ubrana w czarne spodnie dresowe i jasny podkoszulek siedziała w jednym z kątów sali skupiona na kilku białych kartkach papieru. W jej dłoni znajdował się kolorowy ołówek, którym kreśliła coś namiętniej na jednej z nich, marszcząc przy tym uroczo nos. Milik przyglądał się jej uważnie, opierając swoje ramię o framugę drewnianych drzwi. 
Blondynka z włosami sięgającymi nieco powyżej łopatek podniosła się z podłogi a lekki uśmiech namalował się na jej twarzy.
Ich spojrzenia się spotkały. 
Nie ukrywała zdziwienia jego widokiem. 
       -Cześć. - rzucił niepewnie. 
       -Hej. Co tu robisz? - spytała nie kryjąc swojego zdziwienia. 
       -Zosia postanowiła napisać moją biografię. - zaśmiał się cicho. 
       -Super! Z chęcią przeczytam. - rzuciła, uśmiechając się do niego uroczo. Odłożyła kartki na niski stolik stojący tuż obok drzwi, w których stał. Musnęła wargami jego policzek, a on z uśmiechem na twarzy poklepał ją po czubku głowy, wywołując tym samym cichy chichot dziewczyny. 
       -Pięknie tu macie ... - westchnął, zatrzymując wzrok na oknie z widokiem na niewielkie jezioro. 
       -Ładniej niż we Włoszech? - zapytała, unosząc brew. Zaśmiał się cicho, pokiwał jej jedynie twierdząco głową. 
       -Tu jest wyjątkowo. 
       -Tak jak tu nie ma chyba nigdzie indziej. - szepnęła, uśmiechając się uroczo. 
      -Zosia mówiła, że przygotowujesz pierwszy taniec przyszłych państwa Piszczków. - rzucił jej wymowne spojrzenie, na które zaśmiała się jedynie cicho. 
       -Wiesz to takie "all inclusive", tylko że trochę w innej wersji.
Jej komentarz ewidentnie go rozbawił, a jego spojrzenie wywołało drżenie jej rąk. 
       -To fajny duet. Dużo przeszli i chyba to jest ich przepisem na wspólne szczęście.
       -Też tak sądzę. - poparła go. -Tym bardziej chcemy, żeby ten dzień był najpiękniejszy i wyjątkowy. 
       -Będzie. - zapewnił. -Znacie się na tym i jesteście niekwestionowanymi mistrzyniami. 
Jej twarz ozdobił lekki uśmiech i towarzyszący mu uroczy rumieniec. 
    Poznała go niespełna dziewięć lat wcześniej, gdy jej starsza siostra Zosia zaczęła spotykać się z Piotrkiem Zielińskim, z którym Milik już wtedy się przyjaźnił. Miała dwanaście lat, ale już wtedy jej się podobał, imponował jej swoją grą i wierzyła, że osiągnie nie jeden sukces. Była jego najwierniejszą i największą fanką, choć może nie był tego świadomy w nawet najmniejszym stopniu. 
       -Jak długo zostajesz? - spytała nagle, wbijając w niego oczekujące spojrzenie. Milik zmarszczył brew robiąc krok w jej kierunku. 
       -Do końca tygodnia.
       -Co powiesz na wyprawę w góry?
       -Nadal jesteś przewodniczką? 
       -Teraz już bardziej hobbistycznie. - zaśmiała się, opierając plecy o wyłożoną lustrem ścianę. 
-Pensjonat, studia i treningi pochłaniają cały mój czas. 
Arek uniósł nieznacznie kącik ust ku górze, marszcząc przy tym powieki. 
       -I w tym wirze zajęć znajdziesz czas dla poczciwego Milika? 
Pokiwała potwierdzająco głową. 
       -Pokaże Ci najpiękniejsze miejsca jakie tu znam. - puściła mu oczko, uśmiechając się ku niemu uroczo, a w jego głowie błysnęła myśl, że mógłby oglądać go godzinami, jednak tak samo szybko jak się w niej pojawiła, zniknęła. 


* * *

   Monachium. Niemcy. 


      -Chcesz znać moje zdanie? 
Piszczek podniósł wzrok znad kufla piwa, wbijając go w siedzącego na przeciwko niego Roberta, którego wyraz twarzy wydawał się blondynowi nieodgadniony, bliżej nieokreślony. 
Cieszył go fakt, że w trudnych momentach swojego życia mógł liczyć na przyjaciół, którzy nigdy go nie zawiedli. Był szczęściarzem i z każdym kolejnym dniem przekonywał się o tym coraz bardziej, coraz dobitniej. 
      -Nie powinieneś mieć przed Aśką żadnych tajemnic... - rzucił, siadając wygodniej na beżowej sofie.  -To cudowna kobieta, która zasługuje na szczerość i dobrze o tym wiesz. 
Westchnął, wypuszczając powietrze ze swoich płuc wyjątkowo głośno.
        -Nie chcę, żeby zadręczała się moimi problemami. - rzucił cicho, przecierając dłonią zmarszczone czoło. 
    -Piszczu... 
    -Będziecie małżeństwem.
Obaj spojrzeli w kierunku Anny Lewandowskiej, która stała w progu przestronnego salonu z porcelanowym kubkiem gorącej herbaty w dłoniach. Jej wzrok mierzył Piszczka uważnie, dając do zrozumienia, że popełnia błąd zachowując się w stosunku do zakochanej w nim kobiety nieco lekceważąco.
     -Asia chcę czuć się częścią twojego życia a to oznacza, że twoje problemy i rozterki są też jej problemami. - odparła siadając na wezgłowiu sofy fotela, na którym siedział jej mąż. 
Piszczek przygryzł wargę, mrużąc powieki. 
Dobrze wiedział, że Lewandowska ma rację. Zdawał sobie sprawę z tego, że siostra Fabiańskiego czuje się przez niego odseparowana, odcinana od najważniejszych decyzji, które on podejmuje.
     -Mam taki mały problem... - rzucił nagle sprawiając, że oboje rzucili mu wymowne spojrzenie. 
     -Jaki? - spytała Anna. 
     -Nie mam ślubnego garnituru. 
     -Trzeba było się obudzić dzień przed ślubem, Piszczu! - warknęła Anna, podnosząc się nagle i gwałtownie z mebla, na którym siedziała. 
     -Anka spokojnie ... 
Robert zgromił żonę wzrokiem, po czym uśmiechnął się pod nosem.
     -Wszystko będzie dobrze.


***

Paryż. Francja.

       Dźwięk charakterystycznego acz cichego dzwonka oderwał ją od ekranu smukłego, srebrnego laptopa zdobiącego jej kolana osłonięte puchatą, różową poduszką. Zmarszczyła brew spoglądając na zdobiący wysoką, ciemną komodę gustowny zegar, które wskazówki kilka sekund wcześniej wybiły dziewiątą wieczorem. 
Zamknęła służbowego laptopa, odkładając go na niski, drewniany stolik i podniosła się ociężale z jasnej sofy współgrającej z ciemnym odcieniem nowoczesnych mebli. Poprawiła kaptur szarej, nieco za dużej dla niej bluzy przekraczając próg niewielkiego przedpokoju powiększonego optycznie dużym lustrem. Nie kryła swojego zdziwienia widokiem Krychowiaka stojącego na wycieraczce jej mieszkania. Wyminął ją bez słowa, wchodząc dziarskim krokiem w głąb jej mieszkania. 
Przełknęła ślinę zamykając drzwi mieszkania. Wiedziała, że coś jest nie tak, nie wiedziała tylko jak poważna jest sprawa, z którą się u niej zjawił.
Zatrzymał się nagle w samym centrum przestronnego salonu połączonego z niewielką kuchnią i wbiła w nią intensywne spojrzenie. Spojrzenie, które ją paliło i w jednym momencie zabrało jej całą pewność siebie.
       -Wiedziałaś? - zapytał z wyrzutem, którym ociekał jego głos. 
       -Grzesiek jak ...
       -Wiedziałaś. - powiedział cichym i wyjątkowo smutnym głosem. 
Zawiodła go. Zawiodła jego przyjaźń. Zawiodła jego zaufanie. Straciła go w tak beznadziejny sposób i zanosiło się na to, że straciła go bezpowrotnie. 
Zmarszczył brwi, próbując zapanować nad emocjami, które targały nim od późnego popołudnia, od momentu, w którym Celia spakowała swoje rzeczy i po prostu od niego odeszła. 
Pokręcił głową zaśmiewając się przy tym wyjątkowo gorzko. Wyminął ją, kierując swoje kroki do niewielkiego przedpokoju. 
Sonia przeklinała się w myślach. Westchnęła, przymykając powieki. 
      -Wiedziałam! - powiedziała pewnym głosem, wbijając zdeterminowane spojrzenie w jego plecy. Zatrzymał się w pół kroku i przełknął ślinę. 
      -Wiedziałam od samego początku. - dodała ciszej, łamiącym się głosem. 
      -Dlaczego mi nie powiedziałaś?
Spojrzał na nią smutnym wzrokiem, w którym błysnęło coś bliżej dla niej nieokreślonego. 
     -Nie chciałam Cię ranić. Zależy mi na tobie, Grzesiek i nie potrafiłam Ci tego zrobić.
Zmarszczył brwi słuchając jej uważnie. Pokonał dzielącą ich od siebie odległość dziarskim krokiem, stając na przeciwko niej. Uniósł nieznacznie kącik swoich ust. Pod wpływem jego spojrzenia spuściła głowę wbijając wzrok w drewnianą podłogę salonu. 
Uniósł palcami jej podbródek, zmuszając tym samym Boruc do tego, żeby na niego spojrzała. 
      -Zależy Ci na mnie? - spytał, z nadzieją w wyjątkowo przyjemnym dla ucha głosie. Blondynka westchnęła cicho, kiwając niepewnie głową. 
Od samego początku jej choroby, był obok niej. Zarywał noce, gdy miała kryzys. Leżał z nią na kanapie, gdy potrzebowała czyjejś obecności. Podnosił ją, gdy wycieńczona upadała na drewnianą podłogę. Nigdy je nie zawiódł. Był obok nawet wtedy, gdy go o to nie prosiła. Była mu za to wdzięczna i tym bardziej było jej głupio za to, jak bardzo zranił go fakt, że o romansie jego partnerki wiedziała praktycznie od samego początku. 
        -Sońka...
Przełknęła ślinę, podnosząc niepewnie głowę. Natrafiła na delikatny uśmiech zdobiący jego twarz, wzrok, którego nie potrafiła odgadnąć, aby po chwili zatopić się w jego ciepłych wargach oddając tym samym jego delikatne i wyjątkowo czułe pocałunki. 

~ & & & ~

Nie było mnie tu prawie dwa miesiące, ale myślę, że mi to wybaczycie. 
Do końca tej części (pierwszej) zostały tylko cztery rozdziały, w których kilka wątków się wyjaśni a kilka dopiero zacznie się nam rozjaśniać, aby rozwinąć się w drugiej części. Mam nadzieję, że będziecie ciekawi dalszych losów naszych bohaterów. 

Pozdrawiam gorąco i do napisania. 
Buziaczki ;)
Evie.


     

     


     

    

      
      

   
      

Komentarze

Popularne posty