Spojrzenie Czterdzieste Czwarte.
Luty 2019 r.
Dortmund. Niemcy.
Julia Wagner z szerokim uśmiechem na twarzy obserwowała biegające po boisku zawodniczki Borussi Dortmund, wkładające w każdą akcję tak wiele energii, precyzji i co najważniejsze serca. Były prawdziwą drużyną, co nie podlegało żadnej, nawet najkrótszej dyskusji. Była z nich dumna i choć nie była częścią teamu na murawie, to poza nim nadal czuła się kapitanką.
Westchnęła cicho, kładąc niepewnie dłoń na ciążowym brzuchu, którego nie udało jej się już niczym maskować. Termin porodu zbliżał się nieubłaganie, a ona miała nadzieję, że uda jej się wrócić do formy jeszcze przed pierwszym gwizdkiem na francuskich murawach.
Zawsze chciała być matką i żoną. Mieć piękny dom, azyl do którego mogłaby wracać, każdego dnia, w każdej chwili swojego życia. To wszystko, czego nigdy nie miała. To wszystko o czym zawsze tak bardzo marzyła.
-Ej, zmarzniesz tutaj.
Oderwała wzrok od zawodniczek wymieniających się piłką w klubowych barwach, przenosząc go na mężczyznę stojącego tuż obok niej. Na widok Marco Reusa uśmiechnęła się delikatnie. Mężczyzna okrył ją ciemnym kocem wywołując na jej twarzy szerszy uśmiech. Usiadł obok niej, obejmując ją swoim ramieniem.
Od początku ich znajomości, traktował ją jak młodszą siostrę. Mógł na nią liczyć, w każdym momencie swojego życia. Po porażce siedzieć razem z nią w milczeniu, po zwycięstwie świętować do rana na parkiecie najlepszego miejskiego klubu. Był jej wdzięczny za wszystko co dla niego robiła. W pewien sposób mu na niej zależało, a jeszcze w inny ją kochał. Kochał ją jak młodszą siostrę.
-Myślisz, że zagram we Francji? - spytała cichym głosem, opierając głowę na materiale jego zimowej, klubowej kurtki. Reus uśmiechnął pod nosem, muskając wargami czubek jej głowy. Wiedział, że po porodzie skupi się na wychowaniu syna, zdawał sobie jednak sprawę, że Mario będzie robił wszystko, aby dziewczyna znalazła czas na piłkę, którą tak bardzo kocha.
-Jestem pewien. Wierzę w Ciebie, myszko. - rzucił cichym głosem, kolejny raz cmokając szatynkę w czubek jej głowy.
-W Gretę też wierzysz? - spytała nagle, wywołując na twarzy Marco zdziwienie. Zmarszczył brew, gdy wbiła w niego swoje przeszywające spojrzenie.
-Co masz na myśli?
Westchnęła, kręcąc głową.
-Kochasz ją i może czas najwyższy coś z tym zrobić... - uniosła, brew muskając palcami jego chłodny policzek. Zadrżał, pod wpływem ciepła jej dłoni. -Zanim będzie za późno. - dodała cicho, uśmiechając się delikatnie pod nosem. Zależało jej na szczęściu przyjaciół.
-Ona mi ufa, traktuje mnie jak przyjaciela. To nie jest takie proste. - westchnął, marszcząc brwi. Jego spojrzenie zatrzymało się na szeroko uśmiechniętej Langer, po strzale której piłka załomotała w siatce. Była piękna i inteligentna. Empatyczna i dobroduszna. Kochała piłkę i dzieci. Była ideałem i wiedział o tym od dłuższego czasu, bał się jednak, że piłkarka nie odwzajemni jego uczuć.
-Jest proste... - rzuciła, unosząc lekko kącik ust. -Prostsze niż Ci się wydaje. - dodała, cmokając go w policzek. Reus uśmiechnął się lekko, wzdychając cicho. Wiedział, że Wagner ma rację tylko trudno było mu przyznać się do tego przed samym sobą.
Dłoń Julii nagle wylądowała na kolanie Reusa, zaciskając je z ogromną siłą. Zmarszczył brew wbijając spojrzenie w twarz Wagner, na którym rysował się grymas bólu.
-C ... co się dzieję? - spytał przerażony, dotykając niepewnie brzucha piłkarki. Przełknął głośno ślinę, patrząc na jej twarz i łzy, zbierające się w kącikach jej oczu.
-Dziewczyny, pomocy! - krzyknął przeraźliwie, drżącym głosem. Oczy wszystkich zawodniczek zwróciły się w jego kierunku. Widząc oddychającą głęboko przyjaciółkę, przestraszyły się nie na żarty. Joanna, która dotąd wpatrywała się w plik kartek wsuniętych do czarnej, grubej teczki powiodła wzrokiem za swoimi piłkarkami. Widok jaki dostrzegła sprawił, że rzuciła teczkę z dokumentami na sztuczną murawę treningowego boiska i co sił wbiegła po betonowych schodach prowadzących na trybunę. W ślad za nią pobiegły Greta Langer, Lea Koch i Lisa Morgan.
-Asia ... to boli... - szepnęła przez łzy, ściskając mocno dłoń Marco, który obserwował ją z przerażeniem. -Boję się. - dodała cicho, gdy wargi Reusa wylądowały na jej czole. -Tak bardzo się boję... - załkała, wtulając się w jego silne ramiona.
-Lea, podjedź samochodem jak najbliżej... - rzuciła Joanna dotykając delikatnie, ale sprawnymi ruchami brzucha swojej zawodniczki. -Lisa, przyprowadzać tutaj wózek od fizjoterapeutów...
Koch i Morgan zbiegły sprintem po schodach, wykonując polecenie trenerki. Joanna przygryzła wargę nerwowo tupiąc podeszwą sportowego obuwia o betonową posadzkę trybuny dortmundzkiego boiska.
-Greta zadzwoń do szpitala i powiedz, że jedziemy.
Langer sięgnęła do kieszeni swojej sportowej bluzy, wyciągając z niej czarny smartphone.
-Marco, pomożesz Julce? - spytała niepewnym głosem, wbijając w niego niepewne spojrzenie. Reus pokiwał energicznie głową, ale na jego twarzy widziała malujący się strach. Bał się, tak jak ona. Czuł, że coś jest nie tak, zupełnie tak jak ona.
-Lea napisała, że podjechała pod wejście główne... - rzuciła Langer, podnosząc spojrzenie znad ekranu swojego telefonu.
-Gdzie jest Lisa...
-Złap mnie za szyję Julka... - mruknął cicho Marco, sprawiając, że wszystkie spojrzały na niego.
-Co robisz? - spytała, przełykając ślinę.
-Tak będzie szybciej. - szepnął, uśmiechając się do niej lekko. -Nie upuszczę Cię, nie bój się. - puścił do niej oczko i poczuł jak Wagner zaciska dłonie na jego szyi.
Martwił się. Przeczuwał, że takie zachowanie może nie wróżyć niczego dobrego.
-Wszystko będzie dobrze. - rzuciła Joanna uśmiechając się do niej ciepło. Miała taką nadzieję, choć wiedziała, że może być bardzo różnie.
***
Mario Götze nerwowo przechadzał się po wąskim szpitalnym korytarzu. Od pięciu godzin czekał na jakąkolwiek wiadomość o stanie zdrowia swojej narzeczonej i córeczki.
Od samego początku miał złe przeczucia. Taki obrót spraw nie wróżył jego zdaniem niczego dobrego, cały czas z tyłu swojej głowy miał wspomnienia Joanny, o której życie walczono w podobnych warunkach. Wierzył jednak, że również tym razem wszystko skończy się szczęśliwie. Nie podniósłby się po stracie, którejś z nich. Julię kochał, a nienarodzona Mia była już dla niego skarbem.
-Trzymaj.
Oderwał się od swoich myśli słysząc aksamitny głos Grety Langer. Piłkarka uśmiechnęła się do niego lekko, podając mu kubek z mocną, gorzką kawą.
-Czemu to tak długo trwa? - spytał drżącym głosem, wbijając smutne spojrzenie w drzwi prowadzące na salę operacyjną. Greta westchnęła jedynie cicho, kładąc dłoń na jego ramieniu.
-Czasami tak bywa... musimy być cierpliwi. - odparł Reus, który pojawił się obok Langer po krótkiej chwili. Posłał przyjacielowi uśmiech, mając nadzieję na to, że doda mu tym otuchy.
-Wszystko będzie dobrze, prawda?
Greta rzuciła Marco niepewnie spojrzenie. We wzroku Reusa dostrzegła niepewność i strach. Każde z nich bało się tak samo mocno, w życiu każdego z nich Wagner zajmowała ważne miejsce. Wierzyli jednak, że przeznaczenie nie zabierze jej im przedwcześnie. Nie ją.
Nagle drzwi sali porodowej otworzyły się, a w ich progu stanęły Joanna Fabiańska i Rose Braun. Wymieniły się krótkimi spojrzeniami. Walczyły dzielnie i dały z siebie wszystko, aby uratować oba życia.
-Co się dzieję? - zapytał zdenerwowany Götze, podbiegając w ich kierunku. Lekarki kolejny raz spojrzały na siebie, aby po chwili posłać piłkarzowi szerokie uśmiechy.
-Masz piękną córkę, Mario. - odparła Rose sprawiając, że ciężkie kamienie spadły z serc trójki przyjaciół. Twarz Mario rozpromieniła się, a każde z nich usłyszało jak głośno wypuszcza powietrze ze swoich płuc.
-A co z Julką? - spytała po chwili Greta, patrząc niepewnym wzrokiem na lekarki Dortmundzkiej kliniki.
-Musieliśmy przetoczyć krew. Reanimowaliśmy ją.
-Aśka, ona...
-To silna dziewczyna Mario.
Rose uśmiechnęła się do niego lekko, opierając dłoń na jego ramieniu.
-Wprowadziliśmy ją w stan śpiączki farmakologicznej, żeby organizm odpoczął. - wtrąciła Joanna, uśmiechając się lekko w jego kierunku. -Wszystko jest dobrze Mario, będziecie mogli mieć jeszcze wiele dzieci. - dodała, stając tuż obok niego a uśmiech ozdobił jej twarz.
-Jesteście kochane!
Zarówno Fabiańska, jak i Schweinsteiger nie kryły zdziwienia zachowaniem Götze, który rzucił się na nie. Obie wycałował i zamknął w energicznym uścisku. Pierwszy raz widziały go w takim wydaniu, ale obie mu się nie dziwiły. Wygrał wszystko, choć również wszystko mógł przegrać.
-Jesteście najlepsze!
-Idź do swojej córki, ale po godzinie Cię stamtąd wywalę! - rzuciła Rose, grożąc mu przed nosem palcem. Mario wyprostował się energicznie, zasalutował jej i z uśmiechem odbiegł we wskazanym przez Joannę kierunku.
Cała czwórka odprowadziła go wzrokiem, z uśmiechami na twarzach. Jego szczęście było ich szczęściem.
-Idę napić się mocnej kawy...
Rose westchnęła, poprawiając biały kitel.
-Też mi się przyda. Na razie kochani. - Fabiańska posłała uśmiech w kierunku Grety i Marco i razem ze Schweinsteiger skierowała się do pokoju lekarskiego.
-Cześć...
-To może my napijemy się wina? - zaproponował Reus posyłając lekki uśmiech, w kierunku Langer.
-Chyba przyda nam się relaks po dniu pełnym wrażeń. - rzuciła, uśmiechając się do Marco lekko.
Z delikatnym uśmiechem na twarzy stanęła po środku salonu mieszkania Marco Reusa. Spojrzała na wysoką, jasną komodę, na której zawsze stało wiele ramek z przeróżnymi fotografiami. Zmarszczyła brew dostrzegając w jednej z nich zdjęcie z ich wspólnej sesji dla luksusowego magazynu. Chwyciła ją przejeżdżając niepewnie palcami po jej szkle.
Ich relacja z dnia na dzień wydawała jej się być coraz bardziej skomplikowana. W jego towarzystwie czuła się bezpieczna, wiedziała, że może liczyć na niego w każdej chwili bez względu na wszystko. Z drugiej strony, gdy był blisko niej jej ciało przechodził przyjemny dreszcz, a serce zaczynało bić w niespotykanym dotąd tempie. Czy jej na nim zależało? Czy się w nim zakochała? Te pytania nurtowały ją od dłuższego czasu.
-Musi Ci wystarczyć owocowa herbata, wypiliśmy wino wczoraj z Romanem. - szepnął nad jej uchem sprawiając, że podskoczyła w miejscu. Marco zaśmiał się cicho dostrzegając reakcje przyjaciółki.
-Spokojnie, herbata wystarczy. - uśmiechnęła się lekko, próbując ukryć drżenie rąk.
-Wszystko w porządku? - spytał, marszcząc brew. Pokiwała mu jedynie lekko głową, posyłając mu przy tym lekki uśmiech. -Na pewno?
-Na pewno. - odpowiedziała, odbierając od niego porcelanowy kubek z aromatyczną, owocową herbatą.
Nie uwierzył jej, ale nie zamierzał jej o tym powiedzieć. Zdążył ją poznać już na tyle dobrze, żeby wyczytać jej ukryte emocje. Sam zastanawiał się dlaczego, aż tak bardzo zależało mu na niej i jej szczęściu. Dlaczego nie przeszedł obok niej obojętnie, albo po prostu wyznać jej swoje uczucia. Była inna i chyba to było tutaj największym problemem.
-Ma kogoś? - zapytała, przysiadając na szarej sofie. Reus usiadł obok niej przybierając lekko zdziwioną minę.
-Że Roman, tak?
Greta pokiwała jedynie potwierdzająco głową. Marco zaśmiał się cicho, upijając łyk gorącego naparu.
-Nie, tutaj chodziło zupełnie o co innego.
Odstawił kubek na drewniany blat niskiego stolika siadając wygodniej na szarej sofie tak, aby móc swobodnie obserwować swoją towarzyszkę.
-O co? - uniosła brew, wbijając w Marco pytające spojrzenie. Reus oparł ramię o oparcie sofy, przygryzając lekko wargę.
-Są dla siebie bardziej jak brat i siostra. - odparł, wzruszając ramionami.
-W sumie coś w tym jest... - odparła, wywołując uśmiech na jego twarz.
Roman mu ufał, przychodził do niego ze swoimi problemami. Nigdy się nie zawiedli i wierzył, że zostanie tak do samego końca. Mógł śmiało powiedzieć, że miał w nim kolejnego przyjaciela. Prawdziwego przyjaciela.
-Brandon zdradził Lisę. - rzuciła nagle sprawiając, że Reus zastygł z kubkiem herbaty na wysokości warg. Tego się nie spodziewał. Zawsze sądził, że Morgan i Schmitt tworzą udany związek, w końcu planowali ślub i zakup domu. Możliwe, że wszystko wyglądało pięknie tylko z zewnątrz, wewnątrz nie było już kolorowe. -Postanowiła, że jednak zmieni klub.
-Barcelona to nie byle jaki klub... - rzucił, wzdychając cicho. -Zwłaszcza, że Lisa kibicuje jej odkąd ją znam. - dodał, upijając głęboki łyk herbaty, której temperatura z każdą minutą malała.
-Sofia i Marc ją namówili.
Uśmiechnęła się lekko, przypominając sobie poranną rozmowę z klubową koleżanką. Miała nadzieję, że dziewczynie uda się pozbierać psychicznie po ciosie, który wymierzył jej mężczyzna, którego kochała tak bardzo i ufała bezgranicznie.
-Może to dobrze? Może tam znajdzie prawdziwą miłość? - westchnął Reus, uśmiechając się pod nosem. Greta zmarszczyła brew wbijając w niego podejrzliwe spojrzenie.
-A to w Dortmundzie nie można znaleźć miłości?
Pytanie Grety sprawiło, że nagle się spiął. Uśmiech nagle zniknął z jego twarzy, a zamiast niego pojawiło się zakłopotanie.
Langer zmarszczyła brew, obserwując go uważnie. Czyżby dotknęła drażliwego tematu?
Odchrząknął, patrząc na nią niepewnym wzrokiem.
-Stephanie przecież ... - mruknęła, gryząc się w język w ostatniej chwili. -Przepraszam, ja...
-Stephanie to inna historia. - rzucił szybko, podnosząc się nerwowo z sofy. Greta westchnęła głośno, podnosząc się w ślad za nim. Nie chciała go zranić, nie chciała żeby cierpiał a mimo to zraniła.
-Ja ... nie chciałam. Przepraszam....
Stanęła tuż obok niego, kładąc dłoń na jego ramieniu.
-Spoko, Stephanie to trochę inna historia. - odpowiedział, uśmiechając się do niej delikatnie. Odpowiedziała mu tym samym, kładąc chłodną dłoń na jego policzku.
-Jesteś cudownym facetem i wierzę w to, że znajdziesz kobietę, która będzie szaleć na Twoim punkcie.
Jej cichy, aksamitny głos sprawił, że zadrżał a jego ciało przeszły dreszcze. Nie potrafił dłużej udawać, że nic do niej nie czuje. Nie potrafił dłużej uciekać, przed uczuciem. Przypomniał sobie, każde słowo, każdą radę, którą usłyszał. Musiał zawalczyć, zaryzykować. Nie był jej obojętny, było to widać gołym okiem. Zagrał vabank. W ciemno. O wszystko albo nic.
-A jeśli już znalazłem? - spytał, obejmując ją w pasie i przyciągając do siebie. Greta nie kryła swojego zaskoczenia tym gestem. Zmarszczyła brwi, przełykając ślinę. Czyżby mówił o niej? Czy to mogło być prawdą, że nie była mu obojętna? -To w Tobie się zakochałem... - szepnął, zaczepiając za ucho kosmyk jej długich, kasztanowych włosów. Przygryzła wargę, opierając dłonie na jego klatce piersiowej. Pod swoimi palcami wyczuła jak spięły się jego idealnie wyrzeźbione mięśnie.
Milczała, przyglądając się mu bardzo uważnie próbując rozszyfrować emocje malujące się na jego twarzy. Cisza jaka między nimi zaniepokoiła go. Czyżby przestrzelił?
Musnęła jego wargi delikatne, tak niepewnie, dając mu tym samym odpowiedź, której tak bardzo pragnął i tak bardzo potrzebował.
Odwzajemnił jej pocałunek, wkładając w niego tak wiele zaangażowania, determinacji i uczucia, którym ją obdarzył.
Pokochał ją i miał nadzieję, że ich wspólna droga nie będzie tylko marzeniem, czy snem, ale realnym pragnieniem skrywanym dotąd w zakamarkach ich dusz i serc.
-Zmęczona?
Twarz Joanny ozdobił lekki uśmiech, gdy poczuła na swoich biodrach dłonie Łukasza. Zapach jego mocnych, zmysłowych perfum sprawił, że zmęczenie, które tak bardzo odczuwała ulotniło się w jednej chwili.
-Bardzo... - rzuciła cichym głosem. Przymknęła powieki, gdy swoimi wargami musnął skrawek jej szyi.
-Zrobiłem obiad i proponuje czerwone wino, tak na rozluźnienie. Co ty na to?
Zaśmiała się cicho, odwracając się w jego kierunku. Szeroki uśmiech gościł na twarzy mężczyzny ubranego w ciemne spodnie dresowe i błękitny podkoszulek. Był jej wsparciem i prywatnym aniołem stróżem, na którego liczyć mogła, w każdej chwili.
-Wolę różowe. - rzuciła, uśmiechając się do niego słodko. Piszczek posłał jej rozbawione spojrzenie, kręcąc zabawnie głową.
-Może być różowe. - mruknął, całując ją w czoło. Wtuliła się w jego silne ramiona, wzdychając głośno.
-A jak Julia? - spytał, gdy siedzieli na szarej kanapie trzymając w rękach czarne talerze z aromatyczną pastą pomidorową. Joanna uśmiechnęła się delikatnie wbijając w partnera swoje spojrzenie.
-Było ciężko, ale dałyśmy radę z Rose.
Odłożyła talerz na duży, drewniany stolik. Chwyciła zgrabnym ruchem kieliszek aromatycznego, różowego wina i po raz kolejny spojrzała w kierunku Łukasza. Tym razem jednak, w jej wzroku dostrzegł smutek.
-Straciła mega dużo krwi, zatrzymała się na chwilę. Anestezjolog wprowadził ją w śpiączkę farmakologiczną.
-To silna dziewczyna. - objął ją ramieniem. -Wojowniczka.
-Ale ma piękną córeczkę. - rzuciła, uśmiechając się lekko. -Mario zakochał się w Mii od pierwszego wejrzenia.
-Ja w Maćku i Filipie też...
Zaśmiała się widząc jego wzrok.
# # #
Cześć!
Jestem z powrotem... Długo mnie tu nie było, ale czasami tak bywa.
Mam nadzieję, że ten rozdział Wam się spodoba :)
Czekam na Wasze opinie.
Pozdrawiam ;)
Komentarze
Prześlij komentarz