Spojrzenie Czterdzieste Trzecie.
Styczeń 2019 r.
Oberhausen. Niemcy.
Sofia Schweinsteiger uśmiechnęła się lekko stając w progu pokoju hotelowego swojego brata. Oparła ramię o wyłożoną drewnem ścianę, a uśmiech na jej twarzy poszerzył się znacznie, gdy dostrzegła go wpatrującego się w swoje lustrzane odbicie.
Wiedziała, że stresuje się tym ślubem. Jak bardzo stara się dopiąć wszystko na ostatni guzik tak, aby wszystko było idealnie. Aby ten dzień był idealny.
Wiedziała, że stresuje się tym ślubem. Jak bardzo stara się dopiąć wszystko na ostatni guzik tak, aby wszystko było idealnie. Aby ten dzień był idealny.
-Poddaje się... - mruknął, tupiąc nogą. Sofia zaśmiała się, kręcąc głową. Już dawno nie widziała tak dziecinnego zachowania swojego brata.
-Jeśli na prawdę Cię kocha, to nie zostawi Cię przed ołtarzem, bo masz źle zawiązany krawat. - rzucił Thomas Müller, który pojawił się obok niego po krótkiej chwili. Jego przyjaciel poklepał go po ramieniu, uśmiechając się do niego lekko. Bastian rzucił mu pełne politowania spojrzenie, na które ten w ogóle nie zwrócił swojej uwagi.
-No chyba, że jest z Tobą, bo uznała, że tak wypada. - mruknął po chwili, siadając na pościelonym łóżku hotelowym.
Sofia westchnęła widząc mine swojego brata, który spiorunował Müllera spojrzeniem, którego nie powstydziłby się nawet sam bazyliszek. I choć uwielbiała przyjaciela swojego brata, to czasami jego żarty nie były na miejscu. Zwłaszcza teraz, gdy stres tak bardzo nim targał.
-Na dworze jest raptem pięć stopni i tak musisz założyć kurtkę, zapomniałeś? - spytała, wchodząc w głąb pokoju hotelowego. Obaj mężczyźni wbili w nią swoje spojrzenie.
-Ale, ten krawat...
-Marc skończył się już przebierać. Przyjdzie i Ci go zawiąże. - rzuciła, poklepując brata po klatce piersiowej. Bastian zmarszczył brew obserwując dziewczynę bardzo uważnie.
-Marc potrafi zawiązać krawat? - zapytał Thomas, stając obok swojego najlepszego przyjaciela.
-To tylko jedna z rzeczy, które potrafi. - odpowiedziała, posyłając mężczyznom wyjątkowo uroczy uśmiech.
-Marc potrafi zawiązać krawat? - zapytał Thomas, stając obok swojego najlepszego przyjaciela.
-To tylko jedna z rzeczy, które potrafi. - odpowiedziała, posyłając mężczyznom wyjątkowo uroczy uśmiech.
-Chyba nie chcę wiedzieć co masz na myśli. - odparł Müller, wzdrygając się lekko.
Sofia zaśmiała się jedynie, kręcąc głową.
-Już dawno nie widziałem Cię takiej uśmiechniętej.
Schweinsteiger przejechał dłonią po policzku swojej siostry, lekko podkreślonym różowym pudrem. Dziewczyna jedynie poszerzyła swój uśmiech, poprawiając kosmyk włosów, który wyswobodził się z wystylizowanej fryzury jej starszego brata.
-Bo nigdy nie było mi tak dobrze, jak jest z Marc'iem. - odparła w momencie, w którym bramkarz hiszpańskiego klubu stanął w progu pokoju hotelowego. Uśmiechnął się do nich niepewnie, wyciągając ręce z kieszeni czarnego, eleganckiego garnituru.
-Potrzebujemy Twojej pomocy. - zakomunikowała Sofia, gdy Marc zatrzymał się tuż obok Thomasa, patrzącego na niego podejrzliwym spojrzeniem. -Trzeba wywiązać krawat Bastianowi. - dodała, posyłając mu urocze spojrzenie.
-Kto Cię nauczył? - zapytał Thomas, obserwując uważnie, każdy ruch młodszego kolegi z reprezentacji.
-Iniesta. - odpowiedział, układając na jedwabiście białej koszuli Bastiana, czarny materiał wąskiego krawatu. -Robi to z zamkniętymi oczami. - uśmiechnął się jedynie czując na sobie ich przepełnione podziwem spojrzenia.
-Chyba wezmę u Ciebie korepetycje. - rzucił Müller, klepiąc Ter Stegena po ramieniu.
Sofia pokręciła jedynie głową, uśmiechając się pod nosem. Każdy z tych mężczyzn był dla niej ważny.
Bastian, jako jej brat zawsze był dla niej wzorem. Troszczył się o nią, a jej szczęście było dla niego najważniejsze. Pokazywał jej to, na każdym kroku za co była mu niezmiernie wdzięczna.
Thomas, był jej przyjacielem odkąd się tylko poznali. Zawsze mogła na niego liczyć, zwrócić się do niego z każdym problemem. Bardzo go lubiła.
Marc, był kimś wyjątkowym. Mężczyzną o wielu twarzach. Czułym i wrażliwym. Zachłannym i namiętnym. Cudownym. Jej zdaniem, idealnym.
Czy w końcu znalazła spokój i szczęście, których tak bardzo pragnęła?
-Już dawno nie widziałem Cię takiej uśmiechniętej.
Schweinsteiger przejechał dłonią po policzku swojej siostry, lekko podkreślonym różowym pudrem. Dziewczyna jedynie poszerzyła swój uśmiech, poprawiając kosmyk włosów, który wyswobodził się z wystylizowanej fryzury jej starszego brata.
-Bo nigdy nie było mi tak dobrze, jak jest z Marc'iem. - odparła w momencie, w którym bramkarz hiszpańskiego klubu stanął w progu pokoju hotelowego. Uśmiechnął się do nich niepewnie, wyciągając ręce z kieszeni czarnego, eleganckiego garnituru.
-Potrzebujemy Twojej pomocy. - zakomunikowała Sofia, gdy Marc zatrzymał się tuż obok Thomasa, patrzącego na niego podejrzliwym spojrzeniem. -Trzeba wywiązać krawat Bastianowi. - dodała, posyłając mu urocze spojrzenie.
-Kto Cię nauczył? - zapytał Thomas, obserwując uważnie, każdy ruch młodszego kolegi z reprezentacji.
-Iniesta. - odpowiedział, układając na jedwabiście białej koszuli Bastiana, czarny materiał wąskiego krawatu. -Robi to z zamkniętymi oczami. - uśmiechnął się jedynie czując na sobie ich przepełnione podziwem spojrzenia.
-Chyba wezmę u Ciebie korepetycje. - rzucił Müller, klepiąc Ter Stegena po ramieniu.
Sofia pokręciła jedynie głową, uśmiechając się pod nosem. Każdy z tych mężczyzn był dla niej ważny.
Bastian, jako jej brat zawsze był dla niej wzorem. Troszczył się o nią, a jej szczęście było dla niego najważniejsze. Pokazywał jej to, na każdym kroku za co była mu niezmiernie wdzięczna.
Thomas, był jej przyjacielem odkąd się tylko poznali. Zawsze mogła na niego liczyć, zwrócić się do niego z każdym problemem. Bardzo go lubiła.
Marc, był kimś wyjątkowym. Mężczyzną o wielu twarzach. Czułym i wrażliwym. Zachłannym i namiętnym. Cudownym. Jej zdaniem, idealnym.
Czy w końcu znalazła spokój i szczęście, których tak bardzo pragnęła?
***
Greta Langer uśmiechnęła się lekko, poprawiając różową wstążkę ozdabiającą ślubny bukiet wykonany z pięknych, kolorowych róż, który leżał swobodnie na kamiennym parapecie rodzinnego domu Rose Braun, tuż obok kremowych, wysokich szpilek kontrastujących idealnie z jej skromną, białą suknią, którą specjalnie dla niej zaprojektowała i uszyła jej niespełna osiemdziesięcioletnia babcia, tak bardzo dumna i ciesząca się szczęściem swojej wnuczki.
Również Greta cieszyła się szczęściem byłej parterki swojego zmarłego ojca. Wiedziała jak wiele łez wylała, jak długo szukała równowagi i jak trudno było jej załatać roztrzaskane na setki kawałków serce. Była wdzięczna Bastianowi, że stanął na drodze Braun, która przez wiele lat miała na nią najlepszy wpływ. Była wręcz pewna, że Braun będzie perfekcyjną żoną i cudowną matką. Wierzyła w to.
-Wiesz, że bałam się, że już nigdy się nie pozbiera? Że nigdy nie będzie szczęśliwa tak, jak z Twoim ojcem?
Greta oderwała się od swoich myśli, słysząc aksamitny głos Ludmiły Braun. W oczach piłkarki kobiety zawsze eleganckiej, uśmiechniętej, pełnej radości z życia, ale i życiowej mądrości.
-Ale jej się udało... - rzuciła Greta, posyłając kobiecie delikatny uśmiech. -Zasłużyła na to. - dodała, sprawiając, że blondwłosa kobieta objęła ją swoim ramieniem.
-Jak powiedziała mi, że jest z Twoim ojcem, to powiedziałam, że nie chcę jej znać. - powiedziała nagle sprawiając, że brwi Grety nieco się zmarszczyły. -Dla młodszej studentki, zostawił mnie mój mąż, nie panowała nad emocjami. Zwyzywałam ją od najgorszych... - urwała, robiąc krok w kierunku szerokiego okna. -To był pierwszy raz, gdy ją spoliczkowałam. - dodała, odgarniając cienki materiał firanki.
-Ale przecież ma z Panią tak dobry kontakt.
Ludmiła Braun zaśmiała się jedynie.
-Bo jej wybaczyłam.
Obie wbiły spojrzenie w otwarte drzwi przestronnego pokoju, który przez wiele lat był azylem Rose Braun. Uśmiechy namalowały się na ich twarzach, gdy zlustrowały ją dokładnie swoimi spojrzeniami.
Wyglądała niczym księżniczka.
Biały, delikatny materiał był skrojony idealnie dla niej. Podkreślał on, widoczny już ciążowy brzuszek, który dodawał jej jedynie pewnej wyjątkowości. Ozdobiony koronką gorset dodawał pewnej drapieżności delikatnemu, niewinnemu materiałowi, na którym wyszyte były nie rzucające się w oczy kwiaty. Ciemne włosy spięte w idealnie dopracowany, aczkolwiek chaotyczny warkocz dodawały jej pewnej dziewczęcości, której od wielu lat w jej wyglądzie zdecydowanie brakowało, a makijaż niezbyt widoczny, podkreślał jedynie jej piękną, naturalną twarz.
-Pięknie wyglądasz. - szepnęła Greta, wywołując na twarzy Rose lekki uśmiech. Lekarka przejechała dłonią po materiale swojej sukni, który jej zdaniem był idealny w dotyku i idealny specjalnie dla niej.
Jeszcze kilka lat temu nie pomyślałaby, że będzie tak szczęśliwa, że za kilka godzin stanie się żoną, a za kilka miesięcy matką. Nie wierzyła, że los postawi na jej drodze tak niezwykłego mężczyznę, jakim bez wątpienia był Schweinsteiger.Niezwykła osobowość nie tylko na boisku, ale i w życiu prywatnym. Świetny piłkarz, równie dobry kapitan. Powiernik tajemnic i sekretów oraz wierny przyjaciel. Dla niej był cudownym, troskliwym facetem, który był w stanie zrobić dla niej wszystko. Zakochała się w nim już podczas rehabilitacji, tylko jeszcze wtedy nie myślała o tym, że może kogoś pokochać tak, jak kilka lat wcześniej pokochała Langera.
-Kocham Cię, córciu. - Rose uśmiechnęła się, czując dłoń swojej matki na nadgarstku swojej ręki. Przymrużyła lekko powieki, gdy blondynka cmoknęła ją w policzek. Choć ich relacje przez jakiś czas były napięte to teraz były wręcz perfekcyjne. -A za wszystko złe, Cię przepraszam.
W oczach Grety zaszkliły się łzy, gdy Rose bez słowa, wtuliła się w ramiona swojej matki. Zaczynała nowy rozdział w swoim życiu i miała nadzieję, że tym razem los pozwoli jej być szczęśliwą.
-Dziewczyny musimy się ...
Marcel Schmelzer zatrzymał się w pół kroku, dostrzegając rozgrywającą się w pomieszczeniu scenę. Zmarszczył brew, posyłając Grecie zaskoczone, pytające spojrzenie. Langer pokiwała jedynie głową, uśmiechając się do niego lekko.
Chwilę później Rose, pociągając nosem wyprostowała się, posyłając swojej rodzicielce pełne wdzięczności spojrzenie, a lekki ale szczery uśmiech na jej twarzy, wlał jedynie w serce Ludmiły Braun nadzieję, że wszystko co złe już minęło.
-Bo jeszcze Basti pomyśli, że zrezygnowałam. - zaśmiała się, zdejmując z parapetu ekskluzywne buty. Wsunęła je na swoje dotąd bose stopy i biorąc głęboki oddech, chwyciła w dłonie skromny, ale i piękny bukiet.
Dostała od życia drugą szansę i zamierzała ją wykorzystać.
-Jedziemy? - zapytała, odwracając się w ich kierunku. Marcel i Greta pokiwali jej energicznie dłońmi, a jej matka uśmiechnęła się jedynie.
***
-I że nie opuszczę Cię aż do śmierci...
Bastian uśmiechnął się lekko, gdy w spojrzeniu Rose błysnęło coś na kształt radości. Właśnie tak wyobrażał sobie ten dzień. Najpiękniejszy dzień w swoim życiu. Nowy rozdział historii, która miała toczyć się latami, z kobietą, która była jego bratnią duszą. Na dobre i na złe. W bogactwie i biedzie. W pogodzie i niepogodzie. Zawsze i pomimo wszystko. Wierzył, że tak będzie a dziecko, na które czekali miało dopełnić tego szczęścia.
-Ogłaszam Was mężem i żoną. - niski i doniosły głos, krępego księdza rozniósł się po dużym, ceglanym kościele. -Możesz pocałować pannę młodą. - dodał, posyłając piłkarzowi lekki uśmiech. Schweinsteiger zaśmiał się jedynie cicho, po czym złożył na ustach Braun krótki ale przepełniony pasją i uczuciem pocałunek.
Gromkie brawa gości były idealnym wstępem do ich nowego, pięknego, wspólnego życia.
# # #
Witajcie.
Przychodzę z kolejnym rozdziałem :)
Wiem, że pewnie Was nie zadowolił (bo krótki), ale myślę, że ślub Rose i Bastiana się Wam spodoba.
W następnych rozdziałach pojawi się więcej wątków. Starzy bohaterowie i ich perypetie, ale i Ci nowi, których losy wejdą na pierwszy plan już w drugiej części opowiadania.
Czekam na Wasze opinie i życzę Wam zdrówka.
Komentarze
Prześlij komentarz