Spojrzenie Czterdzieste Pierwsze.

Wiem, że rozdział jest krótki i pojawia się z opóźnieniem, ale mam nadzieję, że mimo to przeczytacie go i może wam się nawet spodoba. 
Życzę miłej lektury ;)

#zostajewdomu

~*~


Styczeń 2019
Dortmund.



     Joanna przymknęła lekko powieki czując na swojej szyi ciepło ust. Uśmiechnęła się pod nosem, gdy dłonie Łukasza zamknęły opasły tom książki, kątem oka dostrzegła jak odkłada ją na niski, kawowy stolik. Przygryzła wargę, gdy jego dotyk wywołał na jej skórze przyjemne dreszcze.
    -Może naleje wina, co?
Spojrzała na niego i uśmiechnęła się lekko. Piszczek złożył na jej wargach przelotnego całusa i zniknął w przestronnej kuchni. Blondynka westchnęła jedynie cicho odprowadzając go wzrokiem.
Nie sądziła, że po rozstaniu z Jensem będzie potrafiła pokochać kogoś tak mocno jak jego, a może i mocniej? I chyba nigdy nie pomyślałaby, że zakocha się właśnie w Łukaszu Piszczku. Mężczyźnie, który był całym światem jej najlepszej, zmarłej przyjaciółki.
  Matylda była dla niej jak siostra, była zawsze obok niej i od jej śmierci miała wrażenie, że to właśnie ona z góry kieruje ich życiem.
Piszczek był idealny, w każdym calu. Najlepszy i tylko dla niej. Miała nadzieję, że będzie tak już na zawsze, do samego końca.
  Uśmiechnęła się lekko, gdy z dwoma kieliszkami i butelką ich ulubionego, czerwonego wina opuściła kuchnię.
Nie był już najmłodszy, a jednak tak wiele kobiet wzdychało na jego widok. Był przystojny, idealnie umięśniony, jego uśmiech powalał, a zapach perfum sprawiał, że miękły jej kolana. Dodatkowo opięty podkoszulek, który właśnie miał na sobie pobudzał jej wyobraźnie.
  Objął ją ramieniem, cmokając ją w czubek głowy. Uśmiechnęła się delikatnie odbierając od niego kieliszek słodkiego wina.
   -Przeze mnie nie poszłaś na sylwestra...
Zmarszczyła brew słysząc jego cichu głos. Wbiła w niego zaskoczone spojrzenie.
   -Żartujesz sobie ze mnie? - spytała.
   -Gdyby nie Maciek i jego grypa to...
   -Skończ! - warknęła, mierząc go morderczym spojrzeniem.
Zaskoczyła go stanowczością i podniesionym tonem głosu.
Odłożyła na niski stolik, pękaty kieliszek. Zamknęła jego dłoń w swojej, uśmiechając się lekko.
    -Spędziłam z Tobą, Adą i moimi braćmi najlepszego Sylwestra w swoim życiu. Kocham Ciebie, Filipa i Maćka najmocniej na świecie. Każda chwila spędzona z wami, jest dla mnie tą najpiękniejszą.
Dostrzegł w jej oczach łzy, a jej głos przepełniało wzruszenie.
    -Mam szczęście... - westchnął cicho, przejeżdżając dłonią po jej policzku. -Jestem ciekaw jak długo będziesz...
Położyła palec na jego wargach, kręcąc jedynie głową.
    -Nigdy Cię nie zostawię... - szepnęła, siadając na jego kolanach. Piszczek uśmiechnął się lekko, obejmując ją w pasie. Przyciągnął ją do siebie, wywołując lekki uśmiech na jej twarzy.
Fabiańska przygryzła wargę, powolnym ruchem przejeżdżając dłonią po jego wyrzeźbionej klatce piersiowej odbijającej się idealnie w białym, dopasowanym podkoszulku, który akurat ona z jego garderoby lubiła najbardziej.
    -Co byś powiedziała, gdybym poszedł na studia?
Zmarszczyła brew, przenosząc wzrok na jego twarz. Nie kryła swojego zdziwienia pytaniem, które przed chwilą padło z jego ust.
    -Studia? - spytała, unosząc lekko brew.
    -Beznadziejny pomysł, wiedziałem... - westchnął, a uśmiech zniknął z jego twarzy.
  Już jakiś czas temu zauważyła, że jej zdanie jest dla niego pewnym wyznacznikiem, ostatecznością, z którą nawet nie próbuje dyskutować. Nie rozumiała tego i nie jednokrotnie zastanawiała się, dlaczego właśnie tak jest. Przecież jakby nie patrzeć, to byli partnerami, ale każde z nich miało swoje dotychczasowe życie, które mimo wszystko nadal powinno toczyć się w podobnym tempie i trybie, co wcześniej.
Choć z drugiej strony cieszył ją fakt, że tak bardzo liczy się z jej zdaniem, czy opinią. Był to dla niej jasny i klarowny dowód na to, że zamierza traktować ją w wyjątkowy sposób. W taki, jakiego chyba nigdy po mężczyźnie się nie spodziewała.
    -Będę Cię wspierać i będę z Ciebie dumna. - szepnęła, przejeżdżając palcami po jego policzku. -Już jestem. -dodała, muskając delikatnie jego wargi.
Odwzajemnił jej pocałunek, zawierając w nim tak wiele uczucia, pasji, zachłanności i namiętności. Nie krył rozczarowania i zdziwienia, gdy nagle oderwała swoje usta, od jego warg. Zmarszczyła brwi, przyglądając mu się bardzo.
    -Ale, żeby było jasne ... - urwała, wbijając w jego klatkę piersiową palec wskazujący. -Jeśli na tych studiach, będziesz miał jakąś dobrą przyjaciółkę, która ochoczo, będzie pomagać Ci z nauką, to wylądujesz na ganku, a ona spadnie z najwyższego szczytu Alp. - zakomunikowała, uśmiechając się do niego słodko. Bardzo słodko.
Zaśmiał się cicho, kiwając lekko głową. Nie spodziewał się chyba takiej reakcji swojej partnerki.
    -Nie oddam Cię, żadnej innej kobiecie... - szepnęła, wpatrując się w jego hipnotyzujące spojrzenie. -Kocham Cię. - dodała, zanim kolejny raz zatopiła się w jego ciepłych ustach. Jej azylu. Jej przeznaczeniu.
 Piszczek zaśmiał się, zamykając ją mocniej w swoich ramionach. Był szczęśliwy, tak bardzo szczęśliwy.
 


***

Monachium. Niemcy.

  Stephanie Meyer zamknęła cicho drzwi pokoju swojego synka. Szkraba, który był oczkiem w głowie zarówno jej, jak i Matsa. Uśmiechnęła się cicho, poprawiając swój długi, szary sweter, który od porodu nosiła bardzo często. Była szczęśliwa, co nie podlegało żadnej dyskusji. Kochała i była kochana, a gdyby tego było jej mało, dostała szansę powrotu na monachijskie boisko. 
Obawiała się jednak, że po tak długiej nieobecności może jej się to nie udać, w takim stopniu, w jakim by chciała.
   -Zrobiłeś kolację? - zapytała zdziwiona, stając w progu kuchni. Mats oderwał wzrok od sałatki warzywnej, którą stawiał właśnie na drewnianym blacie kuchennego stołu. Uśmiechnął się lekko, odsuwając szatynce krzesło. Odwzajemniła jedynie jego uśmiech, siadając na wskazanym przez niego miejscu. 
    -Wracasz? - spytał, gdy sięgnęła po kawałek gotowanego kurczaka w aromatycznej przyprawie. 
Stephanie spojrzała na niego niepewnym wzrokiem, wzdychając cicho. 
    -A Twoim zdaniem powinnam? - rzuciła, przygryzając lekko wargę. 
Hummels zmarszczył brew, zgniatając w ręku kolorową serwetkę. 
W Meyer od zawsze cenił łagodność, ale i stanowczość. Wolę walki i szeroki uśmiech. Optymizm, ale i trzeźwość umysł. Kochał w niej wszystko, bez wyjątku. Teraz, nie wyobrażał sobie bez niej życia. Funkcjonowania bez kobiety, która była również jego najlepszą przyjaciółką. Była wyjątkowa. 
     -Jeśli czujesz się na siłach, to powinnaś. Jeśli nie...
Wzruszył ramionami, posyłając jej lekki uśmiech.
     -Pójdziesz ze mną, na ten trening? - zapytała niepewnie. 
Hummels uśmiechnął się delikatnie, chwytając lekko dłoń swojej partnerki. Chciał, że była szczęśliwa, żeby spełniała swoje marzenia. Chciał, żeby po prostu żyła pełnią życia. Żeby wróciła do piłki, którą kocha równie mocno co jego i ich synka. 
    -To oczywiste, kotuś ... - szepnął, cmokając ją w bladą dłoń. 


***

Dortmund.

     -Hej, nie przeszkadzamy?
Mario uśmiechnął się lekko na widok Grety i Karli Langer. Otworzył szczerzej drewniane drzwi domu, wpuszczając kobiety do małego, ale przestronnego przedpokoju. Zaśmiał się, gdy Karla wręczyła mu butelkę czerwonego wina, a Greta wyciągnęła zza pleców kolorową, prezentową torbę z drobiazgami dla jego przyszłego dziecka.
Obie były pod niemałym wrażeniem, gdy stanęły w dużym, przestronnym salonie połączonym z jadalnią i nowoczesną kuchnią wyposażoną w eleganckie, ekskluzywne meble. Musiały przyznać śmiało, że Götze kupując ten dom spisał się na złoty medal.
    -Julia jest na górze, zaraz zejdzie... - rzucił zamykając białe drzwi oddzielające dom od przedpokoju. -Napijecie się czegoś? - spytał, posyłając im szeroki uśmiech.
Kuzynki wymieniły się porozumiewawczymi spojrzeniami, po czym pokiwały piłkarzowi ochoczo głowami, uśmiechając się przy tym uroczo.
    -Już myślałam, że jednak nie przyjedziecie...
Przeniosły wzrok na masywne, drewniane schody, na których z delikatnym uśmiechem na twarzy stała Julia Wagner. Kurczowo trzymała jedną ręką drewnianej wyrzeźbionej barierki, aby drugą skupić się na ochronie dużego, ciążowego brzucha.
   Obie twierdziły zgodnie, że ten stan służył Wagner. Kwitła, za każdym razem, gdy tylko się widziały. Była szczęśliwa i było to widać gołym okiem.
    -Nie mogłybyśmy nie przyjechać. - odpowiedziała Greta, a Karla uśmiechnęła się jedynie szerzej. -Macie bardzo ładny dom. - dodała, poszerzając uśmiech Julii, która ze świątecznego prezentu Mario, cieszyła się jak małe dziecko.
Obudził ją w Boże Narodzenie śniadaniem do łóżka, a kilka chwil później w jej dłoni znalazło się czarne, eleganckie pudełko a w nim pęk kluczy, jak się później okazało do ich pięknego domu na obrzeżach Dortmundu. Do ich azylu, w którym wspólnie mieli oczekiwać narodzin ich szkraba, dziecka, które miało być owocem ich wielkiej miłości. Wiedziała, że tych świąt nigdy nie zapomni i była pewna, że będą tylko prologiem ich wspólnego szczęścia.
    -Co powiecie na ciasto? - spytała po chwili, stając na przeciw przyjaciółek. Karla zmarszczyła brwi, a Greta poszła jej śladem.
    -Nie powinnaś się przemęczać...
    -Mario upiekł. - zaśmiała się. -Więc nie daję gwarancji, że będzie nadawać się do jedzenia. - dodała, wywołując rozbawienie na twarzy kobiet.
    -Dla ścisłości, piekli Marco z Erikiem. - odparł, gdy przysiadły na szarej sofie.
    -Właśnie, a oni nie mieli już tu być? - zapytała Wagner, wbijając spojrzenie w duży zegar zdobiący beżową ścianę.
    -O wilkach mowa. - rzucił słysząc ryk sportowego silnika. Kilka minut później w salonie pojawili się Marco Reus i Erik Durm z bukietem kwiatów, butelką whisky i ogromnym pluszowym misiem.
    -No stary, brakuje tu tylko psa, który by was chronił! - rzucił Reus ściskając dłoń przyjaciela, Durm poszedł śladem starszego kolegi.
    -Wiem, jutro zadzwonię do schroniska! - krzyknął, wywołując uśmiech na twarzach wszystkich.
    -Dobrze kotku, ale to będzie juto... - szatynka westchnęła, kręcąc głową. -Dzisiaj masz podać herbatę i ciasto, a później dokończyć obiad. - dodała uśmiechając się do niego szeroko i słodko. Mario westchnął jedynie, smutniejąc.
    -Pomożemy Ci. - odparła Greta. -Jeśli oczywiście pozwolisz? - dodała, marszcząc brew.
    -Będę zaszczycony. - odpowiedział, posyłając Langer szczery uśmiech. -Ale z herbatą i ciastem sobie poradzę, pomożecie mi z obiadem. - dodał wypinając dumnie pierś, czym rozbawił wszystkich obecnych w pomieszczeniu.

  Julia uśmiechnęła się lekko odstawiając kubek na niski, prostokątny stolik komponujący się idealnie z eleganckimi, drewnianymi meblami. Rozmowa w tym towarzystwie tak jak zawsze kleiła się wręcz perfekcyjnie. Byli zgraną paczką i przekonywała się o tym, każdego dnia coraz bardziej i lepiej.
  Karla, wbrew swoim życiowym błędom okazała się być bardzo inteligentną i sympatyczną dziewczyną. Bardzo szybko, jak klubowy fotograf zaprzyjaźniła się z piłkarkami i piłkarzami Borussi, a jej zdjęcia robiły furorę w internecie. Ona sama zaprzyjaźniła się z nią po jej życiowych perypetiach.
  Erik natomiast był bohaterem i dumą, nie tylko w klubie, ale i w całych Niemczech. Był wyjątkowy i wiedział o tym, każdy a szczególnie dziewczyny, które obsypywały go setkami maili dziennie, które przy pomocy kumpli skrupulatnie i dokładnie studiował.
  Marco i Greta to była zupełnie inna historia. Reusa znała od wielu lat i darzyła go wielką sympatią i równie wielkim szacunkiem. Zawsze gdy potrzebowała otuchy i wsparcia pojawiał się obok niej. Był prawdziwym przyjacielem, na którego mogła liczyć, o każdej porze dnia i nocy. Zawsze. Zupełnie tak jak na Gretę, choć znała ją stosunkowo najkrócej, ale miała wrażenie, że znają się od lat. Były bratnimi duszami, w życiu spotkało ich sporo przykrości a los ich nie oszczędzał.
    -Nie zaprosiliśmy Was tu od tak ... - zaczął Götze wyrywając Wagner z zamyślenia. Piłkarka uśmiechnęła się delikatnie, wbijając w nich swoje spojrzenie.
    -To w jakim celu? - zapytał Marco, mrużąc powieki.
Mario chwycił lekko dłoń swojej ukochanej sprawiając, że poszerzyła jedynie swój uśmiech.
    -Dając mi pod choinkę klucze do domu, dał mi jeszcze jeden prezent ... - powiedziała z dumą, pokazując im rubinowy pierścionek zaręczynowy.
Greta i Karla pisnęły cicho, a Marco i Erik spojrzeli jedynie na siebie znacząco. Byli dumni ze swojego kumpla. Mogli to przyznać śmiało.
    -Chcielibyśmy, żebyście byli świadkami na naszym ślubie. - odparł po chwili Götze uśmiechając się do nich lekko.
Cała czwórka nie kryła swojego zdziwienia tym, co przed chwilą usłyszeli. Chyba nie tego się spodziewali.
    -A Greta i Marco dodatkowo rodzicami chrzestnymi naszej córeczki. - dodała Julia, kładąc dłoń na swoim ciążowym brzuchu.
Jeśli wcześniej szok był duży, tak ten był zdecydowanie większy.
    -Mamy nadzieję, że nam nie odmówicie.
    -Nie zrobilibyśmy tego. - zapewnił Reus posyłając przyjacielowi szeroki uśmiech.


    -Mario w końcu podjął męskie decyzje. - rzucił Reus, zaśmiewając się pod nosem. Greta chowająca właśnie do szafki suche, porcelanowe talerze uśmiechnęła się jedynie lekko. Była dumna z Mario, który w te święta sprawił jej przyjaciółce tak wiele radości.
    -To chyba dobrze.... - westchnęła, wycierając dłonie w kolorową, kuchenną ścierkę.
    -O to mi chodziło.
Langer spojrzała na niego niepewnym wzrokiem, uśmiechając się równie niepewnie . Ich relacja była dla niej zagadką, której nie potrafiła rozwikłać.
    -Dziękuję za prezent. - rzuciła cichym głosem. Reus uśmiechnął się jedynie lekko, patrząc na nią w tak wyjątkowy sposób.
   -Podobał Ci się?
Uniósł brew, uważnie ją obserwując.
   -Jest piękna, ale ja nic dla Ciebie nie miałam i nadal nie mam... - odparła cicho, spuszczając wzrok na czarną, elegancką podłogę.
   -Załóż ją na sobotnią galę. - odpowiedział unosząc lekko jej podbródek, tak aby na niego spojrzała. -To będzie dla mnie najlepszy prezent. - szepnął, muskając wargami jej policzek.
Jej ciało przeszedł dreszcz. Tak przyjemny. Wyjątkowy. 

# # # 

Znalezione obrazy dla zapytania: erik durm marco reus



I jak wrażenia? Wiem, że pewnie nie spełnia waszych oczekiwań, ale mogę obiecać, że następne będą lepsze. Po prostu będzie się tam działo. 

W oczekiwaniu na kolejny rozdział, chciałabym zaprosić Was do moich dwóch innych historii. Jedna z nich to trochę bardziej komedia, a druga to taka typowa obyczajówka. Mam nadzieję, że w wolnej chwili wpadniecie i zostawicie swoją opinię. Linki do nich znajdują się poniżej.



Pozdrawiam Was gorąco.

Do następnego.

#zostajewdomu






    

Komentarze

  1. Pomysł Łukasza ze studiami wcale nie jest głupi. Skoro chce się dalej kształcić, to dlaczego nie? Asia na pewno będzie go w tym wspierać i pomagać.
    Stephanie spełnia się jako mama swojego synka, ale na pewno pragnie także wrócić jeszcze na boisko. Oby się jej to udało.
    Mario podczas Świat zdecydował się na bardzo odważne kroki. Dom, oświadczyny... Widać, że jest pewny, iż Julia to ta jedyna. Jestem pewna, że stworzą dla swojego dziecka cudowną rodzinę.
    Co do Grety i Marco, to już nie mogę się doczekać tej gali.
    Czekam z niecierpliwością na kolejny rozdział.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty