Spojrzenie Czterdzieste.
Grudzień 2018 r.
~*~
Dortmund. Niemcy.
Zamknęła bagażnik swojego sportowego auta, wkładając do niego uprzednio sportową torbę wraz z dwoma blachami jeszcze ciepłego, domowego ciasta według przepisu jej babci, która zawsze była dla niej wzorem we wszystkich aspektach życia.
Uwielbiała święta Bożego Narodzenia. Sprawiały, że zawsze czuła się tak niezmiernie wyjątkowo w otoczeniu najbliższych jej osób. Mogła wtedy choć na chwilę oderwać swoje myśli od trudów codzienności i po prostu odpocząć.
Tak, tego potrzebowała po roku pełnym wrażeń.
-Greta!!!
Zatrzymała dłoń na klamce drzwi kierowcy, gdy do jej uszu dobiegł dźwięk jej imienia. Zmarszczyła brew, rozglądając się dookoła siebie. Na jej twarz wkradł się lekki uśmiech, gdy dostrzegła biegnącego w jej kierunku Marco Reusa.
-Myślałem, że nie zdążę... - zaśmiał się, dysząc głośno.
Langer poszerzyła jedynie swój uśmiech, bacznie go obserwując. Piłkarz próbował uspokoić swój oddech, choć jego kondycja nadal była na wysokim poziomie.
-Coś się stało? - spytała, nie kryjąc swojego zdziwienia.
-Chciałem życzyć Ci Wesołych świąt. - odpowiedział prostując się. Posłał w jej kierunku szeroki, słodki uśmiech, co zaciekawiło piłkarkę.
Reus chwilę później wyciągnął zza pleców ozdobione świątecznym papierem pudełko, przewiązane dodatkowo ozdobną wstążką. Zaskoczył ją tym, czego nie udało jej się ukryć.
-Mam nadzieję, że Ci się spodoba. - powiedział cicho, gdy szatynka dość niepewnie chwyciła jego podarunek. -Ale obiecaj, że otworzysz dopiero wieczorem! - wyciągnął w jej kierunku palec wskazujący, a jego mina była dość niecodzienna.
-Aaaa ja nic dla Ciebie nie mam... - rzuciła cicho, a na jej policzkach wykwitł lekki rumieniec. Było jej głupio. Choć z drugiej strony przecież nie wiedziała, że Reus szykuje dla niej jakąś niespodziankę.
Reus uśmiechnął się do niej lekko, kręcąc głową.
-Wystarczy jeśli podrzucisz mnie do moich rodziców.
Zaśmiała się cicho, gdy zrobił w jej kierunku słodką minę.
-Rozumiem, że walizkę masz w mieszkaniu? - pokiwał jej potwierdzająco głową. -Masz dziesięć minut. - rzuciła, a on odbiegł w kierunku nowoczesnego budynku.
Odprowadziła go wzrokiem, uśmiechając się przy tym lekko. Gdyby była bardziej odważna, może już dawno byłaby jego dziewczyną?
Berlin. Niemcy.
Manuel Neuer uśmiechnął się lekko dostrzegają w tłumie dwójkę swoich przyjaciół. Podniósł się z lotniskowego krzesła i z uwagą się im przyglądał.
Sofia Schweinsteiger zaśmiała się głośno, gdy dłonie Marca narysowały coś z wielką energią w powietrzu. Bramkarz klubu z Barcelony rzucił jej ukradkowe spojrzenie, zaśmiewając się cicho. Czuli się w swoim towarzystwie bardzo dobrze i to Neuerowi rzuciło się w oczy już na samym początku. Pasowali do siebie i to nie pozostawiało żadnej wątpliwości.
-Witam moje ukochane gołąbeczki!
Sofia zatrzymała się w pół kroku, a Marc zawiesił głos. Oboje spojrzeli na Neuera zdziwieni. Nie spodziewali się go spotkać na Berlińskim lotnisku.
-Co ty tu robisz? - zapytała dość niepewnie Sofia, unosząc znacząco brew.
-Twój brat zrobił ze mnie szofera. - oznajmił, uśmiechając się do nich wyjątkowo szeroko. -A poza tym chciałem was opieprzyć. - dodał, robiąc krok w ich kierunku.
Szatynka rzuciła blondynowi krótkie, porozumiewawcze spojrzenie, po czym oboje wbili je w pierwszego bramkarza niemieckiej reprezentacji.
-Opieprzyć?Ale za co?
Marc zmarszczył brwi, przyglądając się Neuerowi bardzo uważnie.
-Przyjaźnimy się od lat. O wszystkim zawsze Wam mówiłem a wy co? - zawiesił głos, wbijając w nich pełne wyrzutu spojrzenie.
-Ale...
-Nie przerywaj mi! - warknął, zawieszając w powietrzu palec wskazujący wbity wprost w Sofię.
-To ty urwałeś... - wtrąciła, jednak szybko zamilkła widząc jego znaczący wzrok.
-Potraktowaliście mnie jak śmiecia, nic nie znaczącego znajomego, który może dowiedzieć się o waszym związku z plotkarskich stron internetowych! - warknął, posyłając im mordercze spojrzenie.
-Stary to nie tak...
-A jak?!!! - syknął, przez zaciśnięte zęby sprawiając, że Marc przełknął jedynie głośno ślinę.
-Jesteś dla niej jak brat. Co miałem przyjść i powiedzieć, że się z nią spotykam? - spytał nagle, a jego twarz wykrzywiła się w smutnym uśmiechu.
-Wystarczyło zadzwonić. - rzucił z pretensją.
Ter Stegen posłał Schweinsteiger niepewne spojrzenie. Oboje poczuli się głupio, zrobiło im się wstyd, w końcu Manuel miał sporo racji. Przyjaźnili się, a więc powinni sobie ufać i mówić o wszystkim. Zawiedli go.
Manuel postanowił wyprowadzić ich z tego stanu. W końcu byli dla niego jak rodzeństwo, a rodzeństwu wybacza się wszystko. Zwłaszcza miłość, na którą bez wątpienia zasługują.
-Żartuje przecież. - zaśmiał się głośno, gdy dostrzegł ich spojrzenia.
-Co? - Sofia nie kryła swojego zdziwienia, reakcją bramkarza.
-To ja podsunąłem Bastianowi pomysł z mieszkaniem Marca. - oznajmił, krzyżując ręce na klatce piersiowej.
-Jak to, ty?
Ter Stegen nie krył swojego zdziwienia tym co przed chwilą usłyszał.
-Normalnie. Znam was nie od dziś i wiedziałem, jak dobrze czujecie się w swoim towarzystwie. - odpowiedział, poruszając sugestywnie gęstymi brwiami.
-Spiskowałeś z moim bratem? - spytała, mrużąc powieki.
-Poprawka, z Rose i Antonelą.
-Zabiję je! - warknęła, zaciskając zęby.
-No już nie przesadzaj. - Marc zaśmiał sie cicho. -Chyba, że żałujesz, że ze mną jesteś?
-Przecież nic takiego nie powiedziałam. - westchnęła głośno. -Czy wy zawsze musicie dopowiadać sobie dalsze części historii? - zapytała, wywracając zabawnie oczami.
-Jesteś przewrażliwiona... - westchnął Manuel odbierając od niej metalową rączkę walizki.
-A w ryj chcesz? - zapytała, unosząc brwi ku górze. Jej ostre spojrzenie mogłoby zabijać, na szczęście Neuera piłkarka nie miała magicznych mocy.
-Marc jeszcze nie jest za późno. Radzę Ci przemyśleć związek z tą diablicą.
Manuel poklepał Marca po ramieniu, posyłając mu pełen otuchy uśmiech.
-Nie dożyjesz Pasterki Neuer! - krzyknęła w momencie, w którym bramkarz ruszył sprintem w kierunku szklanych drzwi lotniska.
Ter Stegen zaśmiał się jedynie, chwytając rączkę walizki swojej partnerki. Uwielbiał ich i cieszył się, że ma ich przy sobie.
-Jak dzieci... - rzucił cicho i podążył za śmiejącymi się przyjaciółmi.
***
Kostrzyn Nad Odrą. Polska.
Małgorzata Fabiańska oderwała wzrok od wycieranych po wigilijnej kolacji talerzy. Dostrzegając w progu kuchni Piszczka uśmiechnęła się lekko.
-Nie trzeba, poradzę sobie. - odpowiedziała, wkładając porcelanę do szafki w kuchennym regale.
-Razem zrobimy to szybciej. - zapewnił, chwytając z kuchennego blatu kolorową, bawełnianą ścierkę.
Stanął z nią ramię w ramię i w milczeniu, idąc jej śladem, zdejmował ze srebrnej suszarki białe, porcelanowe talerze.
-Nie miałam jeszcze okazji Ci podziękować. - rzuciła nagle, przerywając panującą między nimi ciszę zagłuszaną jedynie stukotem odkładanych do szafki talerzy.
-Mnie? Za co? - spytał, zaskoczony jej słowami.
-Sprawiłeś, że moja córka jest szczęśliwa.
Małgorzata uśmiechnęła się delikatnie, wbijając w niego swoje spojrzenie.
-Nie do końca tak jest... -westchnął, a kącik jego ust powędrował ku górze.
-Co masz na myśli?
Kobieta zmarszczyła jedynie brew.
-To ona sprawiła, że jestem szczęśliwy.
Małgorzata zaśmiała się cicho, widząc błysk w jego oku.
Było w nim coś takiego, co sprawiało, że nie dało się przejść obok niego obojętnie. Był właścicielem uśmiechu, który udzielał się, każdemu. Miał nienaganne maniery i zawsze wiedział co w danej sytuacji powiedzieć i jak się zachować. Miał w sobie to coś, co sprawiało, że nikt nie mógł przejść obok niego obojętnie. Był wyjątkowy i tego była pewna.
-Jak Fabio przyjechał z nią raz na zgrupowanie to coś we mnie trafiło. Zakochałem się, gdy tylko na mnie spojrzała i po prostu się uśmiechnęła... - zaśmiał się sprawiając, że Fabiańska wbiła w niego przeszywające spojrzenie. -Ale był jeden problem. - dodał, opierając biodro o kuchenny blat.
-Jaki? - spytała, nie ukrywając przepełniającej ją ciekawości.
-Była z Patrykiem, a ja nigdy nie miałem w naturze rozbijać czyichś związków.
-A potem poznałeś Matyldzie? - podsunęła, sięgając po kieliszki stojące na jasnej tacy.
-Mieliśmy tak wiele wspólnego. Nigdy się nie kłóciliśmy, czasami lekko posprzeczaliśmy... - urwał, zatrzymując wzrok na jasnej ścianie. W tym samym czasie Małgorzata wyjęła ze stojaka dwie butelki włoskiego wina.
-Kochałem ją. - powiedział cicho. -Zawsze będę ją kochał. - dodał, uśmiechając się delikatnie.
-A Joanna?
Na sam dźwięk imienia blondynki uśmiech na jego twarzy przybrał wyjątkowo wielki rozmiar. A Małgorzata mogłaby przysiąść, że w jego oczach dostrzegła ... radość.
-Zwariowałem na jej punkcie.
Fabiańska zaśmiała się, kręcąc głową. Nie miała żadnych wątpliwości, Łukasz będzie dla jej córki idealnym mężem. Wróżyła im wiele pięknych, wspólnie spędzonych chwil.
***
Frankfurt nad Menem. Niemcy.
Greta uśmiechnęła się lekko, gdy jej babcia Melania Langer podała jej talerzyk z jej ulubionym, kremowym sernikiem, który przypominał jej czasy dzieciństwa.
Czasy beztroski, których tak bardzo jej brakowało. Wtedy jeszcze nie sądziła, że jej życie aż tak się skomplikuje, że tak bardzo się zmieni i nawet w odbiciu lustrzanym trudno jej będzie poznać samą siebie.
Gdyby mogła cofnąć czas, oddałaby wszystko, żeby tylko się to udało. Chciałaby, żeby wszystko było takie jak wtedy, gdy miała czternaście lat. Może teraz jej życie, byłoby łatwiejsze?
-Nad czym tak myślisz?
Pytanie Karli wyrwało ją z zamyślenia. Wbiła w nią swoje spojrzenie, uśmiechając się przy tym lekko.
-Tak jakoś...
-Dzięki za referencje. - rzuciła nagle rudowłosa, sprawiając, że szatynka uniosła jedynie brew ku górze. -Przecież wiem, że to dzięki Tobie dostałam pracę w klubie.
Greta zaśmiała się cicho.
-Tak właściwie to Reus im Ciebie podsunął, a ja jedynie dałam im twój numer telefonu. - wytłumaczyła, obejmując kuzynkę ramieniem.
-O i dzięki temu moją sympatię już sobie kupił. Sądzę, że babcia nie wypuściłaby go ze swoich objęć przez cały dzień.
-Uciekłby... - rzuciła cicho, sprawiając, że obie głośno się zaśmiały. -Nie mam u niego szans... - westchnęła po krótkiej chwili. -Traktuje mnie jak przyjaciółkę.
Karla uniosła brew, uważnie się jej przyglądając. Greta miała problem z akceptacją samej siebie i wiedziała, że znaczący wpływ na to miała jej niezbyt kolorowa przeszłość. Wiedziała przez to jak kruche jest życie i jak trudno utrzymać w garści swoje szczęście. Ona też coś na ten temat wiedziała, jednak w odróżnieniu od Grety nie poddawała się tuż przed metą.
-Jesteś tego pewna? - zapytała, wbijając w nią przeszywające spojrzenie. I właśnie wtedy Langer przypomniała sobie o prezencie, który od niego dostała.
-Dał mi rano prezent... - rzuciła cicho, patrząc na nią nieobecnym wzrokiem.
-Otworzyłaś go?
-Prosił, żebym zrobiła to dopiero wieczorem. - odpowiedziała, marszcząc brwi.
-To go otwórz! - klasnęła w dłonie uśmiechając się do kuzynki zachęcająco. Greta przygryzła jedynie lekko wargę. Nie rozumiała entuzjazmu rudowłosej, może dlatego, że podchodziła pesymistycznie do pewnych aspektów swojego życia.
Z ciemnych foteli podniosły się w tym samym momencie, posyłając reszcie towarzystwa przepraszające uśmiechy. Chwilę później pokonywały drewniane schody prowadzące na strych dużego domu, gdzie kilka lat wcześniej dzieliły wspólnie duży, przestronny pokój.
Spędzały w nim dużo czasu. Powierzały sobie w nim swoje sekrety, dzieliły się tajemnicami. Ufały sobie i zrobiłyby dla siebie wszystko.
Greta wzięła głęboki oddech dostrzegając ozdobione świątecznym papierem pudełko leżące na niskiej komodzie, któremu uroku dodawała dodatkowo czerwona wstążka, którą było przewiązane. Przejechała po nim niepewnie dłonią, mrużąc przy tym powieki. Karla obserwowała ją bardzo uważnie. Dla szczęścia kuzynki i zarazem najlepszej przyjaciółki zrobiłaby wszystko. Oddałaby bardzo wiele.
Drżącą dłonią rozwiązała miły w dotyku materiał kokardy. Rozdarła papier i zatrzymała dłoń. Zawahała się.
-Nie masz się czego bać. - Karla posłała jej delikatny uśmiech, opierając na jej ramieniu swoją dłoń. -Dla mnie jesteś najlepsza. - dodała, cmokając jej policzek.
Szatynka uśmiechnęła się lekko, biorąc głęboki oddech. Z wahaniem podniosła wieczko papierowego pudełka. Na białym, szorstkim papierze leżał okazały kwiat czerwonej róży, której widok wywołał na jej twarzy delikatny uśmiech. Chwyciła go niepewnie w swoją dłoń. Powąchała go, przymykając powieki. Jego zapach wdarł się do jej nozdrzy wywołując przyjemne uczucie.
Karla obserwowała Gretę z lekkim uśmiechem na twarzy. Podniosła papier, a ich oczom ukazał się różowy materiał, na którego widok kwiat róży wylądował na drewnianym blacie komody. Chwyciła ją z lekkim uśmiechem na twarzy. Wpatrywała się w jej każdy kolejny centymetr z coraz to większym podziwem. Trafił idealnie w jej gust. Idealnie.
Wzrok Karli przykuła jednak biała kartka, zapisana czarnym pochylonym pismem. Przeczytała jej treść szybko a jej twarz ozdobił szeroki uśmiech. Widocznie Reus bardzo dobrze wsłuchał się w ich rozmowę podczas sesji zdjęciowej.
Dźgnęła lekko w bok Gretę, podając jej kartkę. Szatynka zmarszczyła brew lustrując wzrokiem treść starannego pisma.
Mam nadzieję, że prezent Ci się spodobał.
Może kiedyś Cię w nie zobaczę.
Wesołych Świąt.
Marco.
-Radzę Ci kuć żelazo póki gorące. - rzuciła Karla uśmiechając się szeroko. Greta oderwała wzrok od kartki, marszcząc brwi.
-Co?
-Boże, widzisz i nie grzmisz! - rzuciła, wywracając oczami. -Chyba nie powiesz mi, że to "przyjacielski" prezent? - spojrzała na nią z politowaniem.
-Miły gest... - powiedziała niepewnie, co spotkało się z kolejnym krytycznym spojrzeniem starszej z nich.
-Nie wiem czego ty tu nie rozumiesz... - westchnęła. -Marco ewidentnie podsuwa Ci randkę, a ty mówisz, że to "przyjacielski" prezent! - warknęła, unosząc brwi ku górze.
Greta westchnęła, spuszczając głowę.
-Może mieć każdą. - powiedziała po chwili.-A co jeśli znudzi się mną?
W jej oczach błysnęły łzy, Karla od razu je dostrzegła.
-Ty też możesz mieć każdego. - uśmiechnęła się, chwyciła jej dłonie i wpatrywała się prosto w jej smutne spojrzenie. -Pamiętam jak zerwałam z Tobiasem i powiedziałaś mi, że najważniejsze są wspomnienia. Zaryzykuj, spędź z nim najlepszy czas w swoim życiu. Jeśli wam nie wyjdzie to trudno, ale nikt nigdy nie powie Ci, że byłaś tchórzem.
Karla otarła łzę spływającą po policzku Grety. Zawsze chciała ją chronić i wspierać, ale uważała, że Reus byłby dla niej idealny.
-A jak nie wyjdzie, to pójdziesz ze mną na lody? - zapytała, posyłając jej słodki uśmiech. Rudowłosa zaśmiała się jedynie, kręcąc głową.
-Pójdę. - odpowiedziała. -I skopie mu tyłek. - dodała, po czym obie wybuchły głośnym śmiechem. Były dla siebie jak ogień i woda. Nierozłączne. Zawsze razem. I miały nadzieję, że to nigdy się nie zmieni.
###
Wena mnie poniosła i w Walentynki mamy kolejny rozdział.
Co wy na to? Mam nadzieję, że Wam się spodoba :-)
Czekam na Wasze opinie i wierzę w swoje siły, że 41 pojawi się już niedługo.
Pozdrawiam gorąco i dziękuję Wam serdecznie za to, że jesteście tu ze mną. :-)
Evie.
Dla bohaterów nadszedł czas upragnionych świąt, które mogli przeżyć w gronie najbliższych. Marco na całe szczęście zdążył podarować prezent Grecie, który bardzo się jej spodobał. Karla ma rację. Dziewczyna powinna dać szansę temu uczuciu i przekonać się do czego ją to doprowadzi.
OdpowiedzUsuńManuel napędził trochę stracha Marcowi i Sofii z powodu tego, że nie powiedzieli mu o swoim związku. Na całe szczęście nie mógł długo się na nich gniewać i cieszy razem z nimi z takiego obrotu sprawy. Tym bardziej, że sam poniekąd przyczynił się do ich zeswatania.
Widać, jak rodzina Asi jest szczęśliwa z powodu tego, że udało się jej nareszcie odnaleźć odpowiedniego mężczyznę. Teraz w końcu mogą być o nią spokojni.
Czekam z niecierpliwością na kolejny rozdział.