Spojrzenie trzydzieste trzecie.


~*~

Wrzesień 2018 r. 
Dortmund. Niemcy. 

   
   Słysząc dźwięk dzwonka do drzwi podniósł się z kanapy odstawiając na niski, drewniany stolik kubek z gorącą herbatą. Zamknął smukłego laptopa i powolnym krokiem skierował się do małego, ale przestronnego przedpokoju. Poprawił kaptur nieco za dużej, szarej bluzy sportowej i nacisną na mosiężną klamkę, otwierając drzwi swojego mieszkania.
Nie krył zdziwienia widząc na ciemnej wycieraczce Gretę Langer podpierającą się czarną kulą ortopedyczną. Uśmiechnęła się do niego niepewnie, wskazując na jasne pudełko, w którym pokrojone na kilka kawałków leżało swobodnie czekoladowe ciasto.
   -Mogę? - zapytała, ruchem głowy wskazując na korytarz mieszkania. Reus zmarszczył brew, kiwając jej z aprobatą głową. Otworzył drzwi szerzej, wpuszczając ją do środka pomieszczenia.
-Mam nadzieję, że Ci nie przeszkadzam? - dodała, spoglądając na drewniany stolik stojący w salonie.
Marco uśmiechnął się lekko, kręcąc przecząco głową.
   -Nie, nie przeszkadzasz. - odpowiedział, wskazując ręką na wąską, jasną sofę. -Zrobić Ci herbatę? -zapytał, gdy oparła kulę o zagłówek sofy.
   -Poproszę. - uśmiechnęła się do niego delikatnie. -Przyniosłam ciasto, mama upiekła wczoraj. - dodała, a Reus dostrzegł błysk w jej tęczówkach.
Cieszył się, że Greta zaczynała czuć się coraz lepiej, a jej stosunki z matką wchodziły na dobry tor. Oczywiście miał na uwadze fakt, że tego co złe, nie da się wymazać z pamięci, miał jednak nadzieję, że już teraz w jej życiu już teraz wyjrzy słońce a ciemne chmury, już nigdy nie zawisną nad jej osobą.
Westchnął cicho odwracając się do kuchennego blatu. Sięgnął po jeden z porcelanowych kubków, ułożonych w idealny rządek. Wstawił na płytę indukcyjną, jasny czajnik wypełniony wodą, a do kubka wrzucił saszetkę czarnej, aromatycznej herbaty.
Chwilę później znów pojawił się w salonie, z kubkiem aromatycznej herbaty w dłoni. Postawił porcelanowe naczynie na drewnianym stoliku i przysiadł obok szatynki, na jasnej sofie.
   -Wszystko w porządku? - zapytał, widząc jej niepewną minę.
Westchnęła, wbijając wzrok w drewnianą podłogę, którą wyłożone było mieszkanie Reusa. Potrzebowała pomocy, potrzebowała osoby przed, którą mogłaby się otworzyć. Wbrew wszystkiemu, to właśnie Reusowi, ufała najbardziej.
   -Greta, co się dzieję? - spytał, gdy nie otrzymał od niej odpowiedzi, na wcześniejsze pytanie.
Martwił się o nią. Było w niej coś takiego, co sprawiało, że nie potrafił przejść obok niej obojętnie. Jakaś nieznana siła go do niej przyciągała.
Spojrzała na niego niepewnie, biorąc głęboki oddech.
Nie wiedziała czy nie popełnia błędu, przychodząc do niego z rozterkami, które nie dają jej spokojnie zasnąć. Zdawała sobie jednak sprawę z tego, że jedynie jemu mogła w zupełności zaufać. Jak na razie, nigdy jej nie zawiódł.
   -Rozmawiałam z ortopedą Bastiana... - urwała, patrząc na niego niepewnie.
Diagnoza, którą usłyszała od James'a Newmana sprawiła, że zakręciło jej się w głowie. Marco przyglądał jej się bardzo uważnie, oczekując na dalszą część jej wypowiedzi.
   -Rehabilitacja nie przebiega tak jak powinna, a ja najprawdopodobniej nie wrócę do piłki do końca sezonu... - westchnęła, spuszczając głowę.
Reusa zamurowało. Nie tego się spodziewał. Chciał usłyszeć zupełnie inną wiadomość z ust utalentowanej piłkarki.
Wypuścił głośno powietrze, przecierając nerwowo czoło. Wiedział jak to jest. Rozumiał jej rozczarowanie w zupełności. Przez kontuzje ominęło go wiele trofeów, niezwykłych meczów i marzeń, które spełniły się bez niego. Nie chciał, żeby Langer przeżywała to samo co on, piłka nożna była jej azylem, możliwością zapomnienia choć na chwilę o tym wszystkim, co w jej życiu mroczne i dramatyczne.
Chciał jej pomóc, nie wiedział jednak w jaki sposób miałby to zrobić.
  Położył dłoń na jej ramieniu, układając w głowie zdania, które chciał do niej zaadresować. Zdawał sobie sprawę z tego, że musi uważać na każde słowo, które wypowiada. Wiedział, że musi być dla niej oparciem w trudnych chwilach.
Spojrzała na niego niepewnie, a w jej oczach zaszkliły się łzy.
Nie dawała rady, traciła już panowanie nad samą sobą. Czuła, że nie ma szans na happy end, oddalający się od niej z każdym kolejnym dniem.
 Wzrok Marco błądził po jej twarzy, a jego myśli kołatały w jego głowie. Nie był pewien jak powinien się zachować, co powiedzieć. Wiedział, że żadne słowa nie dadzą jej gwarancji a życie i tak wszystko zweryfikuje.
Przejechał dłonią po jej policzku, wywołując przyjemne dreszcze przeszywające jej ciało. Jego ciepło zderzające się z chłodem jej skóry wywoływało niezwykle przyjemne uczucie, sprawiając tym samym, że jej powieki przymknęły się mimowolnie.
   -Wiem, że moje słowa nic nie pomogą ... - powiedział cicho, przybliżając się do niej nieznacznie.
Przełknęła ślinę, dostrzegając jego przeszywający wzrok. -Nie wrócą Cię na boisko ... - dodał, zaczesując kosmyk jej włosów za ucho.
   -Dziękuję Ci, że jesteś. - powiedziała cicho, wręcz szeptem patrząc wprost w jego oczy.
Pierwszy raz dostrzegła w nim, coś wyjątkowego. Pewien błysk, coś nowego. A może nigdy wcześniej nie zwracała na to uwagi? Nie patrzyła na Reusa, jak kogoś więcej niż tylko przyjaciela?
  Uniósł kącik ust ku górze, zatrzymując opiuszki palców u kącika jej ust. Bicie jego serca zaczęło przyśpieszać a on nie miał na to żadnego wpływu. Próbował jednak się powstrzymywać wiedząc, że każdy nieprzemyślany gest może przekreślić wszystko w ich relacji.
   -Zawsze będę. - odpowiedział, cmokając ją w czoło.
Wiedział, że pewnego dnia straci panowanie nad swoimi uczuciami i zaryzykuje wszystko, wiedząc jak wiele może stracić.
***

Dortmund. Niemcy.


   Łukasz skończył właśnie zmywać naczynia, gdy drzwi jego domu zamknęły się cicho. Wytarł dłonie o kuchenną ścierkę i z uśmiechem stanął w progu przedpokoju.
Joanna zdjęła płaszcz odwieszając go na drewniany wieszak w dużej szafie wbudowanej w ścianie. Piszczek oparł się nonszalancko o framugę drzwi przyglądając się jej bardzo uważnie.
 Nie sądził, że właśnie ona okaże się lekiem na wszystkie jego słabości i bóle codziennego dnia. Nie sądził, że uda mu się znaleźć przy niej ukojenie dla rozdrapanych ran. Była lekiem na całe zło tego świata, które go dopadało. Wiedział, że nie może wypuścił jej z rąk, że nie stać go na to, żeby ją stracić.
   -Ubrudziłam się gdzieś? - zapytała, unosząc brew.
Pokręcił przecząco głową, uśmiechając się do niej szeroko.
  -No to, co się stało? - spytała gasząc światło w przestronnym pomieszczeniu i po chwili wylądowała w jego silnych, męskich ramionach. Zaplotła dłonie na jego szyi, uśmiechając się do niego lekko.
  -Chłopcy śpią, a ja zrobiłem kolację. - odpowiedział, muskając dłońmi jej szyję.
Zaśmiała się cicho, przygryzając seksownie wargę, co jedynie poszerzyło uśmiech na twarzy Piszczka. Wspięła się na palce oddychając równomiernie.
  -A mogę wziąć prysznic? - szepnęła, przygryzając płatek jego ucha. Mruknął cicho, kiwając jej lekko głową. -Wracam za kwadrans. - rzuciła i wbiegła po drewnianych schodach zostawiając piłkarza po środku korytarza.
Zaśmiał się pod nosem, kręcąc głową.
Fabiańska sprawiała, że zachowywał się jak nastolatek, ale jak na razie wcale mu to nie przeszkadzało.
Poprawił kraciastą koszulę i zniknął w salonie, na którego stole czekały już przygotowane przez niego smakołyki.

  Joanna stanęła w salonie, nie kryjąc swojego zaskoczenia.
Drewniany stół, okryty kremowym, koronkowym obrusem ozdobiony dwoma świecznikami i płatkami czerwonych róż zrobił na niej niemałe wrażenie.
Zapach dań unoszący się w pomieszczeniu wdzierał się do jej nozdrzy, robiąc na blondynce niezwykłe wrażenie. Spodziewała się wszystkiego, tylko napewno nie tego co zastała stając w pomieszczeniu.
Podskoczyła w miejscu, gdy przed czubkiem swojego nosa dostrzegła ogromny bukiet czerwonych róż.
   -Mam nadzieję, że Ci się podoba. - szepnął Piszczek cmokając kobietę w policzek. Joanna uśmiechnęła się lekko, gdy pojawił się obok niej, nadal trzymając w dłoniach bukiet czerwonych róż.
   -Jest cudownie. - odpowiedziała nie mogąc ukryć swojego zdziwienia.
Piszczek zaskakiwał ją, każdego kolejnego dnia a ona z każdym dniem była coraz bardziej ciekawa na co jeszcze jest stać polskiego piłkarza.
   -Nawet nie wiesz, jak miło mi to słyszeć... - rzucił cicho, poprawiając jej rozpuszczone blond włosy. Zaśmiała się cicho, zatapiając twarz w pięknych, dorodnych kwiatach.
   -Sam to wszystko ugotowałeś? - spytała, wbijając wzrok w zastawiony kilkoma daniami stół. Łukasz dość niepewnie na nią spojrzał, co od razu wychwyciła. -Kto Ci pomógł? - rzuciła mu dość wymowne spojrzenie.
Piszczek odchrząknął wbijając w nią swoje spojrzenie.
   -Ania mi pomogła. - bąknął cicho, drapiąc się po czole.
Joanna patrzyła na niego przez dłuższą chwilę. Obserwowała, każde drżenie mięśni na jego twarzy. Każde drżenie jego ręki, czy błysk w oku.
Uczyła się go, każdego wspólnie spędzonego dnia i chyba nigdy wcześniej nie sądziłaby, że mogą wspólnie stworzyć coś niezwykłego, prawdziwego, trwałego. Coś o czym ona zawsze marzyła i nigdy dotąd nie dane jej było tego spełnić. Właśnie teraz, właśnie z nim wszystko mogło stać się niezwykłe.
Odłożyła zjawiskowy bukiet na jasną, wysoką komodę i stanęła tuż przed nim. Przeczesała palcami jego włosy, wywołując lekki uśmiech na jego twarzy. Przygryzła wargę, intensywnie na niego patrząc.
Był niezwykły, pod każdym względem. Wyjątkowy, czuły, uśmiechnięty, pomocny. Jej zdaniem, najlepszy.
    -Kocham Cię. - powiedziała cicho w momencie, w którym objął ją w talii. -Kocham... - dodała, za nim zatopił swoje usta w jej malinowych wargach.
Całował ją z pasją, wkładając w pocałunek wszystkie swoje uczucia i emocje, które wywoływała w nim swoją osobą. Odpowiadała mu tym samym, w duchu modląc się o to, aby ich wspólna droga trwała możliwie najdłużej. Gdzieś z tyłu głowy wiedząc, że nie jest to aż tak pewne, jakby mogło się wydawać. Skupiła się jednak na tym wieczorze, na tej chwili i wszystko inne odeszło na dalszy plan.
W jego głowie kłębiło się mnóstwo różnych myśli, wszystkie jednak sprowadzały się właśnie do blondynki. To Fabiańska sprawiała, że każdego dnia budził się z nową energią i motywacją do działania. To właśnie Joanna stała się najważniejszą kobietą w jego życiu i to z nią chciał stworzyć prawdziwą rodzinę, liczył na to, że blondynka ma w stosunku do niego identyczne plany.
  Zaskoczył ją, gdy nagle się od niej oderwał, wpatrując się w nią bez słowa i błądząc oczami po jej twarzy. Zdziwienie wywołał w momencie, gdy uśmiechnął się do niej lekko, chwytając jej dłoń. Przełknął głośno ślinę, sięgając do tylnej kieszeni swoich czarnych jeansów. Joasia uniosła jedynie brew, uważnie go obserwując.
Uklęknął przed nią w dłoni trzymając czarne, niewielkie pudełko. Otworzył je, wbijając w nią niepewne spojrzenie.
   -Wiem, że to na pewno nie jest szczyt Twoich marzeń, ale mamy dzieci... - zaśmiał się nerwowo, obserwując jej twarz. -Po śmierci Matyldy myślałem, że już nigdy w moim życiu nie pojawi się ktoś tak dobry, troskliwy, czuły. Sądziłem, że los zabrał mi szansę na szczęście bezpowrotnie... - urwał, przełykając ślinę. -I okazało się, że ty byłaś przy mnie od zawsze, tak blisko...
   -Łukasz, o co chodzi? - spytała, nie kryjąc swojego zaskoczenia jego wypowiedzią i emocjami, jaka się z nimi łączyła.
Wziął głęboki oddech, otwierając czarne pudełko, w którym zabłysnął pierścionek, który na jego specjalne życzenie został wykonany przez najlepszego, niemieckiego jubilera. Joanna poczuła przypływ gorąca, czując jak Piszczek nieco mocniej zaciska jej dłoń.
   -Joanno Fabiańska, czy uczynisz mi ten zaszczyt i zostaniesz moją żoną? - zapytał uśmiechając się do niej uroczo, wbijając w nią jednocześnie spojrzenie.
Zamurowało ją. Nie była w stanie ruszyć nawet najmniejszą częścią swojego ciała. Nie spodziewała się oświadczyn, choć bardzo o nich marzyła. Czy go kochała? Bardzo a jej uczucie z dnia na dzień rosło coraz bardziej.
   -Asia?
Sprowadził ją na ziemie, dopiero po krótkiej chwili. Spojrzała na niego rozbieganym wzrokiem, przełykając ślinę.
   -Ja, nie wiem co sobie myślałem ... - urwał, spuszczając wzrok. Westchnął głośno zamykając pudełko.
Poczuł się źle. Wiedział, że przegrał.
   -Tak. - powiedziała nagle, sprawiając, że zmarszczył brwi. -Wyjdę za Ciebie. - dodała szybko, uśmiechając się do niego szeroko.
   -Na prawdę? - spytał, nie kryjąc zaskoczenia. Blondynka pokiwała mu jedynie energicznie głową.
   -Kocham Cię. - wyszeptała ze łzami w oczach.
Twarz Piszczka ozdobił szeroki uśmiech, gdy zamykał ją w swoich silnych ramionach. W jednej chwili poczuł się najszczęśliwszym mężczyzną na świecie. Kobieta, w której się zakochał zapaliła mu zielone światło do wspólnego szczęścia.
   -Bałem się, że odmówisz. - powiedział nagle, opierając brodę na czubku jej głowy. Zaśmiała się cicho, przejeżdżając dłonią po materiale jego cienkiej, kraciastej koszuli.
   -Tobie? - spytała, podnosząc na niego swoje spojrzenie. -Jesteś ideałem, a ja byłabym totalną idiotką, gdybym Ci odmówiła. - dodała, po czym pocałowała go krótko, wkładając w ten pocałunek wiele pasji i uczucia.
Była szczęśliwa. Zaczynały spełniać się jej najskrytsze marzenia i miała nadzieję, że tym razem życie nie spłata jej figla.
    -Nie rozmyślisz się? - zapytał z niepewnością słyszalną w głosie. Fabiańska uśmiechnęła się jedynie delikatnie, kładąc dłoń na jego policzku.
    -Ja się nie rozmyślę ... - rzucił, przyciągając ją do siebie. -Ale kolacja może nam wystygnąć. - dodał, zaśmiewając się pod nosem.
    -To może ją zjemy, żeby się nie zmarnowała? - spytała, unosząc lekko brew.
Piszczek pokiwał jej lekko głową.

***
Paryż. Francja. 

   Poprawiła jasną, materiałową torbę z zakupami, które kupiła w małym, lokalnym supermarkecie. Zatrzymała się na przejściu dla pieszych, na czerwonym świetle. Zerknęła na wyświetlacz swojego telefonu, odczytując wiadomość od swojego brata. Artur pisał i dzwonił do niej przynajmniej raz dziennie, podnosząc ją na duchu i dodając potrzebnego jej wsparcia. Była mu za to wdzięczna i wiedział, że choć tego nigdy wprost nie powiedziała, dużo znaczyło dla niej jego wsparcie.
Gdy podniosła wzrok znad ekranu smartphona oniemiała dostrzegając po drugiej stronie ulicy, Celię Jaunat w objęciach jej menedżera. 
Tego zdecydowanie się nie spodziewała. Nie mogła w to uwierzyć.


# # #


Podobny obraz

Guten Tag!

Bardzo, bardzo, bardzo mocno Was przepraszam za tak długą nieobecność. Wiem, że nawaliłam ale nie jest zbyt łatwo pogodzić pracy, domowych obowiązków i pisania (na które czasu zostaje na prawdę mało). Mam nadzieję jednak, że mi wybaczycie. 
Tak jak obiecałam ten rozdział jest nieco dłuższy niż poprzedni, co mam nadzieję przypadnie Wam do gustu. 

Mam nadzieję, że kolejny rozdział uda mi się napisać nieco szybciej. 
Pozdrawiam gorąco. 
Buziaczki :)

Ps. Za wszelkie błędy przepraszam.
Ps.2. Czekam na Wasze opinie o rozdziale.
 


Komentarze

  1. Naprawdę nie masz za co przepraszać. Sama doskonale wiem, jak ciężko znaleźć czasami czas na pisanie. Dlatego, jak najbardziej wszystko rozumiem. 😊
    Biedna Greta... Strasznie mi jej szkoda. Byłam pewna, że wszystko zmierza w dobrym kierunku w sprawie jej powrotu do zdrowia, a tu taka niemiła niespodzianka. Mam jednak nadzieję, że Greta się nie podda i jeszcze wróci na boisko, prędzej czy później.
    Na pewno wsparcie Marco będzie bardzo przydatne.
    Obydwoje znaczą dla siebie wiele, ale wciąż boją się do tego przyznać.
    Łukasz zdecydował się poczynić kolejny krok w swojej relacji z Asią. Niespodziewanie się jej oświadczając. Kosztowało go to na pewno sporo nerwów, ale Asia nie mogła się nie zgodzić. Kochają się i jestem pewna, że będą ze sobą szczęśliwi.
    Sytuacja, której Sonia była świadkiem bardzo mnie zaskoczyło. Czyżby Celia okazała się niewierna?
    Czekam z niecierpliwością na kolejny rozdział. 😊

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty