Spojrzenie trzydzieste pierwsze.
Sierpień 2018 r.
~*~
Ustrzyki Dolne. Polska.
Rozejrzał się dookoła, szukając wzrokiem
znanego sobie niegdyś budynku. Małego, jednorodzinnego domu z pięknym ogrodem,
w którym czasami długimi godzinami przesiadywał z Zuzanną, przy przygotowanej
przez nich orzeźwiającej lemoniadzie. Na samo to wspomnienie uśmiechnął się
lekko pod nosem.
Niektórych życiowych decyzji żałował, ale niektóre z nich podjąłby ponownie. Może gdyby kiedyś nie skupili się na swoich karierach, byliby piłkarskim duetem nie do pokonania zarówno na boisku, jak i w życiu prywatnym.
Wziął głęboki oddech, wkładając dłonie do kieszeni dżinsowych spodni podwiniętych gustownie lekko za kostkę. Miał nadzieję, że Korcz nie zamknie mu przed nosem drzwi.
Stojąc tuż przy wąskiej furtce zastanawiał się, czy przyjazd tu nie był złą decyzją. Zdawał sobie sprawę z własnej wścibskości i przewidywał reakcje szatynki. Chciał jednak szczęścia wszystkich bliskich mu osób, a Zuzanna takową niewątpliwie była.
Nacisnął niepewnie na mosiężną klamkę, pchnął drewnianą furtkę, która skrzypnęła charakterystycznie. Uśmiechnął się lekko stając na kamiennej ścieżce prowadzącej do niewielkiego domu, ozdobionego ze wszystkich stron pięknymi roślinami.
-Robert? – odwrócił się nagle, słysząc damski głos.
Niektórych życiowych decyzji żałował, ale niektóre z nich podjąłby ponownie. Może gdyby kiedyś nie skupili się na swoich karierach, byliby piłkarskim duetem nie do pokonania zarówno na boisku, jak i w życiu prywatnym.
Wziął głęboki oddech, wkładając dłonie do kieszeni dżinsowych spodni podwiniętych gustownie lekko za kostkę. Miał nadzieję, że Korcz nie zamknie mu przed nosem drzwi.
Stojąc tuż przy wąskiej furtce zastanawiał się, czy przyjazd tu nie był złą decyzją. Zdawał sobie sprawę z własnej wścibskości i przewidywał reakcje szatynki. Chciał jednak szczęścia wszystkich bliskich mu osób, a Zuzanna takową niewątpliwie była.
Nacisnął niepewnie na mosiężną klamkę, pchnął drewnianą furtkę, która skrzypnęła charakterystycznie. Uśmiechnął się lekko stając na kamiennej ścieżce prowadzącej do niewielkiego domu, ozdobionego ze wszystkich stron pięknymi roślinami.
-Robert? – odwrócił się nagle, słysząc damski głos.
Uśmiechnął się dość niepewnie
dostrzegając Zuzannę wychodzącą z garażu. Nie kryła zdziwienia widokiem
kapitana polskiej reprezentacji na podwórzu swojej posesji.
-Cześć… - powiedział niepewnie, robiąc
kilka kroków w jej kierunku.
-Co ty tu robisz? – spytała marszcząc
brwi.
Nie spodziewała się go tutaj
zobaczyć. Nie liczyła nawet na to, że kiedykolwiek jeszcze się spotkają.
-Pamiętam, jak cenisz sobie szczerość … -
urwał, patrząc na nią dość niepewnie. -Wiem od Marysi, że masz kłopoty. –
odpowiedział.
-I co w związku z tym? – zapytała, unosząc
brwi. Lewandowski nie był pewien tego, czy podjął dobrą decyzję.
-Chcę Ci pomóc. – odpowiedział pewnym
głosem.
-Nie potrzebuje jałmużny! – warknęła,
wymijając go. Chwycił jej nadgarstek, zagradzając jej drogę.
-Jaka jałmużna?! – zapytał podniesionym
głosem. -Chcę pomóc swojej przyjaciółce! – dodał, ściszając głos.
Zaśmiała się mu prosto w twarz,
zaskakując go lekko.
-Przyjaciółce? – spytała z drwiną, a w jej
oczach zaszkliły się łzy. -Nie żartuj sobie. – fuknęła, kolejny raz go
omijając. Lewandowski nie krył zdziwienia zachowaniem Zuzanny.
-Zuzka, o co Ci chodzi? – zapytał, gdy
szatynka zatrzymała się na drewnianym ganku.
-O co mi chodzi? – rzuciła z wyrzutem. -Ty
masz rodzinę, karierę a ja?
Robert przełknął ślinę,
zaskoczony reakcją Korcz. Chyba nie tego się spodziewał.
-Ale …
-Lepiej będzie jeśli stąd pójdziesz. –
odpowiedziała, zamykając drzwi domu swojej babci. Lewandowski westchnął. Wiedział,
że będzie musiał zrobić wszystko aby naprawić wszystkie popełnione przez lata błędy.
***
Dortmund. Niemcy.
Joanna uśmiechnęła się delikatnie, stając w progu dużej sypialni. Po
całodniowym dyżurze marzyła tylko o ciepłym prysznicu i własnej pościeli. Stając
w progu sypialni uśmiechnęła się widząc niespotykany wcześniej widok, a sen,
który zaczynał nią władnąć, jakby od niej uciekł.
Zdjęła marynarkę, odwieszając ją
na oparciu kremowego fotela i cicho stawiając kolejne kroki pokonała dystans
dzielący ją od dużego łóżka, na którym Łukasz wraz z dwoma chłopcami
pochłonięty w krainie Morfeusza.
Cicho wsunęła się pod kołdrę a
na jej twarzy przez cały czas gościł szeroki uśmiech. Okryła szczelniej
chłopców a swoimi wargami musnęła policzek Piszczka sprawiając, że blondyn
poruszył się niepewnie. Zaśmiała się cicho, przejeżdżając palcami po jego dłoni,
która leżała swobodnie na jasnym prześcieradle.
Oczy Piszczka po chwili się otworzyły a uśmiech wkradł się na jego twarz.
Oczy Piszczka po chwili się otworzyły a uśmiech wkradł się na jego twarz.
-Już wróciłaś? – spytał, zaspanym głosem.
-Ale ja mam cudownego faceta … - westchnęła, przeczesując jego włosy. -Normalnie najlepszego. – dodała cmokając go w policzek.
-Ale ja mam cudownego faceta … - westchnęła, przeczesując jego włosy. -Normalnie najlepszego. – dodała cmokając go w policzek.
-Która godzina? – spytał, ziewając głośno.
-Szósta. – odpowiedziała.
-Idziesz spać? – zapytał. Blondynka
pokiwała mu lekko głową.
-Wezmę prysznic i zaraz wracam. – rzuciła.
Musnęła jego wargi i wbiegła do łazienki. Piszczek uśmiechnął się lekko i po
chwili znów oddał się w ramiona Morfeusza.
Ziewnęła przewracając się na drugi bok. Jej
dłoń wylądowała na poduszce, ku jej zaskoczeniu pustej. Otworzyła oczy i
rozejrzała się dokładnie po pomieszczeniu. Zegarek stojący na komodzie wybił
właśnie 15:00. Zmarszczyła brwi, przeczesując rozczochrane włosy. Odrzuciła
kołdrę i wstała.
Z szuflady wysokiej komody
wyciągnęła błękitny podkoszulek i szare spodnie dresowe. Włosy spięła w kok na
czubku głowy i ziewając skierowała się na parter domu jednorodzinnego.
W salonie Maciek bawił się pluszowymi maskotkami a jej syn w szarym wózku
przysypiał nieopodal niego. Uśmiechnęła się szeroko na ten widok. Był wyjątkowy
i nadal trudno było jej uwierzyć w to, że takie szczęście uśmiechnęło się
właśnie do niej.
-Wyspałaś się? – spytał Piszczek, stając tuż
za nią. Fabiańska drgnęła, czując na swojej szyi jego oddech. Po chwili jej
talię oplotły jego ręce a wargi musnęły jej obojczyk. Przymknęła lekko powieki,
wzdychając cicho.
-Wyspałam. – odpowiedziała uśmiechając się
słodko do Maćka, który machał w jej kierunku pluszowym misiem. -Dostałabym coś
do jedzenia? – spytała, po chwili kierując swoje spojrzenie na twarz Piszczka.
-Śniadanie przespałaś a na obiad musisz skarbie
jeszcze poczekać. – odpowiedział, puszczając jej oczko.
-Może Ci pomogę? – zapytała. Łukasz pokiwał
jej przecząco głową, uśmiechając się szeroko.
-Wszystko już zrobione. – szepnął.
Blondynka odwróciła się w jego
kierunku, oplotła jego szyję dłonią i zatopiła się w jego wargach z wielką
pasją i zachłannością.
Była szczęśliwa, jak nigdy wcześniej. U boku
Piszczka miała wszystko to, czego jak dotąd w życiu jej zabrakło.
Od ponad kwadransa wpatrywał się w kieliszek
wypełniony czerwonym winem. W jego głowie kłębiło się wiele przeróżnych myśli.
Tak bardzo innych od tych dotychczasowych. Po śmierci Matyldy myślał, że już
nigdy nie będzie myślał o kimś w tak wyjątkowy sposób.
-Asiu?
Blondynka oderwała wzrok od
swojego opasłego notesu, w którym zapisywała kolejne nazwiska przypisując je odpowiednim
datom i godzinom. Przeniosła spojrzenie na siedzącego obok niej mężczyznę z
zamyśloną miną.
-Coś się stało? – spytała, dość niepewnie na
niego patrząc.
-Nieważne… - rzucił nagle, jeszcze bardziej
dając blondynce do myślenia.
-Teraz mnie już przestraszyłeś. – odparła,
kładąc notes na drewniany, niski stolik. -Łukasz, co się dzieję? – spytała,
siadając bliżej niego i wbijając w niego intensywny wzrok.
Westchnął patrząc na blondynkę
niepewnie. Odstawił kieliszek na stolik. Zamknął jej dłonie w swoich i
przełknął głośno ślinę.
-Pomyślałem, że skoro już jesteśmy razem i
nam się układa… - urwał, nabierając głośno powietrza. Joanna zmarszczyła brwi
oczekując kontynuacji jego wypowiedzi. - Może mógłbym uznać Filipa za swojego
syna. – dodał dość niepewnie.
Joanna nie kryła zdziwienia słowami,
które przed chwilą padły z jego ust. Spodziewała się wszystkiego, tylko chyba
nie tego.
-Jeśli nie chcesz to nie było tematu. –
rzucił szybko, widząc jej niecodzienną minę i niespotykane wcześniej drżenie
jej ust.
-Zaskoczyłeś mnie po prostu… - powiedziała
po chwili, uśmiechając się lekko. Przejechała dłonią po jego policzku, patrząc
uważnie w jego oczy. W spojrzenie, w którym potrafiła zapomnieć, każdy zły
dzień. -Chciałbyś? -spytała, z nadzieją przeszywającą jej głos.
-Chciałbym. – odpowiedział uśmiechając się
do niej lekko a jego głos nawet przez chwilę nie zadrżał. Był pewien podjętej
decyzji i miał nadzieję, że będzie pierwszym krokiem do ich wspólnego,
wieloletniego szczęścia.
***
-Mam nadzieję, że nie zniszczyłam Ci
planów? – zapytała Melanie uśmiechając się dość niepewnie w kierunku Grety,
wchodzącej powolnym krokiem do rodzinnego domu Reusa.
Po telefonie od najstarszej
siostry Marco, zamówiła taksówkę i zjawiła się w posiadłości. Nie potrafiła
odmówić pomocy ludziom, którzy wyciągali swoje pomocne dłonie w trudnych dla
niej chwilach. Z resztą kontuzja sprawiła, że poza siedzeniem w domu nie miała
nic ciekawszego do roboty.
-Teraz moje jedyne plany to siedzenie na
kanapie przed telewizorem. – zaśmiała się, stając w progu salonu, w którym Nico
wraz z dużym owczarkiem niemieckim siedział na podłodze przed telewizorem. Chłopiec
uśmiechnął się lekko na jej widok. Nie ukrywał tego, że darzył sympatią miłą,
Niemiecką piłkarkę.
-Od wypadku Petera Yvonne nie odstępuje
jego łóżka, a ja mam swoje obowiązki… - westchnęła, opierając się dłonią o
jasną ścianę.
-Nic się nie stało, naprawdę a ja
przynajmniej milej spędzę ten czas. – odpowiedziała, zaśmiewając się cicho.
-Jesteś kochana. – cmoknęła piłkarkę w
policzek. -Zakupy zrobiłam, mama upiekła ciasto. Marco przyjedzie po treningu. –
rzuciła, znikając w przedpokoju.
-Boli Cię, ciociu? – spytał Nico wskazując
na jej nogę. Pokręciła przecząco głową, siadając na zagłówku niskiego,
gustownego fotela. -A umie ciocia chodzić bez tych kul?
Zaśmiała się, słysząc kolejne
pytanie chłopca.
-Jeszcze nie, ale chyba się nauczę. – odpowiedziała.
-Głodny jesteś? – spytała. Chłopiec zamyślił się przez krótką chwilę i
uśmiechnął się szeroko.
Greta z uśmiechem na twarzy
kończyła malować rysunek siedząc wraz z Nico przy drewnianym stole w kuchni.
Chłopiec co raz zaglądał jej przez ramię, przyglądając się obrazkowi, który
rysowała.
Bardzo ją lubił i miał nadzieję,
że Langer na dłużej zagości w ich rodzinie.
Dźwięk dzwonka do drzwi sprawił,
że oboje oderwali się od swoich czynności.
-Otworzysz? – zapytała, wskazując chłopcu
na swoje kule ortopedyczne. Nico zeskoczył z drewnianego krzesła i podskakując
skierował się do przedpokoju. Greta pokręciła zabawnie głową odprowadzając
chłopca wzrokiem.
-Robimy obiad? – spytał Reus, przeczesując
włosy swojego siostrzeńca. Nico pokiwał mu przecząco głową.
-My już zjedliśmy! – rzucił wesoło Nico,
wbiegając do kuchni. Marco poszedł jego śladem i po chwili stanął w przestronnym
królestwie swojej mamy.
-Jeśli jesteś głodny, to dla Ciebie też coś
się znajdzie. – oznajmiła Greta uśmiechając się lekko w jego kierunku. Odwzajemnił
jej gest, kładąc na kuchennym blacie papierową torbę.
-Umyj ręce! – powiedział Nico, wywołując
śmiech Langer. Reus pokiwał mu głową i zniknął w małej toalecie nieopodal
pomieszczenia, a chłopiec wrócił na wcześniej zajmowane miejsce.
-Boli Cię? – zapytał, wskazując
na nogę wzdłuż której przechodziła duża blizna zakryta białym plastrem. Greta
westchnęła, patrząc na niego dość niepewnie.
-Daje radę. – odpowiedziała dość niepewnie.
Reus chwycił jej dłoń, uśmiechając
się delikatnie w jej kierunku.
-Będzie dobrze. – zapewnił.
-Dostałam
propozycje transferu, po tym jak wyleczę kontuzje… - urwała, patrząc na niego
dość niepewnie. Wiadomości, które odebrała poprzedniego wieczora nieco ją
zaskoczyły i tak naprawdę nie wiedziała komu miałaby o nich powiedzieć.
Poniekąd tylko jemu w zupełności ufała i to na niego mogła liczyć w każdej
sytuacji. Byli przyjaciółmi i miała nadzieję, że się nie myliła.
-Dokąd? – zapytał dość niepewnie. Próbował
panować nad swoim głosem, choć przychodziło mu to naprawdę z wielkim trudem.
Jeśli szatynka zdecydowałaby się na odejście mógłby to być koniec ich
znajomości.
-Do Paryża i Barcelony. – odpowiedziała.
-Ale mi tu dobrze. – dodała po chwili, smutniejąc. Zdawała sobie sprawę, że nadejdzie
kiedyś dzień, w którym otworzą się przed nią drzwi do światowej kariery. Nie
sądziła jednak, że tak szybko i od razu tak szeroko.
-To dla Ciebie szansa. – stwierdził,
uśmiechając się lekko.
-A ty? – zapytała, wbijając w niego intensywne
spojrzenie.
-Co ja?
Marco nie krył swojego
zaskoczenia pytaniem, które mu zadała.
-Ty odrzucasz, każdy transfer. –
stwierdziła. Reus zaśmiał się cicho, wzruszając ramionami.
-Przemyśl to i podejmij decyzję słuchając
głosu swojego serca. – uśmiechnął się. Langer pokiwała mu lekko głową
przejeżdżając wzrokiem po ścianie. Zmarszczyła brwi zatrzymując spojrzenie na
dużym, gustownym zegarku.
-Odwiózłbyś mnie do domu? – zapytała.
Reus zmarszczył brwi spoglądając na wyświetlacz swojego telefonu.
-Wiesz co, Nico się obrazi, że się nie
pożegnałaś – stwierdził, wskazując na rysunek leżący na niskim, szklanym
stoliku. -Ale jutro po śniadaniu Cię odwiozę. – dodał widząc niepewność na jej
twarzy.
-Mogę się do Ciebie przytulić? – spytała,
przerywając ciszę panującą w salonie. Reus zaśmiał się, kiwając lekko głową.
Wtuliła się w jego tors, przymykając lekko powieki a do jej nozdrzy wdarł się
mocny zapach jego perfum.
-A mogę Cię o coś zapytać? – rzuciła
nagle.
-Jasne. – powiedział, przeczesując jej
włosy.
-Bo Nico ma dość długi język i …
-Co ten szczyl Ci powiedział? – wszedł jej
w słowo, będąc ciekawym historii, którą opowiedział piłkarce jego siostrzeniec.
-To prawda, że podczas eksperymentów w
kuchni otrułeś chomika? – spytała.
Mina na twarzy Marco zmieniła
się diametralnie, gdy usłyszał zadane przez piłkarkę pytanie. Tego się nie
spodziewał.
-Zabije gadzinę! – warknął, spoglądając na
drewniane schody prowadzące na piętro domu, gdzie swój pokój ma Nico.
-To
nawet słodkie… - stwierdziła, uśmiechając się lekko w jego kierunku.
-Tak? – zapytał
-Tylko szkoda biednego chomika. –
odpowiedziała wybuchając śmiechem. Reus rzucił jej urażone spojrzenie, po czym
uderzył ją kwiecistą poduszką.
# # #
Dziękuję za wszystkie komentarze i czekam na wasze opinie :)
Pozdrawiam gorąco.
Zuza dość gwałtownie zareagowała na niespodziewane odwiedziny Roberta. Ja się jej jednak nie dziwię. Nie dość, że przechodzi ona wyjątkowo trudny okres w życiu, to na dodatek zjawia się jej dawna miłość, której życie wspaniale się układa, znienacka proponując pomoc. Miała prawo być zła i oschła. Robert jeśli naprawdę chce jej pomóc, będzie musiał znaleźć jakiś inny sposób.
OdpowiedzUsuńZwiązek Joanny i Łukasza jest niemal doskonały. W ogóle nie widać, że są to dopiero początki. Czasami mam wrażenie, że są małżeństwem z długoletnim stażem, tworząca szczęśliwą i kochającą rodzinę.
Łukasza zachował się cudownie z propozycją uznania Filipa za syna. To na pewno wiele dla Asi znaczy.
Greta mozolnie stara się dojść do pełni sprawności. Na szczęście z każdym dniem jest coraz lepiej.
Zaskoczyły mnie te propozycje zmiany klubu. Jestem bardzo ciekawa, co ostatecznie postanowi Greta.
Czekam z niecierpliwością na następny rozdział.
Będzie coś jeszcze o Dadze i Robercie?
OdpowiedzUsuń