Spojrzenie trzydzieste.
Lipiec 2018 r.
Dortmund. Niemcy.
Marco z uśmiechem na twarzy stanął w progu kuchni, skąd idealnie mógł
obserwować swoich przyjaciół siedzących w salonie.
Z twarzy Mario od kilku dni nie
schodził szczery i szeroki uśmiech, którego powodem nie wątpliwie był fakt, że
dowiedział się o ciąży swojej partnerki. Julia również była szczęśliwa co dało
się zauważyć, jednak wszyscy wiedzieli, że poza macierzyństwem jej największym
marzeniem jest reprezentować swój kraj na Mistrzostwach Świata. Wszyscy mówili
jej jednak, że ciąża nie przekreśla spełnienia jej marzeń a może jedynie
sprawić, że na boisku pojawi się zdecydowanie mocniejsza, ze zdecydowanie
większą motywacją.
Lea i Roman patrzyli na siebie
tak, jakby mieli się nie zobaczyć przez następnych kilka miesięcy. Wyglądali na
ewidentnie szczęśliwych, wyjątkowo w sobie zakochanych, co Reus niewątpliwie
podziwiał. Był dumny ze Szwajcara, który pomimo swoich wątpliwości ostatecznie
zaryzykował swoją przyjaźń z Austriaczką, wyznając jej swoje uczucia. Reus
oddałby wiele, żeby mieć tyle odwagi co on.
Jego wzrok w ostateczności
zatrzymał się na Grecie, która jakby odżywała po pogodzeniu z matką i wieści o
zaręczynach Rose z Bastianem. W obecnym położeniu młodej Niemki, każdy pozytyw
był na wagę złota. Marco miał nadzieję, że Langer się nie podda i zrobi
wszystko, żeby wrócić na klubowe i reprezentacyjne boisko, a limit pecha okaże
się już wyczerpany.
-Marco, telefon Ci dzwoni! – krzyknął Götze spoglądając na wyświetlacz
telefonu leżącego na stoliku.
Reus wyrwał się z zamyślenia,
sięgając po kuchenną ścierkę, w którą wytarł zawilgotniałe dłonie. W salonie
pojawił się po chwili, sięgając po swoją komórkę. Uśmiechnął się lekko, widząc
numer należący do jego ojca.
-Cześć tata, co jest? – spytał,
z lekkim uśmiechem goszczącym na jego twarzy.
Nagle zbladł, a z każdym kolejnym
słowem usłyszanym w słuchawce telefonu wyraz jego twarzy zmieniał się
nienaturalnie, czym najpierw zaciekawił, a później lekko przeraził swoich
przyjaciół.
-Marco, co się stało? – zapytała
Julia, gdy Reus przełknął głośno ślinę, opierając się dłonią o jasną ścianę.
Niemiecki piłkarz odłożył telefon na blat stolika i dość niepewnym wzrokiem
spojrzał w kierunku swoich przyjaciół.
-Peter miał wypadek, jest w
ciężkim stanie… - wyszeptał, marszcząc brwi. -Jadę! – krzyknął po chwili zgarniając
kluczyki z komody stojącej tuż za dużą sofą.
-Zwariowałeś! – krzyknął Roman
podnosząc się gwałtownie z sofy, na której siedział wraz z Leą i Gretą. Dostąpił
do niego, wyrywając kluczyki do nowego audi. Reus nie krył zdziwienia
zachowaniem swojego przyjaciela.
-W tym stanie sam nie
pojedziesz. – dodał Mario rzucając mu wymowne spojrzenie.
-Jedziemy z Tobą. – skwitował
Szwajcar, otwierając przed Marco drzwi przedpokoju. Reus westchnął wiedząc, że
nie uda mu się wygrać z przyjaciółmi, którzy chcą dla niego jak najlepiej.
Pokiwał im lekko głową, wsunął czarne tenisówki na stopy ozdobione kolorowymi
skarpetkami i po chwili razem z nim mieszkanie opuścili Bürki i Götze.
Do szpitala wszedł pewnym krokiem,
rozglądając się nerwowo po korytarzu. Wzrokiem szukał swoich najbliższych,
którzy zaraz po wiadomości o strzelaninie przyjechali do Dortmundzkiego
szpitala. Choć Peter nie był ich rodziną, przez wiele lat spotykał się z
Yvonne, co sprawiło, że dla każdego z nich był ważną osobą.
-Co z nim? – zapytał, gdy stanął
obok swojej siostry Yvonne. Kobieta wpatrywała się w szybę, za którą znajdowała
się sala operacyjna, w której odbywała się walka o życie Petera Hauera.
-Postrzelili go na akcji. –
powiedziała Melanie wiedząc jak bardzo przejęta i przerażona jest Yvonne. Ona
również martwiła się stanem zdrowia, niedoszłego szwagra.
-Powinnam mu powiedzieć, że Nico
to jego syn. On nie może umrzeć… - powiedziała cicho Yvonne wtulając się w
ramiona swojego młodszego brata.
Operacja trwała kilka godzin. Wszyscy czuwali przy sali operacyjnej
modląc się o pozytywny jej przebieg. Marco traktował policjanta jak starszego
brata i nie wyobrażał sobie tego najbardziej mrocznego scenariusza.
-Jak czuje się Peter? –
zmarszczył brwi słysząc nad swoim uchem głos należący do Grety. Podniósł głowę
zdziwiony jej obecnością w szpitalu.
-Co ty tu robisz? – zapytał, nie
kryjąc swojego zdziwienia. Dobrze wiedział jak wiele wysiłku sprawia jej zrobienie
kilku kroków przy pomocy kul ortopedycznych i tym bardziej cenił to, co dla
niego zrobiła.
-Ty byłeś przy mnie gdy było
beznadziejnie, chcę Ci się zrewanżować. – odpowiedziała uśmiechając się do
niego lekko.
Dość niepewnie oparła kule ortopedyczne
o jasną ścianę i dość nieudolnie doczłapała się do rzędu krzeseł, na których
siedział Reus. Zajęła miejsce obok niego, uśmiechając się do niego delikatnie.
-Lekarze mówią, że z tego
wyjdzie, ale nie wykluczają, że będzie jeździł na wózku do końca życia. –
odpowiedział wzdychając głośno.
-Trzeba wierzyć. – mruknęła
cicho, delikatnie chwytając jego dłoń. Uśmiechnęła się do niego niepewnie.
-Mieć nadzieję, że wszystko się ułoży. – dodała, opierając głowę na jego
ramieniu.
Dużo mu zawdzięczała. Wiedziała,
że bez jego pomocy nie byłaby w stanie pogodzić się z matką, czy zasklepić ran
przeszłości. Marco Reus był dla niej nie tylko najlepszym przyjacielem, ale i
niezwykły oparcie w najgorszych momentach swojego życia.
-Co powiesz na kawę? – spytał
nagle, uśmiechając się do nie niepewnie. Poszerzyła uśmiech na swojej twarzy.
-Ślimaczym tempem, ale mi się
uda. – zaśmiała się sięgając po kule ortopedyczne.
*
Łukasz z kubkiem gorącej herbaty, otulony ciepłym kocem przysiadł na
hamaku. Jego wzrok od razu przykuło niebo, które tego wieczora było niezwykle
gwieździste a księżyc świecił wyjątkowo jasno. Uśmiechnął się na ten widok
lekko.
Po rozmowie z Reusem, którą
odbyli kilka dni wcześniej, w jego głowie brylowało wiele przeróżnych myśli.
Wziął sobie do serca słowa swojego przyjaciela. Zdał sobie sprawę, że jego
zazdrość o Fabiańską jest bezpodstawna, a on zachowuje się wręcz beznadziejnie.
Jednak sądził, że niejeden na jego miejscu postępowałby bardzo podobnie, jeśli
nie identycznie.
Jego zdaniem Joanna był wręcz idealna.
Ładna, inteligentna, sympatyczna, młodsza od niego. Niezwykle otwarta, zawsze
obok najbardziej potrzebujących. Była po prostu niezwykła. Nie mógł nawet
obliczyć swojego szczęścia, które po wielu trudnych chwilach i momentach
zwątpienia ostatecznie postanowiło zapukać do jego drzwi. Miał nadzieję, że tym
razem jego związek będzie trwał jak najdłużej się da, nigdy nie zostanie
wystawiony na próbę a oni będą patrzeć na siebie z miłością emanującą z ich
oczu, za kilkadziesiąt lat siedząc na dywanie przed kominkiem.
Wierzył, że tym razem może mu
się udać wygrać z życiem ten zacięty pojedynek.
-Wszystko w porządku? – zapytała
Joanna, wyrywając Piszczka z zamyślenia. Uśmiechnął się do niej lekko,
poklepując miejsce obok siebie.
Fabiańska usiadła obok niego
chwilę później, z kubkiem gorącej herbaty zdobiącym jej blade dłonie. W jego
ulubionej, szarej bluzie dresowej wyglądała wyjątkowo słodko, przyznał to od
razu.
-Nic. – cmoknął ją w policzek,
okrywając jej ramiona dużym kocem.
-Znamy się nie od dziś… - westchnęła,
wbijając w niego dość wymowne spojrzenie. -Mnie nie oszukasz. – dodała, unosząc
brwi. Obserwowała go bacznie, czekając na odpowiedź z jego strony.
Już kilka dni wcześniej
zauważyła niecodzienne zachowanie swojego partnera. Obserwowała go do dziś
bardzo uważnie, zastanawiając się, co takiego siedzi w głowie piłkarza.
-Marco mnie opieprzył. – bąknął,
upijając łyk gorącej herbaty. Fabiańska nie kryła zdziwienia jego komentarzem.
-Dlaczego? – zmarszczyła brwi.
-Bo jestem o Ciebie zazdrosny. –
zaśmiał się, wywołując u blondynki nie mały szok.
-Jesteś o mnie zazdrosny? –
zapytała.
Nie spodziewała się tego, czego
nie dała rady ukryć.
-A na moim miejscu, byś nie
była?
Zmrużyła powieki, unosząc lekko
kącik ust ku górze. W sumie Piszczek może i miał trochę racji. Ona również
niejednokrotnie łapała się na tym, że z dziwnym uczuciem patrzyła w jego
kierunku gdy rozmawiał z młodymi, ładnymi dziewczynami.
-Ale wiesz, że to nawet urocze…
- mruknęła, muskając ustami płatek jego ucha. -Ja o Ciebie też jestem
zazdrosna. – dodała, wtulając się w jego tors.
Zaskoczyła go swoim
stwierdzeniem. Sądził, że dziewczyna nie ma o co być zazdrosna. Wydawało mu
się, że nie jest osobą, o którą mogłaby być zazdrosna nawet przez krótką
chwilę.
-Ty o mnie? – spytał, nie kryjąc
zdziwienia.
-Jesteś sławnym piłkarzem, przystojnym,
dość bogatym, sympatycznym i kręci się wokół Ciebie wiele, ładnych dziewczyn. –
skwitowała, topiąc swoje usta w jego wargach.
Była wdzięczna losowi za to, że
złączył ich drogi ze sobą. Była z nim wyjątkowo szczęśliwa, będąc jego
partnerką. Czuła się przy nim jak księżniczka, która znalazła swojego księcia z
bajki. Choć nigdy nie myślała o Piszczku, jak o swoim partnerze, to teraz z
biegiem czasu nie żałowała niczego co wydarzyło się w jej dotychczasowym życiu,
jeśli miało być jedynie prologiem do dalszych rozdziałów, zdecydowanie lepszego
i szczęśliwszego życia.
*
Paryż. Francja.
Sonia rękawem wełnianego swetra
otarła policzek ozdobiony łzami. Słysząc ciche pukanie do drzwi podniosła się
ociężale z sofy i skierowała się do niewielkiego przedpokoju, małego mieszkania
przy Bulwarze Saint – Germain. Nie wiedziała co powinna zrobić, czym zająć się
w obecnej sytuacji. Miała totalny mętlik w głowie i nie sądziła, żeby miało się
to zmienić, zwłaszcza teraz, gdy okazało się, że diagnoza polskich onkologów
okazała się trafna.
Nie spodziewała się żadnych
gości i nie miała ochoty na żadne spotkania.
Otworzyła drzwi i zdziwiona na progu
swojego mieszkania dostrzegła Wojciecha Szczęsnego, z bukietem jej ulubionych
kwiatów. Kolorowych tulipanów.
-Mogę? – spytał, uśmiechając się
do niej lekko. Pokiwała mu niepewnie głową, wpuszczając go do środka. -Mam
nadzieję, że nie przeszkadzam. – dodał, stając niepewnie w małym salonie
połączonym z jej niewielką sypialnią przesuwnymi drzwiami.
Gdy od Artura Boruca dowiedział
się o chorobie blondynki, nie mógł w to uwierzyć. Takiego scenariusza
niewątpliwie się nie spodziewał. Nie miał do niej nawet pretensji o to, że mu
nie powiedziała, był jednak ciekaw czy w ogóle zamierzała go o tym
poinformować.
-Nie przeszkadzasz. – westchnęła
cicho odbierając od niego bukiet kwiatów związany kolorową wstążką. Włożyła je
do wąskiego, błękitnego wazonu, do którego wlała wodę wchodząc do kuchni.
Szczęsny poszedł jej śladem, stając w progu równie małego pomieszczenia co
reszta mieszkania.
-Zamierzałaś mi powiedzieć? –
spytał nagle, dość pretensjonalnym głosem. Spojrzała na niego niepewnie,
opierając się o kuchenny blat.
Tego obawiała się chyba
najbardziej. Pretensji, wyrzutu ze strony swoich przyjaciół. Zwłaszcza Wojtka i
Grzegorza, których znała od wielu lat i z którymi łączyło ją wiele niezwykłych
wspomnień.
-A po co? – spytała, wzruszając
ramionami.
-Chociażby przez to, co nasz
łączyło. – rzucił wymownie na nią spoglądając. Boruc odwróciła wzrok, wbijając
go w niewielki, kwadratowy stół przy którym, każdego dnia spędzała sporo czasu.
-Napijesz się czegoś? – zapytała
nagle, próbując powstrzymać tym samym Szczęsnego od powrotu do przeszłości.
-Nie. – odpowiedział, robiąc
kilka kroków w jej stronę. -Dlaczego mi nie powiedziałaś? – spytał cichym
głosem, chwytając jej podbródek tak, aby wbiła w niego swój wzrok. Przejechał
palcami po jej policzku, na którym nadal widniały pojedyncze, uronione przez
nią łzy.
-Wojtek, a co to by zmieniło? –
spytała, wzdychając głośno.
-Przyjaźniliśmy się, kiedyś
nawet doszło do czegoś więcej, nie sądzisz, że powinienem był wiedzieć? –
zapytał z wyczuwalnym w głosie żalem.
-Musiałam najpierw się z tym
pogodzić. – odpowiedziała dość cicho. -I przygotować się do …
-Nie umrzesz! – powiedział
wchodząc w jej słowo, ostrym głosem nie znoszącym sprzeciwu. -Rozumiesz?! –
spytał nieco ciszej opierając swoje czoło na jej czole.
-Gdyby to było takie łatwe. –
mruknęła, wtulając się po chwili w jego tors.
*
Warszawa. Polska.
Westchnął, uśmiechając się lekko
w kierunku młodej recepcjonistki, która podała mu właśnie klucz do jednego z
hotelowych pokoi, w którym miał spotkać się z prezesem Polskiego Związku Piłki
Nożnej i nowym trenerem reprezentacji - Jerzym Brzęczkiem.
-Robert?
Lewandowski zmarszczył brwi
słysząc znajomy sobie ton głosu. Odwrócił się a szeroki uśmiech wkradł się na
jego twarz, gdy dostrzegł dawno nie widzianą blondynkę.
Wyglądającą zupełnie tak, jak
podczas szkoły średniej, gdy razem z Zuzanną Korcz tworzyli niezwykle zgrane
trio.
-Mania, ile się nie widzieliśmy?
– spytał, unosząc lekko brwi. Kobieta zaśmiała się cicho.
-Z osiem lat, odkąd Robert
Lewandowski stał się niekwestionowaną gwiazdą piłki nożnej. – rzuciła, z
uśmiechem na twarzy.
-Nie bądź złośliwa. – zaśmiał
się, dając blondynce pstryczka w nos.
-Nie jestem. – odpowiedziała.
-Jestem dumna ze swojego najlepszego przyjaciela. – dodała, klepiąc go po
ramieniu.
-Masz może chwilę czasu? –
spytał. Chciał dowiedzieć się wielu rzeczy z jej życia, porozmawiać o planach
na przyszłość i przy okazji spróbować wyciągnąć z niej coś na temat Zuzanny
Korcz, ich przyjaciółki, jego pierwszej dziewczyny, która nadal bardzo go
obchodziła.
-Kończę za godzinę, jeśli chcesz
możemy się przejść po starówce. – podrzuciła, spoglądając na zegarek zdobiony
jej nadgarstek. Skinął jej głową, posyłając lekki uśmiech. Blondynka cmoknęła
go w policzek i zniknęła w długim, wąskim korytarzu.
Z bambusowymi kubkami chłodnej już kawy spacerowali bulwarami wiślanymi.
Co jakiś czas, ktoś ich zatrzymywał prosząc mężczyznę o wspólne zdjęcie czy
autograf. Blondynka patrzyła na niego z uśmiechem na twarzy, ciesząc się, że
jej licealny, najlepszy przyjaciel jest szczęśliwy. Kiedyś miała nadzieję, że każde
z nich odniesie życiowy sukces, zajdzie daleko i będzie mogło być z siebie
dumne. W pewnym sensie wszyscy dokądś doszli, choć nie każdy tak samo daleko.
-Mieliśmy wybrać się z
chłopakami na wasz mecz w Monachium, ale ostatnio nam się nie przelewa… -
westchnęła przysiadając na jednej z ławek, z której mieli idealny widok na
Stadion Narodowy. Lewandowski zmarszczył brwi przyglądając się Jabłońskiej. Zapamiętał
ją właśnie taką jaką była teraz. Uśmiechniętą, zawsze pomocną i wyjątkowo skromną.
-Macie problemy finansowe? –
spytał.
-Trzy miesiące temu bank, w
którego oddziale Rafał był dyrektorem zniknął z Polski a mój mąż dostał
wypowiedzenie i odprawę. Budujemy dom pod Warszawą i wszystkie pieniądze w
niego wkładamy. Co prawda Rafi pracuje, ale społecznie jako trener piłki
nożnej. – wywróciła oczami, wywołując uśmiech na jej twarzy.
-Będzie dobrze. Rafał zawsze był
obrotny. – rzucił, klepiąc przyjaciółkę po ramieniu. Męża Jabłońskiej też
pamiętał z czasów szkolnych. Był od nich dwa lata starszy, ułożony, kulturalny
i imponował nie tylko żeńskiej części ich dość sporej, bardzo różnej paczki.
Zawahał się nagle, jakby
studiował, każde słowo, które chciał wypowiedzieć.
-A co u Zuzy?
Maria westchnęła, smutniejąc
ewidentnie, co jedynie dało Lewandowskiemu dodatkowo do myślenia.
Zuzanna Korcz była jego pierwszą
dziewczyną. Ku swojemu obecnemu zdziwieniu, zainteresował się brunetką dopiero
w momencie, w którym strzeliła piękną bramkę przeciwko jego drużynie podczas szkolnego
turnieju charytatywnego. Zaimponowała mu a fakt, że podzielała jego pasję przeważał
na jej korzyść. Kilka tygodni później oficjalnie zostali parą, którą byli przez
ponad cztery lata.
Nie wiedział kiedy coś się
wypaliło, sprawiło, że stali się sobie tak bardzo obcy. Sądził jednak, że
największym powodem takiego stanu rzeczy była beznadziejna kontuzja, która nie
pozwoliła Korcz zabłysnąć w Bundeslidze, wtedy gdy Borussia Dortmund otworzyła
przed nią swoje drzwi. To wtedy zaczęli się kłócić, przestali ze sobą normalnie
rozmawiać, a chłód był jednym z synonimów ich relacji.
-U niej też nie jest zbyt kolorowo…
-To znaczy? – spytał.
-Jakiś czas temu poznała faceta,
dała się uwieść. – Maria westchnęła głośno. -Najpierw jeden kredyt, drugi,
trzeci, pożyczka, mówił, że potrzebuje pieniędzy.
-Ma długi? – zapytał, ewidentnie
przejęty tym, co usłyszał.
-Pół miliona… - westchnęła,
zaskakując kwotą Lewandowskiego.
-To cienko…
-W dodatku nie chcę niczyjej
pomocy. – dodała, kręcąc głową.
-Gdzie mieszka? – zapytał, po
chwili ciszy.
-W Ustrzykach u babci Józi. –
odpowiedziała.
Choć wiedział, że tamten
rozdział życia zamknął w momencie zawarcia związku małżeńskiego z Anną to mimo
wszystko, o przeszłości nie łatwo było ot tak zapomnieć.
*
Dortmund. Niemcy.
Lea przysiadła na drewnianym stopniu schodów,
wpatrując się w test ciążowy zrobiony kilka minut wcześniej.
-Coś się stało? – spytała Julia,
wychodząc z kuchni z kubkiem herbaty. Zmarszczyła brwi dostrzegając
niecodzienną minę swojej przyjaciółki.
-Myślałam, że …
-Ej, będziecie mieli gromadkę cudownych
dzieci. – powiedziała, obejmując ją ramieniem. Uśmiechnęła się nieznacznie w
kierunku Austriaczki.
-A ty jak się czujesz? – spytała,
patrząc wymownie na jej lekko zaokrąglony brzuch.
-Dobrze. – odpowiedziała, a
szeroki uśmiech zagościł na twarzy Julii Wagner.
###
Trzydziestka przed Wami...
Mam nadzieję, że spodoba się tak jak wszystkie potrzebne.
Co sądzicie o nowych wątkach? Nie mogę doczekać się waszych opinii.
Pozdrawiam gorąco.
Buziaczki ;)
Życie naszych bohaterów postanowiło nie oszczędzać, dlatego też co rusz któremuś z nich przydarzają się jakieś trudne chwile.
OdpowiedzUsuńTym razem padło na Marco. Wiadomość o postrzeleniu Petera mocno nim wstrząsnęła. Nic w tym jednak dziwnego. W końcu to ważny dla niego człowiek, a w dodatku ojciec jego siostrzeńca. Mam dlatego ogromną nadzieję, że Peter z tego wyjdzie, a Yvonne w końcu zdradzi mu tę pilnie strzeżoną tajemnice. Mężczyzna ma prawo wiedzieć.
Greta postanowiła wspierać Marco, co po raz kolejny pokazuje, jak mocno im na sobie zależy. Oczywiście żadne nie ma zamiaru się do tego przyznać.
Dobrze, że przynajmniej u Asi i Łukasza zagościło choć trochę spokoju. Piłkarz przyznał się swojej ukochanej, że jest o nią zazdrosny, a i ona podzieliła się podobnymi odczuciami. Najważniejsze, że nie ma między nimi niedomówień i wszelkie targające nimi wątpliwości próbują na bieżąco rozwiewać.
Sonia jest załamana swoją chorobą. Nie widzi dla siebie szansy i odpycha każdego od siebie. Oby Wojtkowi udało się do niej dotrzeć. Ona nie może się teraz poddać. Musi walczyć o wyzdrowienie.
Robert wraz ze spotkaniem Mani ożywił w sobie wspomnienia byłej dziewczyny, do której wciąż ma spory sentyment. Ciekawi mnie, czy dojdzie do jego spotkania z Zuzą. Może uda się mu znaleźć też jakiś sposób na pomoc dziewczynie, która naprawdę ma spore kłopoty.
Lea z u pragnieniem czeka na zajście w ciążę. Wierzę, że jeszcze się tego doczeka i wraz z Romanem będą cieszyć się tak samo jak Julia z Mario oczekiwaniem na narodziny potomka.
Czekam z niecierpliwością na następny rozdział.
Dziękuję za komentarz!
UsuńBuziaczki :)