Spojrzenie dwudzieste trzecie.
~*~
Maj 2018 r.
Dortmund. Niemcy.
Delikatnie promienie słońca wpadały do dużej, przestronnej sypialni przez
niedokładnie zasłonięte beżowe żaluzje w dużych oknach wychodzących na pełen
przeróżnych kwiatów doniczkowych balkon.
Blondynka przewróciła się na bok
a jej twarz zdobił delikatny, błogi uśmiech do momentu, w którym nie natrafiła
na pustą poduszkę w aksamitnej poszewce. Otworzyła oczy zaskoczona faktem, że
nie obudziła się w łóżku obok mężczyzny u którego boku zasypiała późnego
wieczora. Uniosła się na łokciu, rozglądając się wokoło.
Na kremowym fotelu stojącym tuż
obok przesuwnych, drewnianych drzwi prowadzących do dziecięcego pokoju leżały
ułożone w idealną kostkę czarne, wytarte spodnie jeansowe i szara bluza z
kapturem, w której poprzedniego dnia Piszczek wrócił z wyczerpującego treningu.
Książka, którą w nim czytała podczas, gdy usypiał dwójkę maluchów śpiących
spokojnie w przestronnym pokoju podzielonym kolorowym materiałem na dwie prawie
równie części, nadal leżała tak jaką ją zostawiła, nieco zasłoniętą ciemnym,
ciepłym kocem.
Zmarszczyła brwi, odrzucając
powolnie ciepłą kołdrę przesiąkniętą mocnym zapachem perfum Łukasza z
wyczuwalną nutką rumu i tataraku. Postawiła bose stopy na chłodnej, drewnianej
podłodze, gdy drzwi sypialni skrzypnęły a w jej progu stanął szatyn w jasnym
podkoszulku i szarych spodniach dresowych.
Fabiańska nie ukrywała
zaskoczenia, gdy dostrzegła jego skupienie na zajętych dłoniach, w których
znajdowała się duża, drewniana taca zapełniona śniadaniem, które dla nich
przygotował. Uśmiechnęła się lekko, gdy napotkała jego niepewne spojrzenie.
Usłyszała jak oddycha głęboko stawiając tace na niskim stoliku stojącym tuż
obok drzwi balkonowych w towarzystwie dwóch materiałowych puf.
Obserwowała go bardzo uważnie.
Zaskakiwał ją każdego kolejnego dnia od momentu, w którym oboje postanowili
wyznać sobie uczucia.
Musiała przyznać, że był
niezwykły pod każdym względem. Czuły, w każdym pocałunku, którym ją obdarzał.
Uśmiechnięty, za każdym razem gdy z jej twarzy uśmiech znikał pod wpływem złego
dnia. Nieśmiały, gdy siedząc obok niej po prostu chciał się przytulić. Był
niezwykły i dopiero teraz widziała to tak dobrze, patrząc na niego z nieco
innej perspektywy niż robiła to dotąd. Nie dziwiła się Matyldzie, że zakochała
się w tym mężczyźnie, który i dla niej stał się kimś znacznie ważniejszym niż
dotąd.
-Wyspałaś się? – spytał podając jej kubek z
gorącą, parującą kawą. Pokiwała mu twierdząco głową uśmiechając się przy tym
delikatnie. -Zrobiłem jajecznicę i mam nadzieję, że nadaje się do jedzenia. –
zaśmiała się słysząc niepewność w jego głosie, gdy przysiadł na pufie i omiótł spojrzeniem
tacę z przygotowanym przez siebie wcześniej posiłkiem.
Joanna przygryzła wargę, podnosząc
się z łóżka. Wyglądała uroczo ubrana w słodką piżamę, którą pani Piszczek
podarowała jej na święta Bożego Narodzenia. Bardzo ją lubiła, czego nie dało
się nie zauważyć.
Zaskoczyła go, gdy bez słowa
złożyła na jego ustach pełen pasji pocałunek, który po upływie chwili oddał
wkładając w niego tyle samo uczucia, co blondynka. Oderwali się od siebie, gdy
do ich uszu dobiegł płacz Filipa. Joanna zaśmiała się cicho opierając swoje
czoło na czole Piszczka. Oddychała głęboko wpatrując się w jego roześmiane
tęczówki.
-Zaraz wrócę. – szepnęła i chwilę później stała już przy łóżeczku
swojego synka.
Łukasz obserwował ją bardzo
uważnie napawając się mocnym aromatem mielonej kawy zaparzonej kilka minut
wcześniej.
Myślał, że po śmierci Matyldy będzie
miał już tylko pod górę, pod wiatr z zacinającym gęsto deszczem. Teraz z
biegiem czasu miał coraz większą nadzieję na to, że będzie już tylko lepiej i
nic złego już się nie przytrafi, zarówno jemu, jak i Joannie.
Uśmiechnął się lekko, gdy
blondynka wyciągnęła z łóżeczka swojego synka nucąc mu bardzo dobrze znaną sobie
melodię kołysanki. Dobrze wiedział, że była szczęśliwa, mimo tego, że ojciec
jej dziecka nawet nie kwapił się nim interesować. Była silna i dało się to wychwycić,
w każdej sytuacji, która mogłaby wskazywać na załamanie życiorysu. Nie
poddawała się i nigdy nie odpuszczała dopóki nie osiągnęła, tego co chciała
osiągnąć. Tym mu imponowała już wcześniej, jeszcze gdy była nastolatką. Mógł wprost
powiedzieć, że była cichą bohaterką nie tylko jego, ale i innych przyjaciół,
którzy w jej życiowej hierarchii zajmowali wysokie miejsce. Podziwiał ją i to
raczej w najbliższym czasie nie miało ulec zmianie.
Potrafiła nim wstrząsną,
używając nie wielu słów uderzających idealnie w sam środek jego honoru i dumy.
Potrafiła sprawić, że uśmiech pojawiał się na jego twarzy po przegranym meczu,
albo doznanej kontuzji. Wspierała go na każdym kroku, w każdej chwili. Była
niczym tęcza rozświetlająca niebo po brzemiennej w skutkach burzy. Była
niezwykła i wiedział o tym bardzo dobrze.
-Zasnął, ale znając go to nie na długo. – wyrwała go z przemyśleń swoim
aksamitnym cichym głosem. Opadła na pufę a jej twarz zdobił lekki uśmiech.
Zlustrowała tacę spojrzeniem, po czym sięgnęła po tost posmarowany
brzoskwiniowymi powidłami, zrobionymi przez jej mamę. Zmarszczyła brwi
dostrzegając jego spojrzenie na sobie. -Co? – zapytała, nieco zdziwiona.
Piszczek pokiwał przecząco głową
uśmiechając się przy tym lekko a jego wzrok cały czas lustrował jej osobę. Sięgnął
po pojedynczy kwiat czerwonej róży leżący pomiędzy kolejnymi beżowymi
naczyniami. Wyciągnął go w jej stronę sprawiając, że dotąd lekki uśmiech na jej
twarzy zwiększył swoje rozmiary.
-Powiem Ci szczerze, jeśli przyrzekniesz mi, że nie będziesz się śmiała.
– rzucił w pewnym momencie bardzo poważnym głosem. Joanna odłożyła kwiat na
drewnianą podłogę i nieco skonsternowana przeniosła na szatyna swoje spojrzenie.
Zdanie, które od niego usłyszała sprawiło, że uniosła brwi uważnie się mu przyglądając.
-Przyrzekam. – odpowiedziała dość niepewnym
głosem. Obawiała się jego słów?
Łukasz wziął głęboki oddech
odkładając na blat niskiego stolika swój kubek z kawą.
-Myślałem, że po śmierci Matyldy już się nie
podniosę, że nic nie będzie już miało sensu… - urwał, patrząc na nią niepewnym
spojrzeniem. Chwycił niepewnie jej dłoń, równie niepewnie patrząc w jej zdziwione
tęczówki. -Dałaś mi nadzieję na to, że może być inaczej, że życie znów może
mieć sens, że mogę napisać nowy rozdział swojej historii. Że mogę znów kogoś
kochać. – dodał cicho, wpatrując się w nią tak, jak gdyby poza nią nie było
nikogo i niczego innego.
Oczy Joanny zaszły łzami. Takiego
wyznania się nie spodziewała. Wzruszyła się i dostała swoistego rodzaju dowód
na to, że ten związek może trwać na dobre i na złe, w każdym momencie
pokręconego życia. Dowód na to, że na miłość trzeba czekać tak długo dopóki nie
zapuka do naszych drzwi.
-Kocham Cię. – powiedziała, nie panując nad łzami, które ozdobiły jej
policzki. Łukasz zaśmiał się muskając ustami jej dłoń.
-Ja Ciebie też. – szepnął, posyłając jej uroczy
uśmiech.
***
Następny dzień …
Monachium. Niemcy.
Greta Langer zatrzymała się tuż przed słupkiem bramki a piłka, którą
kopnęła znalazła się za linią końcową boiska w Monachium. Przeklęła się w
myślach. Miała idealną, stu procentową sytuację, którą kolejny raz już w tym
meczu zepsuła.
Uśmiech Julii Wagner, posłany w
jej kierunku nie dodał jej zamierzonej otuchy, nie wywołał zamierzonego efektu.
Langer bez słowa, bez zbędnego spojrzenia odbiegła w kierunku połowy boiska, zajmowanego
przez jej zespół.
Nie typowe zachowania
napastniczki Borussi Dortmund przykuło uwagę zarówno zawodniczek klubu z
Monachium, jak i Dortmundu. Wszystkie znały bowiem Gretę Langer z zupełnie
innej strony.
-Co się z nią dzieję? – Sabine Krauz,
bramkarka Bayernu spojrzała zdziwionym wzrokiem na Julię, odprowadzającą spojrzeniem
Gretę.
-Sęk w tym, że nie wiem. – bąknęła,
posyłając wysokiej brunetce smutne spojrzenie. Nie na żarty zaczynała martwić
się przyjaciółką, która z dnia na dzień zaskakiwała wszystkich, nawet samą
siebie.
Końcowy gwizdek średniego
wzrostu blondynki sprawił, że Greta Langer bez słowa, szybkim krokiem
skierowała się do tunelu prowadzącego w kierunku szatni jej drużyny.
Czuła na sobie wszystkie pytające
spojrzenia. Zdziwione wyrazy twarzy przyjaciółek, dziennikarzy i trenerki. Joanna
ze zmrużonymi oczami odprowadzała Gretę wzrokiem zastanawiając się co takiego
dzieje się w jej życiu i o czym nie postanowiła im powiedzieć.
-Martwię się o nią. – rzuciła Lea zdejmując
swoje rękawice. Joanna rzuciła jej porozumiewawcze spojrzenie. Obie wiedziały
jak dużo w życiu przeszła już Greta i jak łatwo było znów zatrząść jej kruchym
życiorysem. -Bardzo. – dodała ciszej. Fabiańska westchnęła. Zgadzała się w stu
procentach z obawami swojej rówieśniczki.
Stephanie Meyer, która jako kapitanka
Monachijskiej drużyny siedziała na trybunach bardzo uważnie obserwowała Gretę
Langer. Nie tylko ze względu na jej wpływ na Marco, ale i jej niecodzienne zachowanie.
Meyer bowiem znała Langer jako uśmiechniętą, nie poddającą się dziewczynę, z
którą jej dzisiejsza odsłona nie miała zupełnie nic wspólnego. Obawiała się, że
może to myć prognostykiem huraganu, jaki miałby rozpętać się w życiu młodej i
cholernie uzdolnionej zawodniczki.
Podniosła się z miejsca,
poprawiając cienką, klubową kurtkę, która gołym okiem była na nią kilka rozmiarów
za duża i ewidentnie mogła należeć do jej partnera. Wpływ miał na to na pewno
ciążowy brzuch, który mimo wszystko Meyer chciała chronić przed aparatami fotoreporterów.
Uśmiechając się do kolejnych mijanych przez nią osób kierowała się w stronę
szatni, gdzie jej klubowe koleżanki przełykały gorzką pigułkę po porażce w
meczu, który skończył się kilka minut wcześniej. Dwie efektowne bramki zdobyte
przez Julię Wagner i Sofię Schweinsteiger, obie przy asyście Grety Langer,
która błądziła w myślach każdej z nich, mocno zaintrygowanych zachowaniem
młodej szatynki.
Na widok Julii Wagner, szeroki
uśmiech zagościł na twarzy przyszłej mamy. Stephanie bardzo lubiła i
niewątpliwie ceniła byłą i obecną partnerkę Mario Götze, która niejednokrotnie
udowodniła na boisku, że ma wielki talent, który szlifuje co wpływa na jej
obecną dyspozycję i liczbę strzelonych bramek, zarówno w barwach klubowych, jak
i reprezentacyjnych.
-Jak mała, wytrzymała cały mecz? – spytała sięgając po swój bidon, który
fizjoterapeuta zostawił na ławce rezerwowych. Meyer uśmiechnęła się lekko
przejeżdżając dłonią po brzuchu, którego spod kurtki Matsa nie było widać.
-Wytrzymała i po cichu liczę nawet, że pójdzie w moje ślady. –
odpowiedziała, sprawiając, że Wagner zaśmiała się cicho. -Słuchaj, co się dzieję
z Gretą? – zapytała, gdy obie schodziły schodami w kierunku szatni. Julia nieco
posmutniała słysząc pytanie zadane przez Stephanie. Nie dało się ukryć, że
Greta nie była sobą.
-Nie wiem i chyba nikt nie wie. – westchnęła opierając się o ścianę z
podobiznami piłkarzy Bayernu Monachium. Stephanie poszła jej śladem, siadając
jednak na schodku z uwagi na swój stan zdrowia. -Boję się, że zrobi coś
głupiego. – dodała cicho, wbijając spojrzenie w szarą posadzkę. Z Gretą łączyła
ją przyjaźń, której nie chciała zaprzepaścić. Miała nadzieję, że tak się nie
stanie.
-Ma przyjaciół, nie zrobi nic głupiego. – powiedziała uśmiechając się
lekko w kierunku Julii.
-Mimo wszystko, nie byłabym tego w stu procentach pewna. – westchnęła.
Stephanie dostrzegła niepewność w jej spojrzeniu, wychwytując jednocześnie niepewność w jej głosie.
Sytuacja wydawała się być naprawdę
skomplikowana i obie piłkarki bardzo dobrze o tym wiedziały.
-Może trzeba z nią porozmawiać? –
zasugerowała. Wagner jedynie cicho westchnęła. Odpowiedz na pytanie Stephanie
było bardzo proste, Greta nie chciała rozmawiać z nikim, nawet z Rose, która z
niepewnością obserwowała ją z linii bocznej boiska przez cały mecz.
-Próbowałyśmy, bez sukcesu. – powiedziała, w
momencie, w którym drzwi szatni się uchyliły i w pomieszczeniu stanęła Joanna. Posłała
Meyer lekki uśmiech kierując się w ich stronę.
-Julia idź się przebierać, bo Cię tu
zostawimy. – zaśmiała się stając obok szatynki. Wagner zasalutowała jej niczym żołnierz
swojemu dowódcy i zniknęła za drzwiami prowadzącymi do szatni.
-Jak się czujesz? – spytała kierując swoje
pytanie do Stephanie. Meyer posłała jej delikatny uśmiech, gdy blondynka
usiadła obok niej.
-Dobrze, ale to dopiero początek ciąży. – powiedziała,
wbijając w blondynkę swoje spojrzenie. Jako ginekolog była dla napastniczki
skarbnicą wiedzy w sprawach związanych z dziewczynką rozwijającą się pod jej
sercem.
-Najgorsze będą ostatnie tygodnie, co jako ginekolog
mogę Ci zagwarantować. – zaśmiały się obie w tym samym momencie. Tak, Joanna
pierwszy raz od początku swojej ginekologicznej kariery mogła powiedzieć to na
własnym przykładzie.
-Ale chyba warto? – zadała to pytanie bardziej do siebie niżeli do niej,
choć chciała usłyszeć odpowiedź blondynki.
-Bardzo. – odpowiedziała cicho a jej twarz zdobił szeroki uśmiech. Była
szczęśliwą matką, która za swojego synka oddałaby wszystkie dobrodziejstwa tego
świata. Była szczęśliwą kobietą, która znalazła swój mały azyl u boku
przyjaciela swojego brata. Miłość do Łukasza Piszczka, która rodziła się w niej
od wielu długich miesięcy, zupełnie dla niej nieświadomie. -Może kiedyś nas
odwiedzicie? – spytała w pewnym momencie Fabiańska. Meyer uśmiechnęła się lekko.
-Wpadniemy. – odpowiedziała pewnie.
-Trzymam Cię za słowo. – zaśmiała się, grożąc piłkarce palcem przed
nosem. Stephanie poszła jej śladem, aby po chwili położyć głowę na jej
ramieniu.
***
-Dlaczego nie powiedzieliście wcześniej? –
Anna Lewandowska postawiła przed Łukaszem wysoką szklankę z wodą gazowaną,
cytryną i dwoma liśćmi mięty. Podziękował jej posyłając lekki uśmiech, choć
wiedział, że pretensja żony Roberta jest podstawna. Z Joanną byli razem ponad
półtora tygodnia i jak dotąd żadne z nich nie obwieściło tego nikomu.
-W sumie to sam nie wiem. – zaśmiał się
upijając łyk napoju. Anna usiadła obok niego na dużej, ciemnej kanapie w
salonie swojego domu na obrzeżach Monachium. Kibicowała im, jak nikomu nigdy
wcześniej wiedząc, że ta dwójka na szczęście zasługuje jak nikt inny. -Przepraszam
Cię. – rzucił po chwili, dostrzegając jej spojrzenie. Anna zaśmiała się cicho.
-Przestań, nie masz za co.
-Chyba byliśmy za bardzo skupieni na sobie. –
powiedział po chwili, w momencie, w którym w salonie pojawił się Robert,
któremu udało się uśpić zarówno swoją córkę jak i synów Joanny i Łukasza. Opadł
na sofie obok swojej małżonki wydając przy tym z siebie charakterystyczny
dźwięk. Ania rzuciła mu wymowne spojrzenie, które Piszczek skomentował cichym
chichotem.
-Widać, że to dało Ci pozytywnego kopa. –
skomentował Robert, sięgając po herbatnik z czekoladą leżący na metalowej tacy
w kształcę liścia klonu. -Kwitniesz stary. – dodał klepiąc go po ramieniu.
Lewandowska przewróciła oczami, wzdychając głośno.
-Jest niezwykła, ale… - urwał wbijając
spojrzenie w jedną z ramek ze zdjęciami stojącymi nad kominkiem. Anna i Robert
rzucili sobie porozumiewawcze spojrzenie, po czym oboje wbili wzrok w Piszczka.
-Ale? – zapytała niepewnie Anna.
-Jeśli w pewnym momencie mnie zostawi?
Stwierdzi, że to jednak nie to? – wbił w nich pytające spojrzenie, przepełnione
czymś dziwnym, czymś czego wcześniej nie widzieli. -W końcu jestem od niej
starszy i jako piłkarz chyba już powoli zmierzam na emeryturę. – wzruszył ramionami,
wzdychając, zupełnie nieświadomy, że Joanna stoi tuż za nim. Robert westchnął
odwracając głowę w kierunku drzwi balkonowych, uśmiechnął się lekko
dostrzegając blondynkę stojącą w progu dzielącym dom od dużego balkonu
wychodzącego na idealnie utrzymane podwórze.
-Kocha Cię. – stwierdził, obejmując
ramieniem swoją żonę. Ania uśmiechnęła się do niego lekko.
-Skąd ta pewność?
-Bo Cię kocham. – zmarszczył brwi,
odwracając się pewnym ruchem. Nie sądził, że Fabiańska słyszy jego rozmowę i
gdzieś z tyłu głowy wolał, żeby tego nie słyszała. -Kocham Cię, idioto. –
zaśmiała się siadając obok niego. Piszczek uśmiechnął się niepewnie, co
sprawiło, że Joanna jedynie poklepała go po klatce piersiowej. -I nic tego nie
zmieni. – dodała, po czym złożyła na jego ustach przelotny pocałunek.
-O właśnie bo to ciekawe… - Robert uniósł
palec wskazujący, po czym przejechał wzrokiem od Joanny do Anny, opierającej
głowę na jego ramieniu.
-Co? – spytała szatynka podnosząc głowę i
wbijając w niego wymowne spojrzenie.
-Jak będziemy starzy, znikną nasze kaloryfery i kasy za piłkę nie będzie
to nie przejdzie wam przez myśl, żeby nas zostawić?
Joanna rzuciła Annie konsternacyjne
spojrzenie. Takiego pytanie obie chyba usłyszeć się nie spodziewały.
-Oczywiście, że tak! – rzuciła ochoczo Anna
sprawiając, że obaj unieśli zaskoczeni brwi. -Żartuje przecież. – powiedziała uderzając
Roberta w klatkę piersiową.
-Obaj jesteście idiotami, jeśli tak
sądzicie. – stwierdziła Fabiańska wtulając się w Piszczka, który cmoknął ją w
czubek głowy. Trzymał je za słowo i wierzył, że to miłość do samego końca a nadzieja
podpowiadała mu, że potrwa dłużej niż w przypadku Matyldy.
***
Dortmund.
Niemcy.
-Boję się o Gretę. – Julia wtuliła się w tors Mario, który jak dotąd śledził
swoim wzrokiem migające klatki na ekranie dużego telewizora wiszącego na
ścianie średniej wielkości salonu w mieszkaniu, które dzielił z Reusem.
Marco skupiony na notatkach, które
dostał od profesorów podniósł wzrok wbijając go w Julię ewidentnie przejętą dziwnym
zachowaniem przyjaciółki i współlokatorki. Udało mu się ukrywać fakt, że Greta
nie jest mu obojętna, że łączy go z nią o wiele więcej niż dotąd myślał. On
również przejmował się niecodziennym zachowaniem Langer, z resztą chyba tak jak
każdy.
-Może powinniśmy pójść do niej wszyscy i spróbować z nią pogadać. W
końcu będzie musiała nam powiedzieć, co się dzieję.
Julia i Marco wbili swoje spojrzenia
w Mario, którego głos odbił się głośnym echem od jasnych ścian pomieszczenia. Musieli
przyznać mu rację, bo w jego słowach było jej naprawdę bardzo wiele. Choć Greta
skrupulatnie ukrywała przed nimi fakty ze swojego życia, musieli
zainterweniować w głównej mierze mając na uwadze fakt, jak wiele już do tej
pory w życiu przeszła.
-Chodźmy. – aksamitny głos Julii sprawił, że obaj uśmiechnęli się do
niej lekko. Marco odłożył na komodę stos kartek zapisanych różnego charakteru
pismem, Mario natomiast wyłączył telewizor podnosząc się z kanapy.
W mieszkaniu piętro niżej, byli
raptem po kilku minutach. Panowała w nim totalna ciemność i tylko z jednego z pokoi
wydobywało się stłumione przez abażur lampy światło. Wagner poszła przodem
biorąc głęboki oddech. Wiedziała, że tym razem nie odpuści do póki nie dowie
się co stało się w życiu Grety w ciągu kilku ostatnich dni.
Pchnęła drzwi, które swoim
skrzypnięciem wyrwały z zamyślenia Gretę skuloną w rogu swojego pokoju.
Zmarszczyła brwi dostrzegając w progu Julię, Mario i Marco z niezbyt tęgimi
minami.
-Coś się stało? – zapytała nie kryjąc
zaskoczenia ich widokiem w progu swojego średniej wielkości pokoju.
-To ty nam na to pytanie odpowiedź. – zdeterminowany
ton głosu Mario odbił się w jej głowie echem. Zdawała sobie sprawę, że nie uda
jej się dłużej ukrywać przed nimi swoich trosk. Byli jej przyjaciółmi i ich
zainteresowanie nią było oczywiste, ona jednak nie potrafiła ot tak wyznać im
swoich problemów.
-Przyjaźnimy się. – Reus wbił w nią
wyczekujące spojrzenie, którego choć chciała uniknąć, to nie potrafiła spuścić
z nich swojego wzroku.
-Chcemy Ci pomóc. – dodała Julia
próbując opanować drżący głos. Greta zaśmiała się gorzko, wywołując zdziwienie
na ich twarzach.
-Mnie się nie da pomóc. – rzuciła, podnosząc
się z podłogi okrytej futrzanym dywanem. -Nie da. -dodała, stając naprzeciw Julii.
Jej policzki nadal zdobiły łzy, których w ciągu ostatnich dni wylała już
hektolitry.
-Co się stało? – spytał Götze zaskoczony jej
widokiem.
Greta pociągnęła nosem, a w jej
oczach zaszkliły się łzy aby po chwili krążyć po jej policzkach. Julia
przełknęła ślinę a Mario nie spuszczał wzroku z przyjaciółki. Objął Julię w
pasie, czekając na odpowiedź jaką szatynka udzieli na zadane przez niego
pytanie.
-Mama wychodzi z więzienia. – wyszeptała patrząc
wprost w Marco. Julia rzuciła Mario smutne spojrzenie. Teraz wiedziała dlaczego
Greta aż tak się w sobie zamknęła. Miała do siebie samej pretensje, że nie
zareagowała stanowczo już pierwszego dnia.
Reus zrobił kilka kroków w jej
stronę a jego spojrzenie przeszywało ją na wskroś. Bez słowa wtuliła się w jego
tors. Westchnął cicho opierając brodę na czubku jej głowy, przytulając ją do
siebie.
Mario i Julia patrzyli na nich niczym
zahipnotyzowani. Myśleli, że Greta w końcu znajdzie spokój, ułoży sobie życie zapominając
o zbędnym życiowym bagażu. Niestety, podstępny los rzucił pod jej nogi kolejną
z kłód, tym razem wielkiego kalibru, której sama niestety nie ominie.
-Pomożemy Ci przez to przejść. – powiedziała Julia
ocierając łzę, która spłynęła po jej policzku. Greta spojrzała na nią niepewnym
wzrokiem, który na krótko przeniosła na Mario, który uśmiechnął się do niej
lekko.
-Nigdy o tym nie zapominaj. – dorzucił Mario,
chwytając lekko jej dłoń. Uśmiechnęła się niepewnie ale z nadzieją, że ich
słowa mogą mieć sens, odzwierciedlenie w rzeczywistości.
-Nigdy. – dodał Marco całując ją w czoło.
Teraz wiedział, że zależy mu na
niej i zrobi wszystko, żeby była szczęśliwa nawet jeśli w jej szczęściu nie
byłoby dla niego miejsca.
~ ~ ~
Udało się!
Mogę odetchnąć z ulgą, bo udało mi się wstawić ten rozdział, oczywiście jak zwykle to u mnie bywa, z dość wyraźną obsuwą. ;)
Mam nadzieję, że choć trochę nadrobiłam długością?
Do końca opowiadania już na prawdę bliżej niż dalej (ok.7 rozdziałów) i obiecuję, że wszystkie wątki tu poruszone zostaną dokończone.
Wczoraj był 8 marca, więc życzenia cisną mi się same na usta.
Chciałabym życzyć wszystkim czytelniczką, przede wszystkim akceptacji dla samych siebie. Najważniejsze jest to, żebyście same siebie kochały, nie wstydziły się swoich zalet, jak i wad. Bądźcie same dla siebie najlepszym przyjacielem, nie bójcie się kochać samych siebie!
Pamiętajcie, że jesteśmy sobą w stu procentach i nic, ani nikt tego nie zmieni.
Czekam na wasze opinie co do tego rozdziału i przepraszam za wszelkie błędy, które się tutaj wkradły.
Pozdrawiam gorąco i czekam na komentarze.
Asia i Łukasz powoli uczą się bycia ze sobą. Nareszcie czując się po prostu szczęśliwymi. W końcu mają to o czym od dawna marzyli. Drugą osobę obok i poczucie bezpieczeństwa. Ich uczucie jest dojrzałe i na pewno zrobią wszystko, aby przetrwało.
OdpowiedzUsuńNic dziwnego, że Greta znajduje się w tak złym stanie. Wiadomość o wyjściu jej mamy na wolność. Na pewno jest dla niej trudna do zaakceptowania. Na szczęście ma przyjaciół, na których zawsze może liczyć. Jestem pewna, że z nimi sobie poradzi i wszystko się jakoś ułoży. 😊
Dziękuję kochana za komentarz.
UsuńPozdrawiam. :-)