Spojrzenie dziewiętnaste.

Kwiecień 2018 r.

~*~

Zobacz obraz źródłowy

Dortmund. Niemcy


Marco odłożył laptop słysząc dźwięk dzwonka do drzwi. Westchnął wstając z szarej sofy. Wsunął na bose stopy czarne tenisówki i skierował się do średniej wielkości przedpokoju. Przekręcił klucz w zamku, nacisnął na mosiężną klamkę i ze zdziwieniem dostrzegł na czarnej wycieraczce Matsa Hummelsa z butelką czerwonego wina. Zdziwił się tym faktem, gdyż od dłuższego czasu ich kontakt był wręcz ograniczony do minimum.
   -Hej, mogę? - uśmiechnął się niepewnie, unosząc lekko brwi.
Reus się zawahał, ale po dłuższej chwili otworzył przed nim szerzej drzwi, wpuszczając piłkarza Bayernu Monachium do środka. Obrońca niemieckiego klubu bez słowa zdjął cienką, wiosenną kurtkę odwieszając ją na metalowy wieszak znajdujący się na beżowej ścianie i chwilę później wraz z Reusem znalazł się w salonie dużego mieszkania, które napastnik Borussi Dortmund dzielił z Mario Götze. Marco zgarnął cienki, granatowy koc z szarej sofy składając go na trzy części i przewiesił go na niskim, okrągłym fotelu. Hummels natomiast stał kilka metrów od niego, uważnie go obserwując. Choć całą drogę z Monachium zastanawiał się jak powinien zacząć tę rozmowę, jakich użyć słów, teraz w dalszym ciągu nie wiedział od czego powinien rozpocząć tą trudną rozmowę mogącą mieć znaczący wpływ na jego dalsze życie. Na życie jego, Marco i Stephanie, które nagle się zmieniło w zupełnie nieoczekiwanym momencie i nieoczekiwany dla nich wszystkich sposób. Wiedział jednak, że miłość trafia do człowieka niespodziewanie i nawet nie próbował się z tym nie zgadzać. 
   -Chciałem pogadać...- zaczął dość niepewnie.
   -Mam piwo, napijesz się? - zapytał Reus sprawdzając wyświetlacz swojego smartphone'a.
   -Nie dzięki, jutro rano mam trening, więc muszę dzisiaj wrócić do Monachium. - odpowiedział wzruszając ramionami. Reus jedynie pokiwał mu twierdząco głową.
    -To może kawa, herbata albo sok?
Hummels spojrzał na niego niepewnie.
    -Może być sok. - odpowiedział, posyłając mu lekki uśmiech. Marco kiwnął głową i zniknął w niewielkiej, urządzonej w nowoczesny stylu kuchni aby wrócić do salonu z dwiema niskimi szklankami świeżo wyciśniętego soku z pomarańczy. Postawił je na blacie niskiego, drewnianego stolika znajdującego się w centrum przestronnego salonu. Przysiadł na szarej sofie, zachęcając do tego samego Hummelsa, który dość niepewnie poszedł jego śladem.
   -Co tu robisz? - zapytał patrząc uważnym spojrzeniem na Hummelsa siedzącego kilka metrów od niego. Dostrzegł jak ten lekko przeciera dłonie i niespokojnie oddycha. Z wieloletniej przyjaźni wiedział, że to objaw jego zdenerwowania.
   -Chciałem pogadać. - powiedział cicho, unikając wzroku Reusa. -Albo chociaż spróbować. - dodał chwilę później wbijając w niego swoje niepewne spojrzenie.
   -O czym? - spytał upijając łyk z kryształowej szklanki z pomarańczowym napojem.
   -O tobie, mnie i Stephanie. - powiedział na jednym tchu obawiając się odpowiedzi jaką może usłyszeć.
   -A konkretnie? - zmarszczył brwi spoglądając na niego podejrzliwym spojrzeniem.
   -Stephanie cierpi... - westchnął wbijając w niego smutne spojrzenie. Kochał Stephanie i każda łza zdobiąca jej policzek bardzo go raniła a sam fakt, że zniszczył miłość jej i Marco wywoływał u niego bardzo donośne wyrzuty sumienia. Miał jednak nadzieję, że uda mu się w końcu zaznać spokoju a wszystko co zniszczył odnowiło by się. -...byliśmy przyjaciółmi odkąd pamiętam. - dodał nieco ciszej, równie niepewnie co wcześniej.
    -Czego oczekujesz? - zapytał wbijając w Mats'a wymowne spojrzenie.
    -Nie cofnę czasu ani tego co się stało, ale możemy spróbować na nowo. - westchnął, uważnie obserwując Reusa. Nie ukrywał, że zależy mu na przyjaźni Reusa jak nigdy wcześniej na niczym.
    -Jak to sobie wyobrażasz?
Reus wbił w niego wymowne spojrzenie. Spojrzenie przepełnione wyrzutem, niepewnością, smutkiem. Choć zgadzał się z Hummelsem był na tyle dumny, że przyznanie się do tego było dla niego zbyt trudne.
     -Żeby wszystko było po staremu... - dodał wręcz szeptem. Marco wyprostował się gwałtownie słysząc jego wyznanie.
Gdy chciał skomentować jego słowa, drzwi mieszkania cicho skrzypnęły a w salonie pojawiła się Greta z lekkim uśmiechem na twarzy, który zniknął gdy dostrzegła ich niepewne, przygaszone miny.
      -Przyniosłam Ci obiad, ale chyba...
      -Zostań, chcę mieć świadka. - Hummels podniósł się gwałtownie z sofy, wbijając w nią swoje spojrzenie.
      -Świadka? - zapytała niepewnym głosem, marszcząc swoje brwi. Jej spojrzenie zatrzymało się na cały czas skonsternowanym Reusie.
      -Że tu byłem i próbowałem naprawić stare błędy. Najwyraźniej się pomyliłem myśląc, że mam szansę. - odpowiedział uśmiechając się do niej smutno. Cmoknął ją w policzek i bez słowa opuścił salon. Langer odprowadziła go wzrokiem, który chwilę później wylądował na Reusie.
      -No co!? - spytał podniesionym głosem, pod wpływem jej przenikliwego wzroku.
      -Chcesz bezpowrotnie stracić część swojego życia? Chcesz stracić ludzi, którzy znają Cię na wylot? I to w imię czego? W imię ego i wielkiej dumy? Zastanów się czy to w ogóle ma sens.
Jej słowa uderzyły dobitnie w jego czuły punkt. Marco Reus to facet, który dla przyjaźni jest w stanie zrobić wiele, na ogół bez zbędnego wahania. Greta Langer była jak dotąd jedyną osobą, która potrafiła nauczyć się go w całości. Była jedyną, która miała w sobie tak wiele odwagi aby powiedzieć drugiemu człowiekowi co sądzi o jego zachowaniu, bez względu na jakiekolwiek konsekwencje. Była jedyną, której słowa stawały się dla niego pozytywną motywacją.
Poderwał się z sofy w mgnieniu oka, niczym sprinter wyskakujący z bloku startowego po usłyszeniu dźwięku wystrzału z pistoletu. Wybiegł z mieszkania pokonując betonowe schody prowadzące na parter bloku, z którego odległość do parkingu była niezmiernie niewielka. Miał szczęście, że Hummels rozmawiał przez telefon i nie zdążył jeszcze wsiąść do swojego samochodu.
     -Oddzwonię za chwilę. - powiedział do osoby będącej po drugiej stronie słuchawki a zdziwienie zagościło na jego twarzy, gdy zdyszany Reus stanął na przeciwko niego. Oparł dłoń o czarny bok  sportowego mercedesa Matsa głęboko oddychając.
     -Kochacie się i to rozumiem. - stwierdził. -Tęsknie za wami. - dodał, uśmiechając się lekko. Hummels odetchnął głęboko. Takie słowa z ust Reusa chciał usłyszeć i miał nadzieję, że przyjaźń jaka ich łączyła przetrwa trudną bitwę.
      -My za Tobą też. - odpowiedział uśmiechając się szeroko w jego kierunku. Marco poszedł jego śladem. Greta miała rację. Jego urażona duma nie pozwalała mu przyznać się do tego, że bez kontaktów z Hummelsem i Meyer nie jest zbyt szczęśliwy, że tęskni za wspólnymi wypadami na krótkie urlopy, do kina, na piwo. I że bardzo zależy mu na tej przyjaźni. -Może wpadniesz do nas w niedzielę na obiad? - zaproponował. -Weź ze sobą Gretę. - dodał, otwierając drzwi swojego samochodu. Reus zmarszczył brwi słysząc jego dodatkowy komentarz.
      -Przyjadę ... to znaczy przyjedziemy. - uśmiechnął się lekko i po krótkiej chwili usłyszał dźwięk zamykanych drzwi jego samochodu. Poczekał aż Hummels odjedzie z parkingu i wrócił do mieszkania, w którym Greta piła zrobioną przez siebie czarną herbatę, przeglądając swoją skrzynkę mailową w szarym smartphonie. Podniosła wzrok, gdy zamknął drewniane drzwi mieszkania. Uśmiechnęła się do niego lekko, ciekawa jak zakończyła się ich rozmowa.
       -I? - spytała, rzucając mu wymowne spojrzenie.
Reus westchnął siadając obok niej na szarej sofie w centrum salonu swojego mieszkania.
      -Chyba dobrze. - powiedział cicho, wzruszając ramionami.
      -Chyba? - zapytała zaskoczona, marszcząc brwi.
      -Zaprosił mnie w niedziele na obiad do Monachium. - odpowiedział a na jej twarzy pojawił się uśmiech. -Ciebie też. - dodał, uważnie obserwując jej reakcję.
      -Mnie? - nie kryła zdziwienia jego słowami.
      -Ciebie. - potwierdził z szerokim uśmiechem na twarzy. -Oczywiście ich nie zawiedziesz. - rzucił unosząc wyzywająco brwi. Dobrze wiedział co tym osiągnie.
      -Wiesz co? - zapytała z wyrzutem w głosie. Reus zmarszczył brwi uważnie się jej przyglądając. -Chcesz zagrać na moim dobrym sercu? - dodała.
       -Ja? - spytał zaśmiewając się cicho.
       -Tak i wiesz co? Obrażam się i nawet po sobie nie sprzątnę. - powiedziała podnosząc się z sofy. Reus przewrócił oczami, chwytając ją za nadgarstek.
       -Uprzejmym byłoby jednak to umyć. - rzucił z uśmiechem wbijając spojrzenie w kolorowy, porcelanowy kubek stojący na drewnianym stoliku. Langer westchnęła słysząc jego komentarz.
        -A ty zmywasz, gdy jadasz u nas obiady? - zapytała z wyrzutem.
        -Na prawdę się obrazisz? - rzucił jej słodki uśmiech. -Na swojego ulubionego przyjaciela?
        -Mario wrócił od rodziców? - spytała zaskoczona rozglądając się po salonie. Reus zmarszczył brwi i szybkim ruchem przyciągnął ją do siebie tak, że ta wylądowała na jego klatce piersiowej.
         -To było podłe. - stwierdził. Greta uderzyła go lekko w zakrytą szarą bluzą wyrzeźbioną klatkę piersiową. -A to bolało. - dodał, dając piłkarce pstryczka w nos. Zaśmiała się posyłając mu urocze uśmiech, który mógłby oglądać godzinami.
        -Chyba nie będziesz się na mnie gniewał? - spytała przejeżdżając palcami po jego policzku.
        -No nie wiem... - zamyślił się.
        -Ja się nie obraziłam... - wyszeptała, pochylając się nad jego uchem. -Przyjaźnimy się. - dodała cicho, niepewnie muskając wargami jego policzek. Zaskoczyła go, choć musiał przyznać, że bardzo mu się to spodobało. Przymknął powieki, gdy poczuł jej oddech na swojej szyi.
        -Nie przeszkadzam?
Greta zeskoczyła z sofy w mgnieniu oka, słysząc roześmiany głos Götze. Reus westchnął przeklinając przyjaciela w duchu, choć nie wiedział co mogłoby się stać gdyby Mario nie pojawił się w mieszkaniu. Na domiar złego razem z nim w progu salonu stanęła Julia, co sprawiło, że Greta zalała się rumieńcem. 
        -Co się dzieję? - zapytała Wagner, zdziwiona minami Marco i Grety, jak i dziwnym uśmiechem na twarzy swojego partnera.
         -Ja muszę już iść. - rzuciła szybko, na jednym tchu Langer i w jednej chwili zniknęła z salonu. Wagner omiotła mężczyzn spojrzeniem i wybiegła za przyjaciółką, pozostawiając Marco i Mario samych.
         -Było coś? - spytał, bez owijania w zbędną otoczkę słowną. Reus wzruszył ramionami opierając łokcie na udach i podpierając na dłoniach brodę.
         -Poza tym co widziałeś to do niczego więcej nie doszło... - westchnął. Mario uniósł brwi, przysiadając obok niego na zagłówku sofy. Od rozstania ze Stephanie nie widział Reusa tak przybitego. Najwyraźniej Greta Langer nie była mu obojętna. -I nie wiem czy chciałem, żeby doszło. - dodał ciszej.
          -Dlaczego?
          -Boję się, że ją stracę tak jak Stephanie. - dorzucił, wbijając w Götze smutne spojrzenie. Mario pierwszy raz słyszał z jego ust takie słowa. Słowa, które jedynie utwierdziły go w przekonaniu, że miał rację a Greta Marco obojętna nie jest. 
          -Na boisku walczysz do samego końca, warto zrobić to samo w życiu i uczuciach. - stwierdził, kręcąc lekko głową. On jakiś czas temu zaryzykował i okazało się, że było warto a przyszłość rysuje się w pięknych barwach.
         -A jeśli... - nie dokończył, bo Mario głośno westchnął.
         -Gdybyś jej się nie podobał to nigdy nie dopuściłaby do takiej sytuacji. - powiedział rzucając mu wymowne spojrzenie.

***

Zobacz obraz źródłowy


   Roman westchnął zamykając drzwi niewielkiego, błękitnego pokoju. Od wyjazdu jego siostry minęły niespełna dwa tygodnie a on zadziwiająco dobrze radził sobie z godzeniem bycia bramkarzem na wysokim poziomie z etatowym ojcem i matką Tobiasa. Był z siebie dumny i z uśmiechem na ustach kładł się każdego dnia w dużym łóżku w swojej równie dużej sypialni. Podołał wyzwaniu jakie postawiło na jego drodze życie i czuł do samego siebie respekt. Nigdy wcześniej nie posądzał siebie o to, że da radę, że nie stchórzy. 
Uśmiech pojawił się na jego twarzy, gdy stając w przestronnej kuchni swojego mieszkania jego wzrok zatrzymał się na krzątającej się po niej blondynce. Wysoka, szczupła, długowłosa kobieta ubrana w szare spodnie dresowe, czarny podkoszulek i zawiązaną w połowie płaskiego brzucha kraciastą koszulę z długim rękawem. 
Znali się od ponad dziesięciu lat, gdy Koch wraz z rodziną przeprowadziła się do Münsingen. Już następnego dnia zaprzyjaźnił się z jej braćmi. Fabian był od niego starszy trzy lata a Karl był jego rówieśnikiem i trafili do jednej klasy w liceum sportowym. Ich siostra nieco później istotnie wpisała się do jego życia i jak dotąd jest jego znaczącym elementem. Nigdy nie sądził, że wieloletnia przyjaźń może przetrwać, każde nawet największe zawirowanie, każdy kryzys, każdą kłótnię. Ich przetrwała wszystko i najwyraźniej miało się to nigdy nie zmienić. Tak samo było z jej braćmi, z którymi nadal łączyło go praktycznie wszystko. 
       -Pomóc Ci w czymś? - spytał stając tuż za nią. Podskoczyła w miejscu słysząc nad swoim uchem jego głos. Zaśmiał się widząc jej reakcje, co bramkarka skomentowała jedynie popukaniem się w czoło. 
      -Postaw miskę na stole. - powiedziała, podając mu szklaną misę wypełnioną świeżo pokrojonymi warzywami oblanymi koperkowym sosem. Zaśmiał się cicho odbierając od niej naczynie. 
      -Napijesz się wina? - spytał spoglądając na butelkę wina stojącą na blacie kuchennego stołu. Blondynka zmarszczyła brwi, po czym pokiwała mu lekko głową co wywołało lekki uśmiech na jego twarzy. 
Smażonego kurczaka w towarzystwie batatów i warzywnej sałatki konsumowali w ciszy, wymieniając się co jakiś czas lekkimi uśmiechami. Lea była dumna ze swojego przyjaciela, czego nie dało się nie zauważyć. Wpadała do niego tak często, jak tylko potrafiła. W każdej wolnej chwili zaglądała do niego i sprawdzała jak sobie radzi i z każdym kolejnym dniem utwierdzała się jedynie w przekonaniu, że jest silnym i niezwykłym facetem. Zupełnie innym niż Ci, których życie stawiało na jej drodze. 
      -Wiesz, że jak skończysz karierę możesz zostać kucharką. - rzucił. Wywróciła oczami, wzdychając.
      -A ty co będziesz robił jak skończysz z piłką? - zapytała, gdy siedzieli przed kominkiem z kieliszkami czerwonego wina. Wzruszył ramionami upijając łyk kilkunastoprocentowego trunku. 
      -Na razie o tym nie myślę. - stwierdził wpatrując się w tańczące w kominku płomienie ognia. -Chociaż wiem, że niedługo będę musiał. - dodał ciszej, rzucając jej smutne spojrzenie. 
Czas płynął i każdy sportowiec bardzo dobrze o tym wiedział. On również. Nigdy jednak głębiej się nad tym nie zastanawiał, nigdy nawet nie pomyślał o przyszłości, w której jego ukochanych rękawic już nie będzie. Lea spojrzała na niego smutnym spojrzeniem. Wiedziała co czuł, jak wiele myśli przebiegało przez jego głowę. Rozumiała go jak nikt inny. 
      -A rodzina? - zapytała niepewnie. Uśmiechnął się do niej lekko, bawiąc się czerwonym płynem odbijającym się od ścianek kieliszka. 
      -Nie mam szczęścia. - odpowiedział. Koch zaśmiała się cicho.
      -To tak jak ja. 
Zlustrował jej twarz swoim spojrzeniem, pod którego wpływem zrobiło jej się wyjątkowo ciepło. Jak jeszcze nigdy wcześniej. Gdy jego dłoń przejechała po jej policzku lekki uśmiech pojawił się na jej twarzy a gdy niesforny kosmyk jej blond włosów założył za jej ucho oddech wyraźnie przyspieszył. Roman dostrzegł, każdy ten gest. Nie wiedział czy to sytuacja czy alkohol, ale jakieś pokłady odwagi się w nim obudziły i nagle nie obawiał się tego, w jaki sposób wszystko dalej się potoczy. 
Musnął jej wargi sprawiając, że przymknęła powieki czym dała mu pozwolenie na pogłębienie pocałunku, w którym wyraził wszystkie uczucia, które od lat mógł dedykować właśnie Lei Koch. Oplotła jego szyje swoimi dłońmi, odpowiadając na każdy pocałunek. Wplotła dłonie w jego ciemne włosy, gdy poczuła drewnianą podłogę pod swoim kręgosłupem a jego usta zeszły na jej żuchwę sprawiając, że westchnęła cicho wywołując uśmiech na jego twarzy. 
        -Wygodniej byłoby... - urwał widząc jak blondynka podpiera się na łokciach. 
        -Jest dobrze. - posłała mu lekki uśmiech i tym razem to ona złączyła ich usta w namiętnym pocałunku.


***

Zobacz obraz źródłowy


        -Czego ode mnie oczekujesz? - Joanna spojrzała na siedzącą na przeciw niej Miriam Schmitt niepewnym wzrokiem. Hiszpanka posłała jej lekki uśmiech, kładąc obie dłonie na drewnianym blacie stolika stojącego w ciemnym kącie kawiarni. Obu kobietom zależało na ustronności i prywatności a to miejsce nadawało się do tego wręcz idealnie. 
        -Zeznawaj na rozprawie rozwodowej. - poprosiła. Fabiańska uniosła brwi, uważnie ją obserwując. 
        -Nie wiem ...
        -Zniszczył życie nam obu. - przypomniała z niepewną miną goszczącą na jej twarzy.
        -Chciałam o tym zapomnieć. - szepnęła Fabiańska, wbijając swoje spojrzenie w drewniany blat stołu. -Zacząć od nowa. - dodała jeszcze ciszej, jakby bardziej do siebie. 
        -Przecież to tylko kilka zdań a sprawią, że będę wolna. - smutek wkradł się na jej twarz. 
Choć na samym początku myślała, że zemsta będzie najlepszym wyjściem z sytuacji, w której się znalazła, po dłuższym namyśle, rozmowach z przyjaciółmi i ojcem doszła do wniosku, że rozwód w zupełności jej wystarczy. Chciała po prostu zamknąć rozdział życia zwany "małżeństwem" i spróbować napisać nowy, szczęśliwy niż ten poprzedni. 
Joanna nie była pewna czy powinna zgadzać się na propozycje żony Jensa. Wiedziała jednak co ta kobieta czuła i nawet jeśli była niepewna wiedziała, że musi jej pomóc. 
          -Dobrze. - westchnęła, uśmiechając się niepewnie. Miała wiele obaw, ale zdawała sobie sprawę z tego, że nie może jej odmówić. 
          -Dziękuję Ci. - odpowiedziała uśmiechając się lekko. Ścisnęła lekko jej dłoń dodając tym samym jej, ale i sobie potrzebnej otuchy. 

Łukasz oderwał się od pełnej wciągającej akcji książki, gdy w oknie salonu mignęły ledowe światła reflektorów samochodu Joanny. Odłożył opasły tom na blat niskiego, drewnianego stolika i podniósł się z kanapy w momencie, w którym drzwi do domu się otworzyły. 
Joanna odwiesiła wiosenną kurtkę do szafy i z dość niewyraźną miną weszła wgłąb domu, co Piszczek od razu wychwycił. Jego spojrzenie nie dało jej zbyt dużo czasu na poukładanie w swojej głowie wszystkich myśli. Cieszyła się jednak, że może na niego liczyć, że jako jeden z niewielu był przy niej w najtrudniejszych dla niej momentach. 
         -No i? - zapytał, gdy stanęła na przeciwko niego. Westchnęła cicho spuszczając głowę. Wszystko to, co działa się w jej życiu było dla niej zbyt skomplikowane, nieprzewidywalne, za szybkie. I choć próbowała być silna, nie zawsze jej to wychodziło. 
         -Miriam chcę, żebym była jej świadkiem na rozprawie rozwodowej. - oznajmiła patrząc na niego niepewnym spojrzeniem. Zrobiło mu się jej żal.
        -Dasz radę jesteś dzielna. - uśmiechnął się lekko. -Ja będę obok. - dodał, widząc jej niepewne spojrzenie.
       -Obiecujesz? - zapytała patrząc na niego zdeterminowanym wzrokiem.
       -Obiecuje. - odpowiedział przytulając ją do siebie. Cmoknął ją w czubek głowy, cicho wzdychając. Z każdym kolejnym dniem utwierdzał się w przekonaniu, że musi ją chronić przed wszystkim i wszystkimi. Zależało mu na niej, nawet bardziej niż dotąd myślał. 


••
Zobacz obraz źródłowy

Witajcie!!!

Długo mnie nie było, ale nawał obowiązków niestety nie pozwolił mi na pojawienie się z nowym rozdziałem. Osobiście jestem z niego zadowolona, jednak to wam pozostawię opinię. 
Jestem ciekawa waszych komentarzy i tego, czy spodziewaliście się takiego obrotu spraw. 

Pozdrawiam gorąco i spróbuję z 20stką pojawić się w drugim tygodniu ferii na Mazowszu. 
Buziaczki :)

Ps. Przepraszam za błędy.



Komentarze

  1. Dobrze, że Marco posłuchał Grety i postanowił zatrzymać Matsa. Oczywiście rozumiem, że cała ta sytuacja nie jest dla niego łatwa, ale czas zamknąć za sobą przeszłość i pójść naprzód. Stephanie i tak już do niego nie wróci, a skoro Marco tęskni za ich przyjaźnią. To warto spróbować. Być może uda się to jeszcze odbudować.
    No i Mario dobrze mówi. Jego przyjaciel nie może uciekać od swoich uczuć do Grety, tylko dlatego że boi się, że sytuacja ze Stephanie się powtórzy. Kto nie ryzykuje ten nie ma, a Marco może bardzo wiele zyskać.
    Strasznie się cieszę, że w relacji Romana i Lei coś drgnęło. W końcu przestali udawać i dopuścili prawdziwe uczucia do głosu. Mam nadzieję, że teraz będzie już tylko lepiej, bo obydwoje zasługują na szczęście.
    Nie spodziewałam się, że Miriam poprosi Joannę o zeznania na sprawie rozwodowej. Uważam jednak, że to dobre wyjście. Obydwie powinny raz na zawsze zamknąć za sobą rozdział związany z Jensem. Dość krzywd już im wyrządził.
    Choć Asi na pewno nie będzie łatwo opowiedzieć o wszystkich kłamstwach mężczyzny. Ważne jednak, że może liczyć na pełne wsparcie Łukasza.
    Czekam z dużą ciekawością na następny rozdział.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Następny rozdział postaram się dodać jak najszybciej. Mam nadzieję, że mi się to uda.
      Dziękuję Ci za komentarz kochana, na prawdę nie wiesz jak dużo to dla mnie znaczy.
      Pozdrawiam Cię gorąco. :)

      Usuń
  2. Fajnie by było gdyby wrócili Daga i Robert. Nie ukrywam, że w dużej mierze to właśnie dla tych bohaterów zaczęłam czytać to opowiadanie. Swoją drogą chyba nie tylko ja tutaj oglądam omsnm ;D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Daga i Robert wrócą i zagoszczą na nieco dłużej, mogę to obiecać :)

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty