Spojrzenie szesnaste.
Luty / Marzec 2018 r.
~*~
Dortmund. Niemcy.
-Jak się czujesz? - Asia uśmiechnęła się lekko słysząc pytanie Rose Braun ubranej w biały kitel sięgający jej kolan. Pediatra przysiadła na stojącym tuż obok łóżka blondynki krześle posyłając jej szeroki i ciepły uśmiech.
-Już więcej nie powiem moim pacjentkom, że poród da się wytrzymać. - powiedziała sprawiając, że szatynka zaśmiała się cicho. Cieszyła się, że przyjaciółka pomimo długiego i wyjątkowo bolesnego porodu nie zapominała o uśmiechu i poczuciu humoru.
To było najważniejsze a reszta była do zaakceptowania.
-Tłumy już pogoniłaś? - Braun poruszyła sugestywnie brwiami co Fabiańska skomentowała jedynie przeciągłym westchnięciem.
Od czterech dni drzwi jej sali się nie zamykały a ciągłe odwiedziny rodziny i znajomych dodatkowo ją męczyły, jednak bardzo cieszyły czemu nie mogła i nie chciała zaprzeczyć.
-Długo będziesz trzymała Filipa w inkubatorze? - zapytała, wbijając w lekarkę pytające spojrzenie. Rose uniosła brwi. Syn Joanny choć był bardzo dzielny i jego organizm dawał sobie radę, to jednak fakt, że urodził się ponad miesiąc przed wyznaczonym terminem nie pozwalał jej na inne wyjście niż inkubator.
-Z półtora miesiąca najkrócej. - odpowiedziała sprawiając, że twarz Joanny wyraźnie posmutniała. Zdawała sobie sprawę z tego, że poprzez inkubator, w którym chłopiec się znajduje więź między nimi może nie być tak mocna jak jest między każdą matką a jej nowonarodzonym dzieckiem. -Ej, nie martw się, Łukasz nie odstępuje go na krok... no do póki go dziewczyny nie wyrzucą siłą. - zaśmiała się próbując sprawić aby uśmiech kolejny raz pojawił się na twarzy Asi.
-Wiem Fabio mi mówił. - westchnęła.
Fakt, że Piszczek zaniedbuje swojego syna i treningi dla małego Filipa wywoływał w niej dodatkowe wyrzuty sumienia, których zagłuszyć nie potrafiła. Choć musiała przyznać, że jest mu niezmiernie wdzięczna, że czuwa nad chłopcem w momencie, w którym ona nie może tego zrobić.
Rose chciała jeszcze coś dodać, gdy dostrzegła za szklanymi drzwiami lekko uśmiechniętego blondyna, o którym chwilę wcześniej rozmawiały. Podniosła się z krzesła, lekko poklepując Joannę po ramieniu.
-Wpadnę później. - rzuciła, puszczając w jej kierunku oczko i w progu sali mijając się z Piszczkiem.
-Hej.- uśmiechnął się lekko zajmując miejsce Rose. -Byłem wcześniej ale spałaś, więc poszedłem do małego. - dodał stawiając na kwadratowym stoliku wodę mineralną i kilka bananów, które kupił w przyszpitalnym sklepiku.
-A gdzie Maciek? - spytała uśmiechając się lekko.
-Mario i Julia wzięli go do państwa Götze. - odpowiedział. -Jak się czujesz bohaterko? - swoim pytaniem, wywołał szerszy uśmiech na jej twarzy.
-Zastanowie się następnym razem milion razy. - zaśmiał się głośno słysząc jej słowa. -A jak Filip?
-Cudowny. - rzucił.
Mówił szczerze. Filip urzekł go od samego początku. Taki malutki, drobniutki na jego rękach był zaledwie kilka chwil zanim trafił do inkubatora, w którym spędzić miał ponad miesiąc. W jednej chwili, leżąc na łóżku w swojej sypialni przez jego głowę przeszła myśl, że wolałby aby chłopiec był jego synem. Szybko jednak wyrzucił ją ze swojej głowy. Nie mógł tak myśleć. Fabiańska była siostrą jego przyjaciela, przyjaciółką jego zmarłej partnerki i jego samego.
-To moja wina, że on urodził się tak wcześnie. - powiedziała cicho. Piszczek nie mógł widzieć jej szklących się oczu gdyż odwróciła głowę w zupełnie innym kierunku. Zmarszczył brwi słysząc jej słowa. Nie sądził, że blondynka będzie obwiniała się o zbyt wczesny poród oboje wiedzieli bowiem, że nie była to jedyna przyczyna.
-Co ty mówisz? - spytał, delikatnie dotykając jej dłoni swobodnie leżącej na białej pościeli.
-Taka jest prawda, Łukasz. - powiedziała cicho patrząc na niego smutnym wzrokiem.
-Nie, nie jest. - rzucił szybko. -Ciąża od początku była niepewna. - dodał, patrząc prosto w jej pełne łez oczy. Tak cholernie bolał go ten widok. Nie potrafił być obojętny względem niej. Była częścią jego życia co zaczęło do niego docierać w takim momencie jak ten.
-Dziękuję. - szepnęła przejeżdżając dłonią po jego policzku. Uśmiechnął się lekko. Zależało mu na jej szczęściu a jakaś nieokreślona siła sprawiała, że chciał ją chronić przed wszystkimi niesprawiedliwościami tego świata.
-Już więcej nie powiem moim pacjentkom, że poród da się wytrzymać. - powiedziała sprawiając, że szatynka zaśmiała się cicho. Cieszyła się, że przyjaciółka pomimo długiego i wyjątkowo bolesnego porodu nie zapominała o uśmiechu i poczuciu humoru.
To było najważniejsze a reszta była do zaakceptowania.
-Tłumy już pogoniłaś? - Braun poruszyła sugestywnie brwiami co Fabiańska skomentowała jedynie przeciągłym westchnięciem.
Od czterech dni drzwi jej sali się nie zamykały a ciągłe odwiedziny rodziny i znajomych dodatkowo ją męczyły, jednak bardzo cieszyły czemu nie mogła i nie chciała zaprzeczyć.
-Długo będziesz trzymała Filipa w inkubatorze? - zapytała, wbijając w lekarkę pytające spojrzenie. Rose uniosła brwi. Syn Joanny choć był bardzo dzielny i jego organizm dawał sobie radę, to jednak fakt, że urodził się ponad miesiąc przed wyznaczonym terminem nie pozwalał jej na inne wyjście niż inkubator.
-Z półtora miesiąca najkrócej. - odpowiedziała sprawiając, że twarz Joanny wyraźnie posmutniała. Zdawała sobie sprawę z tego, że poprzez inkubator, w którym chłopiec się znajduje więź między nimi może nie być tak mocna jak jest między każdą matką a jej nowonarodzonym dzieckiem. -Ej, nie martw się, Łukasz nie odstępuje go na krok... no do póki go dziewczyny nie wyrzucą siłą. - zaśmiała się próbując sprawić aby uśmiech kolejny raz pojawił się na twarzy Asi.
-Wiem Fabio mi mówił. - westchnęła.
Fakt, że Piszczek zaniedbuje swojego syna i treningi dla małego Filipa wywoływał w niej dodatkowe wyrzuty sumienia, których zagłuszyć nie potrafiła. Choć musiała przyznać, że jest mu niezmiernie wdzięczna, że czuwa nad chłopcem w momencie, w którym ona nie może tego zrobić.
Rose chciała jeszcze coś dodać, gdy dostrzegła za szklanymi drzwiami lekko uśmiechniętego blondyna, o którym chwilę wcześniej rozmawiały. Podniosła się z krzesła, lekko poklepując Joannę po ramieniu.
-Wpadnę później. - rzuciła, puszczając w jej kierunku oczko i w progu sali mijając się z Piszczkiem.
-Hej.- uśmiechnął się lekko zajmując miejsce Rose. -Byłem wcześniej ale spałaś, więc poszedłem do małego. - dodał stawiając na kwadratowym stoliku wodę mineralną i kilka bananów, które kupił w przyszpitalnym sklepiku.
-A gdzie Maciek? - spytała uśmiechając się lekko.
-Mario i Julia wzięli go do państwa Götze. - odpowiedział. -Jak się czujesz bohaterko? - swoim pytaniem, wywołał szerszy uśmiech na jej twarzy.
-Zastanowie się następnym razem milion razy. - zaśmiał się głośno słysząc jej słowa. -A jak Filip?
-Cudowny. - rzucił.
Mówił szczerze. Filip urzekł go od samego początku. Taki malutki, drobniutki na jego rękach był zaledwie kilka chwil zanim trafił do inkubatora, w którym spędzić miał ponad miesiąc. W jednej chwili, leżąc na łóżku w swojej sypialni przez jego głowę przeszła myśl, że wolałby aby chłopiec był jego synem. Szybko jednak wyrzucił ją ze swojej głowy. Nie mógł tak myśleć. Fabiańska była siostrą jego przyjaciela, przyjaciółką jego zmarłej partnerki i jego samego.
-To moja wina, że on urodził się tak wcześnie. - powiedziała cicho. Piszczek nie mógł widzieć jej szklących się oczu gdyż odwróciła głowę w zupełnie innym kierunku. Zmarszczył brwi słysząc jej słowa. Nie sądził, że blondynka będzie obwiniała się o zbyt wczesny poród oboje wiedzieli bowiem, że nie była to jedyna przyczyna.
-Co ty mówisz? - spytał, delikatnie dotykając jej dłoni swobodnie leżącej na białej pościeli.
-Taka jest prawda, Łukasz. - powiedziała cicho patrząc na niego smutnym wzrokiem.
-Nie, nie jest. - rzucił szybko. -Ciąża od początku była niepewna. - dodał, patrząc prosto w jej pełne łez oczy. Tak cholernie bolał go ten widok. Nie potrafił być obojętny względem niej. Była częścią jego życia co zaczęło do niego docierać w takim momencie jak ten.
-Dziękuję. - szepnęła przejeżdżając dłonią po jego policzku. Uśmiechnął się lekko. Zależało mu na jej szczęściu a jakaś nieokreślona siła sprawiała, że chciał ją chronić przed wszystkimi niesprawiedliwościami tego świata.
***
Memmingen. Niemcy.
-A jak Joanna się czuje? - Astrid Götze spojrzała na śpiącego w wózku chłopca z szerokim uśmiechem na twarzy. Syn Piszczka u wszystkich wywoływał uśmiech na twarzy.
-Dobrze. - rzucił Mario podając Julii kubek z gorącą herbatą. -To twarda dziewczyna. - dodał siadając obok niej na ciemnej sofie w salonie domu swoich rodziców.
-A wy myśleliście już o dziecku? - spytała wbijając w nich przeszywające spojrzenie. Mario nie krył zaskoczenia pytaniem usłyszanym od mamy. Julia natomiast zachłysnęła się pitą herbatą, zwracając na siebie uwagę wszystkich, nawet Jürgen dotąd skupiony na dokumentach swojej firmy spojrzał w ich kierunku.
Julia popatrzyła na wszystkich niepewnym wzrokiem. Owszem, chciała w przyszłości wziąć ślub, urodzic dziecko jednak teraz skupiała się na piłce nożnej, która przynosiła jej wiele radości. Mario bardzo dobrze o tym wiedział i nigdy jej nie naciskał, więc sądziła, że temat dziecka został odroczony.
-Mamo, proszę Cię... - Mario westchnął patrząc na siedzącą obok niego szatynkę, zdecydowanie czującą się niezrecznie w obecnej sytuacji.
-Nie jesteście już najmłodsi. Piłka wam przeminie a później może być już za późno. - dodała, sprawiając, że Julia poczuła się wyjątkowo niepewnie.
-Przepraszam. - powiedziała cicho podnosząc się z sofy i kierując do łazienki znajdującej się na piętrze domu.
Jürgen rzucił swojej żonie pełne wyrzutu spojrzenie, odprowadzając szatynkę wzrokiem. Oboje bardzo lubili Wagner i nigdy nie chcieli jej zranić. Chcieli po prostu szczęścia swojego syna a w nim zawarte było posiadanie wnuków. Nie pochwalał jednak zachowania swojej żony, która zbyt emocjonalnie podchodziła do spraw wszystkich swoich dzieci.
-Mamo... - Mario westchnął podnosząc się z sofy. -Ona chcę mieć dzieci, ale chcę też spełnić swoje marzenia. -powiedział za nim poszedł jej śladem.
W łazience był kilka chwil później. Julia siedziała na ciemnej posadzce opierając plecy o prostokątną wannę. Mario zacisnął zęby zamykając za sobą drzwi łazienki.
Miał nadzieję, że jego mama nie zacznie tego tematu, chciał z nią nawet na ten temat porozmawiać, ale nie zdążył. Widział bardzo dobrze, że komentarz Astrid zadziałał na Julię.
Przysiadł obok niej, obejmując ją ramieniem. Spojrzała na niego smutnym wzrokiem.
-A jeśli Twoja mama ma rację? - zapytała. Götze uniósł brwi uwarznie obserwując twarz ukochanej. -Jeśli za dwa czy cztery lata będzie już za późno?
-Kotek, nie będzie za późno. Mamy po 26 lat a rodzinę możemy założyć zawsze. -odpowiedział uśmiechając się do niej lekko. -Najważniejsze, że się kochamy. - dodał, całując czubek jej głowy. Szatynka bez słowa wtuliła się w niego. Potrzebowała jego kilku słów otuchy. Słów, które pozwoliły by jej odgonić te myśli krzątające się po zakamarkach jej głowy.
-Dziękuję.
Mario zmarszczył brwi słysząc jej słowa.
-Za co?
-Za to, że jesteś. - odpowiedziała po chwili. Poczuła na swoich ustach jego wargi. Delikatny pocałunek po chwili przerodził się w namiętny, w którym zawarli wszystkie swoje uczucia do tego drugiego. Julia nie kryła zaskoczenia, gdy Mario przerwał pocałunek patrząc na nią dziwnym wzrokiem.
-Tak teoretycznie, gdybyśmy mieli zostać rodzicami to wolałabyś syna czy córkę? - spytał, uśmiechając się do niej szeroko.
-Córkę... - odpowiedziała niepewnie.
-I tak czysto teoretycznie, gdybyś wygrała Ligę Mistrzyń i Mistrzostwo Europy z dziewczynami to byśmy spróbowali? - poruszył sugestywnie brwiami zadając Wagner to pytanie. Szatynka jedynie pokiwała potwierdzająco głową zaskoczona jego pytaniami. -Czyli powinniśmy zacząć nasze starania tak pod koniec lipca?
-Sądzisz, że wygramy? - zapytała zdziwiona.
-Jesteście przecież najlepsze. - dodał ciszej, po czym kolejny raz zatopił się w jej wargach smakujących maliną. -Idziemy na dół? - spytał, po chwili. Julia odetchnęła głośno, podnosząc się ospale z podłogi. Mario poszedł jej śladem z uśmiechem na twarzy przytulając dziewczynę do siebie.
-Dziękuję Ci. - powiedział, opierając brodę na jej ramieniu. Uniosła brwi wbijając w jego twarz zdziwione spojrzenie. -Za drugą szansę. - dodał. Uśmiechnęła się do niego lekko, cmoknęła go w policzek mierzwiąc jego włosy.
-Mam wielkie serce. - zaśmiał się słysząc jej komentarz. -Pamiętaj o tym. - dodała, wbijając w jego nos palec wskazujący.
Ziewnęła przeciągle poprawiając wełniany sweter okrywający jej ramiona zakryte jedynie ramiączkami czarnego podkoszulka. Podniosła się z fotela, z którego widok był nieziemski i to musiała przyznać. Duże okna salonu wyglądały wprost na pastwiska i otaczające je góry. Krajobraz, który Wagner lubiła najbardziej.
-Przepraszam za to po południu.
Oderwała wzrok od okien salonu, odwracając głowę w kierunku Astrid Götze stojącej kilka metrów od niej z dwoma kieliszkami czerwonego wina.
-Nie ma sprawy. - odpowiedziała z niepewnym uśmiechem zdobiącym jej twarz.
-Wszyscy mi mówią, że nie powinnam wtrącać się w życie swoich dzieci. - powiedziała szybko. Podała szatynce kieliszek, który ta przyjęła z przyjemnością.
-Ale to dobrze, takie mamy to skarb. - Astrid rzuciła jej niepewne spojrzenie. Spodziewała się zupełnie innej odpowiedzi. -Rzadkość. - dodała nieco ciszej a smutek na jej twarzy zaintrygował Götze.
Kobieta nigdy nie ukrywała swojej sympatii do szatynki, która przez wiele lat była bardzo częstym gościem w ich domu. Gdy dowiedziała się o rozstaniu przez długi czas nie potrafiła wybaczyć synowi tego, że pozwolił Julii odejść i co gorsza, że dał jej mocne powody do tego, żeby zwątpiła w jego uczucie.
-Jest Pani na prawdę super mamą. - powiedziała wbijając w Astrid smutne spojrzenie, które tym razem przestraszyło kobietę. -Zupełnie inną niż moja. - dodała cicho, upijając łyk wina.
-Mario z Jürgenem poszli do sąsiada a Maciek śpi, jeśli chcesz to możemy porozmawiać. - zaproponowała, patrząc na Julię uważnie. Wagner pociągnęła nosem przez chwilę wpatrując się w jakiś punkt przed sobą. Nie minęło kilka chwil, po których z niepewnym uśmiechem patrzyła na Astrid Götze. -Chodź na sofę. - uśmiechnęła się do szatynki, kierując się na środek salonu. Julia poszła jej śladem w duchu szczęśliwa z takiej postawy rodzicielki Mario.
-Moi rodzice nigdy nie byli szczęśliwym małżeństwem. Często się kłócili, czasami w ruch szły talerze czy szklanki... - zaśmiała się smutno wprawiając w ruch trunek odbijający się po ściankach kieliszka. -Ale nigdy nie kłócili się przy mnie, zawsze czekali aż położę się spać a ja nigdy nie rozumiałam dlaczego... - urwała, wbijając spojrzenie w słuchającą ją w skupieniu Astrid. -Dowiedziałam się w dniu osiemnastych urodzin. Powiedziała mi, że moim ojcem jest brat taty. Wie Pani jak to zabolało? -spytała, zaciskając usta i próbując powstrzymać napływające do jej oczu łzy. -Później dodała jeszcze, że gdyby nie ciąża to jej romansu nic by nie przerwała. To mnie obwiniała o wszystko.
-A Twój tata? - Astrid zapytała niepewnie.
-Powiedział, że mnie kocha i nic tego nie zmieni. - na twarzy Julii pojawił się lekki uśmiech, który ucieszył siedzącą obok niej kobietę. -Jest chory i nie dużo czasu mu już zostało.
Julia nie próbowała już nawet panować nad łzami, które po chwili zdobiły jej policzki i spadały na poduszkę, która zdobiła jej kolana. Astrid nad swoimi łzami również nie zapanowała. Przytuliła szatynkę bez zbędnych słów. Nie wiedziała co mogłaby jej powiedzieć, jakich słów użyć, tak aby dodać dziewczynie potrzebnej otuchy. Dobrze wiedziała, że w takich sytuacjach cisza jest najlepszą koicielką zranionych dusz. Przecesała związane w koński ogon włosy Julii, nucąc kołysankę, którą w dzieciństwie nuciła swoim dzieciom.
-Jeśli chcesz możesz mi mówić mamo. - powiedziała sprawiając, że Julia spojrzała na nią szczęśliwym spojrzeniem. Potrzebowała kogoś kto choć w małym stopniu da jej to, co kilka lat temu zabrała jej jedna z najważniejszych osób w jej życiu. Potrzebowała mamy, na którą będzie mogła liczyć w najtrudniejszych momentach.
-Dziękuję mamo. - swoimi słowami Julia wywołała szeroki uśmiech na twarzy wzruszonej nadal Astrid. Ten obrazek zadziałał jednak najbardziej na stojącego w progu Mario, który z Julią miał zamiar spędzić wszystkie pozostałe lata. W szczęściu, miłości, zdrowiu i chorobie. Razem. Na dobre i złe. Na zawsze.
-Dobrze. - rzucił Mario podając Julii kubek z gorącą herbatą. -To twarda dziewczyna. - dodał siadając obok niej na ciemnej sofie w salonie domu swoich rodziców.
-A wy myśleliście już o dziecku? - spytała wbijając w nich przeszywające spojrzenie. Mario nie krył zaskoczenia pytaniem usłyszanym od mamy. Julia natomiast zachłysnęła się pitą herbatą, zwracając na siebie uwagę wszystkich, nawet Jürgen dotąd skupiony na dokumentach swojej firmy spojrzał w ich kierunku.
Julia popatrzyła na wszystkich niepewnym wzrokiem. Owszem, chciała w przyszłości wziąć ślub, urodzic dziecko jednak teraz skupiała się na piłce nożnej, która przynosiła jej wiele radości. Mario bardzo dobrze o tym wiedział i nigdy jej nie naciskał, więc sądziła, że temat dziecka został odroczony.
-Mamo, proszę Cię... - Mario westchnął patrząc na siedzącą obok niego szatynkę, zdecydowanie czującą się niezrecznie w obecnej sytuacji.
-Nie jesteście już najmłodsi. Piłka wam przeminie a później może być już za późno. - dodała, sprawiając, że Julia poczuła się wyjątkowo niepewnie.
-Przepraszam. - powiedziała cicho podnosząc się z sofy i kierując do łazienki znajdującej się na piętrze domu.
Jürgen rzucił swojej żonie pełne wyrzutu spojrzenie, odprowadzając szatynkę wzrokiem. Oboje bardzo lubili Wagner i nigdy nie chcieli jej zranić. Chcieli po prostu szczęścia swojego syna a w nim zawarte było posiadanie wnuków. Nie pochwalał jednak zachowania swojej żony, która zbyt emocjonalnie podchodziła do spraw wszystkich swoich dzieci.
-Mamo... - Mario westchnął podnosząc się z sofy. -Ona chcę mieć dzieci, ale chcę też spełnić swoje marzenia. -powiedział za nim poszedł jej śladem.
W łazience był kilka chwil później. Julia siedziała na ciemnej posadzce opierając plecy o prostokątną wannę. Mario zacisnął zęby zamykając za sobą drzwi łazienki.
Miał nadzieję, że jego mama nie zacznie tego tematu, chciał z nią nawet na ten temat porozmawiać, ale nie zdążył. Widział bardzo dobrze, że komentarz Astrid zadziałał na Julię.
Przysiadł obok niej, obejmując ją ramieniem. Spojrzała na niego smutnym wzrokiem.
-A jeśli Twoja mama ma rację? - zapytała. Götze uniósł brwi uwarznie obserwując twarz ukochanej. -Jeśli za dwa czy cztery lata będzie już za późno?
-Kotek, nie będzie za późno. Mamy po 26 lat a rodzinę możemy założyć zawsze. -odpowiedział uśmiechając się do niej lekko. -Najważniejsze, że się kochamy. - dodał, całując czubek jej głowy. Szatynka bez słowa wtuliła się w niego. Potrzebowała jego kilku słów otuchy. Słów, które pozwoliły by jej odgonić te myśli krzątające się po zakamarkach jej głowy.
-Dziękuję.
Mario zmarszczył brwi słysząc jej słowa.
-Za co?
-Za to, że jesteś. - odpowiedziała po chwili. Poczuła na swoich ustach jego wargi. Delikatny pocałunek po chwili przerodził się w namiętny, w którym zawarli wszystkie swoje uczucia do tego drugiego. Julia nie kryła zaskoczenia, gdy Mario przerwał pocałunek patrząc na nią dziwnym wzrokiem.
-Tak teoretycznie, gdybyśmy mieli zostać rodzicami to wolałabyś syna czy córkę? - spytał, uśmiechając się do niej szeroko.
-Córkę... - odpowiedziała niepewnie.
-I tak czysto teoretycznie, gdybyś wygrała Ligę Mistrzyń i Mistrzostwo Europy z dziewczynami to byśmy spróbowali? - poruszył sugestywnie brwiami zadając Wagner to pytanie. Szatynka jedynie pokiwała potwierdzająco głową zaskoczona jego pytaniami. -Czyli powinniśmy zacząć nasze starania tak pod koniec lipca?
-Sądzisz, że wygramy? - zapytała zdziwiona.
-Jesteście przecież najlepsze. - dodał ciszej, po czym kolejny raz zatopił się w jej wargach smakujących maliną. -Idziemy na dół? - spytał, po chwili. Julia odetchnęła głośno, podnosząc się ospale z podłogi. Mario poszedł jej śladem z uśmiechem na twarzy przytulając dziewczynę do siebie.
-Dziękuję Ci. - powiedział, opierając brodę na jej ramieniu. Uniosła brwi wbijając w jego twarz zdziwione spojrzenie. -Za drugą szansę. - dodał. Uśmiechnęła się do niego lekko, cmoknęła go w policzek mierzwiąc jego włosy.
-Mam wielkie serce. - zaśmiał się słysząc jej komentarz. -Pamiętaj o tym. - dodała, wbijając w jego nos palec wskazujący.
*
-Przepraszam za to po południu.
Oderwała wzrok od okien salonu, odwracając głowę w kierunku Astrid Götze stojącej kilka metrów od niej z dwoma kieliszkami czerwonego wina.
-Nie ma sprawy. - odpowiedziała z niepewnym uśmiechem zdobiącym jej twarz.
-Wszyscy mi mówią, że nie powinnam wtrącać się w życie swoich dzieci. - powiedziała szybko. Podała szatynce kieliszek, który ta przyjęła z przyjemnością.
-Ale to dobrze, takie mamy to skarb. - Astrid rzuciła jej niepewne spojrzenie. Spodziewała się zupełnie innej odpowiedzi. -Rzadkość. - dodała nieco ciszej a smutek na jej twarzy zaintrygował Götze.
Kobieta nigdy nie ukrywała swojej sympatii do szatynki, która przez wiele lat była bardzo częstym gościem w ich domu. Gdy dowiedziała się o rozstaniu przez długi czas nie potrafiła wybaczyć synowi tego, że pozwolił Julii odejść i co gorsza, że dał jej mocne powody do tego, żeby zwątpiła w jego uczucie.
-Jest Pani na prawdę super mamą. - powiedziała wbijając w Astrid smutne spojrzenie, które tym razem przestraszyło kobietę. -Zupełnie inną niż moja. - dodała cicho, upijając łyk wina.
-Mario z Jürgenem poszli do sąsiada a Maciek śpi, jeśli chcesz to możemy porozmawiać. - zaproponowała, patrząc na Julię uważnie. Wagner pociągnęła nosem przez chwilę wpatrując się w jakiś punkt przed sobą. Nie minęło kilka chwil, po których z niepewnym uśmiechem patrzyła na Astrid Götze. -Chodź na sofę. - uśmiechnęła się do szatynki, kierując się na środek salonu. Julia poszła jej śladem w duchu szczęśliwa z takiej postawy rodzicielki Mario.
-Moi rodzice nigdy nie byli szczęśliwym małżeństwem. Często się kłócili, czasami w ruch szły talerze czy szklanki... - zaśmiała się smutno wprawiając w ruch trunek odbijający się po ściankach kieliszka. -Ale nigdy nie kłócili się przy mnie, zawsze czekali aż położę się spać a ja nigdy nie rozumiałam dlaczego... - urwała, wbijając spojrzenie w słuchającą ją w skupieniu Astrid. -Dowiedziałam się w dniu osiemnastych urodzin. Powiedziała mi, że moim ojcem jest brat taty. Wie Pani jak to zabolało? -spytała, zaciskając usta i próbując powstrzymać napływające do jej oczu łzy. -Później dodała jeszcze, że gdyby nie ciąża to jej romansu nic by nie przerwała. To mnie obwiniała o wszystko.
-A Twój tata? - Astrid zapytała niepewnie.
-Powiedział, że mnie kocha i nic tego nie zmieni. - na twarzy Julii pojawił się lekki uśmiech, który ucieszył siedzącą obok niej kobietę. -Jest chory i nie dużo czasu mu już zostało.
Julia nie próbowała już nawet panować nad łzami, które po chwili zdobiły jej policzki i spadały na poduszkę, która zdobiła jej kolana. Astrid nad swoimi łzami również nie zapanowała. Przytuliła szatynkę bez zbędnych słów. Nie wiedziała co mogłaby jej powiedzieć, jakich słów użyć, tak aby dodać dziewczynie potrzebnej otuchy. Dobrze wiedziała, że w takich sytuacjach cisza jest najlepszą koicielką zranionych dusz. Przecesała związane w koński ogon włosy Julii, nucąc kołysankę, którą w dzieciństwie nuciła swoim dzieciom.
-Jeśli chcesz możesz mi mówić mamo. - powiedziała sprawiając, że Julia spojrzała na nią szczęśliwym spojrzeniem. Potrzebowała kogoś kto choć w małym stopniu da jej to, co kilka lat temu zabrała jej jedna z najważniejszych osób w jej życiu. Potrzebowała mamy, na którą będzie mogła liczyć w najtrudniejszych momentach.
-Dziękuję mamo. - swoimi słowami Julia wywołała szeroki uśmiech na twarzy wzruszonej nadal Astrid. Ten obrazek zadziałał jednak najbardziej na stojącego w progu Mario, który z Julią miał zamiar spędzić wszystkie pozostałe lata. W szczęściu, miłości, zdrowiu i chorobie. Razem. Na dobre i złe. Na zawsze.
***
Monachium. Niemcy.
Robert Lewandowski spojrzał na Łukasza Fabiańskiego i Kubę Błaszczykowskiego siedzących na przeciwko niego przy drewnianym stoliku w jednym z popularniejszych barów w stolicy Bawarii. Nigdy nie ukrywał, że bardzo lubi jego siostrę, która bardzo dobrze się z nim dogadywała i niejednokrotnie okazywało się, że bardzo dużo ich łączy. Fakt, że nie wyszło jej w miłości bardzo go smucił, ale wieść o tym, że urodziła synka choć wcześniaka to bardzo dzielnego chłopca, wywołał lekki uśmiech na jego twarzy.
-Chciałbym, żeby była szczęśliwa. - westchnął Fabiański przejeżdżając palcem po ściance kufla z piwem. Obaj dobrze wiedzieli, że Łukasz traktuje Joannę jak córkę, nie jak siostrę. Nie dziwili mu się, nie mieli czym. -Czy to tak wiele? - zapytał, wbijając w Roberta pytające spojrzenie. Błaszczykowski lekko poklepał go po ramieniu a Lewandowski wzruszył jedynie ramionami.
-Będzie szczęśliwa. - Kuba uśmiechnął się nieco niepewnie. -To świetna dziewczyna. - dodał.
-A może jej szczęście jest bliżej niż myśli? - zapytał cicho Lewandowski tak, jakby zadając to pytanie bardziej do siebie niż do nich.
-Co masz na myśli? - Fabiański wbił w Lewandowskiego pytające spojrzenie a Błaszczykowski nie był mu dłużny. Robert podrapał się po głowie, wzdychając cicho. Trzy dni wcześniej, krótko po porodzie Joanny rozmawiał z Piszczkiem a sam przebieg rozmowy dał mu dużo do myślenia.
-Rozmawiałem z Piszczem. - powiedział dość niepewnym głosem. Błaszczykowski zmarszczył brwi słysząc jego słowa a Fabiański nieco się ożywiając. -Zakochał się w niej, tylko nie do końca to do niego jeszcze dociera. - dodał, zaskakując swoim stwierdzeniem obu mężczyzn.
-Powiedział Ci to? - Fabiański nie ukrywał zdziwienia jego słowami.
-Nie musiał, to widać. - skomentował. -Gdyby mu na niej nie zależo, to nie angażowałby się w tą całą akcje z Jensem. Nie robiłby pokoju dla jej syna w swoim domu i co najważniejsze nie miałby łez w oczach biorąc Filipa na ręcę po długim porodzie w trakcie którego w większości był przy Aśce. - słowa Roberta sprawiły, że zarówno Łukasz jak i Jakub zmarszczyli brwi.
Błaszczykowski już od jakiegoś czasu zauważał sposób w jaki Piszczek opowiada o Joannie. Podejrzewał nawet, że blondyn zaczynał coś czuć do siostry ich przyjaciela. Fabiański natomiast po cichu liczył nawet na to, że Piszczek stanie się znaczną częścią życia jego siostry. Czy mu się to podobało? Liczył na to, że Joanna i Łukasz będą dla siebie kimś więcej niż tylko przyjaciółmi. A Lewandowski? Przyjaźnił się z obojgiem i liczył szczerze na happy end ich zawiłych historii.
•••
Willkommen!!!
Udało mi się przed świętami z czego bardzo się cieszę. Do mojej głowy zdąrzył wpaść jeszcze jeden pomysł na zupełnie nową histroię, na którą serdecznie was zapraszam - http://walczacdosamegokonca.blogspot.com/
Ocenę rozdział w całości pozostawiam wam. Mam nadzieję, że was nie zawiodłam. Wiem, że może krótki i może niezbyt ciekawy, ale może akurat?
Napiszcie co sądzicie, czekam na wasze komentarze ;)
Korzystając z okazji chciałabym was życzyć wesołych świąt Bożego Narodzenia. Spędzonych w gronie najbliższych z szerokimi uśmiechami na twarzach.
Mam nadzieję, że śniegu w te święta nie zabraknie. :)
Pozdrawiam was bardzo serdecznie i do zobaczenia w następnym rozdziale. (Jeśli się uda to może jeszcze w 2018 roku.)
Ps. Przepraszam za wszelkie błędy.
Strasznie się cieszę, że mimo ciężkiego i przedwczesnego porodu. Joannie i Filipowi nic nie zagraża.
OdpowiedzUsuńChłopiec od samego początku skradł wszystkich serca i na pewno wszyscy nie mogą się już doczekać momentu, gdy będzie mógł wrócić do domu.
Zgadzam się z Robertem, że postępowanie i reakcje Łukasza mogą świadczyć o uczuciu, jakim obdarzył on Asię. To chyba już widzą wszyscy poza nimi, ale może niedługo się to zmieni.
Julia i Mario wybrali się do jego rodziców i choć początkowo wizyta upływała w miłej atmosferze. Pojawił się mały zgrzyt. Na szczęście Mario zareagował na czas i wyjaśnili sobie wszystko z Julią odnośnie planowania rodziny. Najważniejsze, że obydwoje tego chcą i wspólnie podjęli taką decyzję.
Nie spodziewałam się, że relacje rodzinne Julii są takie skomplikowane. Jej mama naprawdę zachowała się bardzo nie w porządku, a już obwinianie córki o swoje niepowodzenia to szczyt wszystkiego. Dobrze, że przynajmniej jej tata, choć nie biologiczny. Nie opuścić jej. Jego choroba to musiał być olbrzymi cios dla dziewczyny. Nikt nie chciałby być na jej miejscu w takiej sytuacji.
Pani Astrid wykazała się naprawdę bardzo troskliwą i przyjazną kobietą. Wysłuchała w spokoju Julii i starała się ją pocieszyć. Co było bardzo miłe z jej strony. A już prośba, aby Wagner mówiła jej mamo. Była naprawdę wspaniała.
Czekam z ciekawością na następny rozdział. Życząc Wesołych Świąt. 🙂
Dziękuje za komentarz Camille. :)
UsuńCieszę się, że rozdział Ci się spodobał i mogę swobodnie odetchnąć z ulgą.
Postaram się następny rozdział dodać w miarę szybko (może jeszcze w 2018 roku?)
Życzę Ci Wesołych Świąt. :)