Spojrzenie ósme.
Trzy tygodnie później...
Dortmund, Niemcy.
-Miałeś nie przemęczać nogi. - karcące spojrzenie Joanny przeszyło na wskroś Łukasza, który z synkiem w wózku powolnym krokiem przemierzał kolejne metry swojego dużego i zadbanego ogrodu.
Od meczu na stadionie narodowym próbował znaleźć dla siebie jakieś zajęcie, które pozwoliłoby mu choć na chwilę przestać myśleć o kontuzji i przerwie od piłki nożnej, która zdecydowanie nie była tym czego potrzebował i chciał. Owszem, mógł poświęcić dużo więcej czasu swojemu synkowi czy grzebaniu w ogrodzie a bezczynność nie była jego najmocniejszą stroną.
Piszczek spojrzał na nią niepewnym spojrzeniem. Odkąd dowiedział się o ciąży przyjaciółki robił dużo żeby odciążyć ją w obowiązkach domowych, choć w jego stanie nie było to zbyt łatwe. Nawet spacer z wózkiem był dla niego lekkim dyskomfortem, ale mimo to się nie poddawał. Wiedział, że ma dla kogo walczyć i nie może stanąć w pół kroku. Jednak fakt, że Joanna po śmierci Matyldy robiła dla niego tak wiele sprawił, że chciał odwdzięczyć się jej tym samym.
-Zwariuje, gdy dalej będę siedział bezczynnie. - rzucił, podnosząc głowę znad wózka i wbijając swoje spojrzenie w blondynkę, stojącą przy drewnianym ganku ubraną w szary, jesienny płaszcz ze skórzaną torbą przewieszoną przez ramię. Na jednym ze schodków prowadzących do domu stały dwie papierowe torby z zakupami, które zrobiła wracając z kliniki.
-Jesteś gorszy niż dziecko. - skomentowała pokonując kilkadziesiąt metrów, które dzieliły ją od piłkarza. -Nie zależy Ci na szybkim powrocie do sprawności? - dodała, zaglądając do wózka,w którym niespełna jedenasto miesięczny chłopiec od kilkunastu minut brylował w krainie Morfeusza.
-Zależy, ale szlag mnie trafi jak będę ciągle siedział w domu! - warknął, co Fabiańska skomentowała uderzeniem przyjaciela swojego brata w prawy bok. -A ty? - spytał, po chwili. Joanna zmarszczyła brwi zaskoczona jego pytaniem.
-Co ja?
-Jesteś w ciąży i jakoś się nie oszczędzasz. - rzucił ironicznie wskazując blondynce na torby z zakupami, które przytachała z samochodu, który zaparkowała na podjeździe chwilę wcześniej.
-Ciąża nie jest chorobą a ja jestem ginekologiem i nie próbuj mnie nawet pouczać. - odpowiedziała na jego słowa. Choć bardzo go lubiła to czasami ją denerwował.
-Dobra, przepraszam. - wyszeptał, kolejny raz wbijając spojrzenie w wózek, w którym leżał jego synek.
-Chodź zrobimy obiad. - uśmiechnęła się do niego delikatnie, bardzo przyjaźnie. Tak, jak robiła to zaraz po śmierci Matyldy a jemu zrobiło się niezmiernie głupio i wstyd za to, że się uniósł. Fabiańska robiła dla niego tak wiele a on odpłacił się jej tak źle.
Blondynka poklepała go po ramieniu, po czym bez słowa udała się kamienną ścieżką w kierunku domu. Łukasz jednie westchnął, miał nadzieję, że Joanna nie będzie na niego zła.
Gdy kończyła kroić warzywa wślizgnął się do kuchni na tyle cicho, na ile pozwalały mu kule ortopedyczne, które od urazu podczas reprezentacyjnego meczu pomagały mu odciążać kontuzjowane kolano. Pomogła mu w tym również cicha muzyka wydobywająca się z odtwarzacza stojącego na wysokiej, szerokiej lodówce. Sama blondynka skupiona była na przygotowywaniu posiłku a stojąc tyłem do wejścia do kuchni nawet go nie spostrzegła. Łukasz przyglądał się jej przez krótką chwilę.
Nabrał cicho powietrza, po czym robiąc kilka pewnych kroków stanął obok niej przy kuchennym blacie. Joanna rzuciła mu jedynie przelotne spojrzenie, po czym wróciła do krojenia umytych warzyw leżących swobodnie na szklanej podkładce.
-Przepraszam Cię za moje zachowanie w ogrodzie...- zaczął niezbyt pewnie, obserwując uważnie reakcje blondynki. Miał wrażenie, że nawet nie drgnęła a jego słowa jakby do niej nie dotarły. -Aśka proszę powiedź coś. - słysząc jego słowa, odłożyła nóż na drewnianą deskę do krojenia. Odwróciła twarz w jego kierunku i wbiła w niego swoje spojrzenie. Nie potrafiła się na niego gniewać i nigdy tego nie robiła.
-Nie gniewam się.
-Po prostu ja nie daje już rady. - wyznał, siadając na drewnianym krześle. Fabiańska jakby zamarła słysząc jego słowa. Nie sądziła, że Łukasz aż tak przejął się sytuacją, która go dotknęła. Myślała, że piłkarz jest odporniejszy i po śmierci Matyldy stawił czoła przeciwnością losu i uodpornił się na każde ziarenko piasku jakie sypało się na jego twarz. Najwyraźniej bardzo się pomyliła.
Wytarła dłonie o kuchenną ścierkę i już po chwili stała obok niego. Położyła dłoń na jego ramieniu i przykucnęła, tak aby widzieć lepiej jego twarz.
-Łukasz przecież mogłeś powiedzieć. - westchnęła.
-Masz własne problemy, moimi nie chciałem Cię dodatkowo stresować. - powiedział cicho.
-Oboje mamy tak samo zwalone życie, poplątany życiorys i musimy trzymać się razem inaczej oboje się poddamy. - rzuciła mu spojrzenie, w którym dostrzegł pewność tego co mówiła. Nie chciał wyjść na tchórza, jednak coraz bardziej przestawał wierzyć, że może poukładać życie, które coraz bardziej wymykało mu się spod kontroli. Joanna, tak jak on nie mogła liczyć na taryfę ulgową ale próbowała przybierać dobrą minę do złej gry wiedząc, że tylko tak może jej się udać przetrwać trudny czas.
-Pomożesz mi? - zapytał po chwili, próbując powstrzymać płynące do oczu łzy. Ten widok utwierdził jedynie blondynkę w przekonaniu, że Piszczek jej potrzebuje i nie może zostawić go samemu sobie.
-Nie zostawię Cię, obiecuje. - odpowiedziała zamykając jego dłoń w swojej, dodając mu tym samym tego czego potrzebował najbardziej. Wsparcia.
-Damy radę?
-Musimy. - uśmiechnęła się do niego delikatnie, po czym musnęła jego policzek.
-Pójdę do małego. - oznajmił a blondynka jedynie uważnie się mu przyglądała. Miała nadzieję, że limit niepowodzeń już wykorzystali i teraz wszystko będzie szło po ich myśli.
Westchnęła wracając do krojenia warzyw. Choć była optymistką, to mimo wszystko gdzieś z tyłu głowy nadal błądziły scenariusze, w których jeszcze nie raz, zarówno ona jak i Łukasz jeszcze nie raz znajdą się na życiowym zakręcie. Mogła jedynie liczyć na to, że dziecko rosnące pod jej sercem sprawi, że spojrzy na świat w innych barwach niż widziała go dotąd. Nadal jednak nie wiedziała czy powinna powiedzieć Jensowi o dziecku. Mimo wszystko nie chciała zniszczyć jego rodziny, złamać serca jego żonie i synkowi, który nie powinien płacić za błędy popełniane przez ojca.
-Masz własne problemy, moimi nie chciałem Cię dodatkowo stresować. - powiedział cicho.
-Oboje mamy tak samo zwalone życie, poplątany życiorys i musimy trzymać się razem inaczej oboje się poddamy. - rzuciła mu spojrzenie, w którym dostrzegł pewność tego co mówiła. Nie chciał wyjść na tchórza, jednak coraz bardziej przestawał wierzyć, że może poukładać życie, które coraz bardziej wymykało mu się spod kontroli. Joanna, tak jak on nie mogła liczyć na taryfę ulgową ale próbowała przybierać dobrą minę do złej gry wiedząc, że tylko tak może jej się udać przetrwać trudny czas.
-Pomożesz mi? - zapytał po chwili, próbując powstrzymać płynące do oczu łzy. Ten widok utwierdził jedynie blondynkę w przekonaniu, że Piszczek jej potrzebuje i nie może zostawić go samemu sobie.
-Nie zostawię Cię, obiecuje. - odpowiedziała zamykając jego dłoń w swojej, dodając mu tym samym tego czego potrzebował najbardziej. Wsparcia.
-Damy radę?
-Musimy. - uśmiechnęła się do niego delikatnie, po czym musnęła jego policzek.
-Pójdę do małego. - oznajmił a blondynka jedynie uważnie się mu przyglądała. Miała nadzieję, że limit niepowodzeń już wykorzystali i teraz wszystko będzie szło po ich myśli.
Westchnęła wracając do krojenia warzyw. Choć była optymistką, to mimo wszystko gdzieś z tyłu głowy nadal błądziły scenariusze, w których jeszcze nie raz, zarówno ona jak i Łukasz jeszcze nie raz znajdą się na życiowym zakręcie. Mogła jedynie liczyć na to, że dziecko rosnące pod jej sercem sprawi, że spojrzy na świat w innych barwach niż widziała go dotąd. Nadal jednak nie wiedziała czy powinna powiedzieć Jensowi o dziecku. Mimo wszystko nie chciała zniszczyć jego rodziny, złamać serca jego żonie i synkowi, który nie powinien płacić za błędy popełniane przez ojca.
•••
-Lecę!
Greta i Lea zaskoczone spojrzały do przedpokoju, w którym Julia niczym huragan zdjęła z wieszaka płaszcz i ciapnęła drzwiami do mieszkania. Jej współlokatorki wymieniły się porozumiewawczymi spojrzeniami, po czym obie szeroko się uśmiechnęły. Cieszyły się szczęściem swojej najlepszej przyjaciółki i widząc uśmiech na jej twarzy, pojawiał się on również na ich twarzach.
-Herbaty? - Greta spojrzała na Koch wymownym spojrzeniem. Blondynka uśmiechnęła się szeroko, po czym obie skierowały się do kuchni aby przygotować sobie rozgrzewający napój.
-Rozmawiałaś z Asią? - Langer spojrzała na Leę niepewnym spojrzeniem. Po ostatnich wydarzeniach zarówno życie ich trenerki, jak i kolegi z drużyny bardzo się skomplikowało. Owszem, bardzo cieszyły się z wieści o ciąży Fabiańskiej, jednak zdawały sobie sprawę, że samotne macierzyństwo nie należy do najłatwiejszych choć patrząc na Piszczka wierzyły, że również Joanna podoła trudnemu zadaniu. Sam Łukasz natomiast musiał stawić czoła kolejnym komplikacją w swoim życiu. Do najmłodszych nie należał a kolejna kontuzja mogła postawić na jego piłkarskiej karierze ostateczny krzyżyk.
-Rozmawiałam. Dobrze nie jest, ale się nie poddaje.
-Dlaczego to życie tak im się komplikuje? - spytała starsza z nich, wpatrując się w zdjęcie, które wisiało w centralnej części kuchennej ściany. Fotografia przedstawiała ich podczas ostatniego zgrupowania. Byli radośni, cieszyli się chwilą i zapomnieli o komplikacjach, które przytłaczały ich codzienność.
-Nikt tego nie wie. - odpowiedziała, zalewając torebkę herbaty. Lea jedynie cicho westchnęła.
-Myślisz, że wszystko im się ułoży?
-Jeśli się nie poddadzą, to razem będzie im łatwiej. - odpowiedziała, podając blondynce jej ulubiony kubek, który w prezencie podarował jej Roman Bürki.
-Wiem, że może to dziwnie zabrzmi ale w sumie to pasują do siebie. - rzuciła, siadając na kanapie w przestronnym salonie. Greta uśmiechnęła się delikatnie pod nosem słysząc stwierdzenie przyjaciółki. W jej głowie również pojawiały się podobne myśli. Ona też uważała, że Piszczek i Fabiańska pasowaliby do siebie wręcz idealnie.
-Pasują, ale sami muszą to zrozumieć. - stwierdziła upijając łyk owocowej, gorącej herbaty. Lea jedynie westchnęła idąc w ślady przyjaciółki. Miała nadzieję, że Asia i Łukasz znajdą drogi do swoich serc i w końcu będą mogli pozwolić sobie na szczęście.
Ciche pukanie do drewnianych drzwi sprawiło, że wzrok obydwu zatrzymał się na przedpokoju skąd po chwili wyłoniła się postać Reusa. Marco posłał przyjaciółką lekki, nieco niepewny uśmiech co sprawiło, że obie przyjrzały się mu bardzo uważnie.
-Götze mnie opuścił, a samemu w pustym mieszkaniu jest mi jakoś dziwnie. Mogę wam potowarzyszyć? - kończąc swój wywód uśmiechnął się szeroko. Greta rzuciła Lei wymowne spojrzenie, po którym blondynka odwzajemniła uśmiech Marco sprawiając, że mężczyzna zamknął za sobą drzwi i już po chwili stał w salonie mieszkania piłkarek Borussi Dortmund.
-Herbaty? - spytała, podnosząc się z sofy. Reus pokiwał jej z aprobatą głową a blondynka zniknęła w kuchni. Marco nadal stał na środku salonu, uważnie się po nim rozglądając, co nieco zirytowało Gretę.
-Zamierzasz tak stać cały wieczór? - zapytała rzucając mu pełne politowania spojrzenie. Napastnik reprezentacji Niemiec jedynie głośno westchnął, po czym usiadł obok niej na sofie. Poprawił szarą bluzę z kapturem a rękę ostentacyjnie umiejscowił na oparciu sofy tuż za głową Langer. Jego wzrok zatrzymał się na jej twarzy co nie uszło uwadze młodej piłkarki.
-Musisz mi się tak przyglądać?
-Podziwiam. - odpowiedział unosząc delikatnie kącik ust. Zmarszczyła brwi słysząc jego odpowiedz. Nie wiedziała do końca w jaką grę grają, ale miała coraz więcej wątpliwości związanych z relacją jaka między nimi panowała.
-Niby co podziwiasz? - spytała zawieszając na nim badawcze spojrzenie. Zaskoczył ją muskając palcami jej policzek. Sunął nimi po kości policzkowej, zatrzymując się na wysokości ucha, za którym zaczepił niesforny kosmyk włosów, który wyswobodził się z końskiego ogona.
-Ciebie. - wyszeptał do jej ucha w momencie, w którym w salonie z kubkiem parującej herbaty pojawiła się Lea. Reus zdążył usiąść na kanapie i wbić swoje spojrzenie w ramki ze zdjęciami, jednak Koch dojrzała to, co chciała dojrzeć. Nie zamierzała jednak ich o tym uświadamiać, oczywiście do czasu.
-Twoja herbatka, Marco. - podając mu kubek uśmiechnęła się do niego delikatnie, co odwzajemnił. Zajęła swoje wcześniejsze miejsce i postanowiła uważnie obserwować tę dwójkę, a w dalszej kolejności spróbować wybadać sytuacje.
-Może później pójdziemy na spacer? - zaproponował Reus. Lea spojrzała na niego z uśmiechem na twarzy, natomiast Greta wbiła spojrzenie przed siebie. Czuła, że traci kontrolę nad sytuacją a tego od kilku lat najbardziej się obawiała. Z zamyślenia wyrwała się dopiero w momencie, w którym blondynka szturchnęła ją w ramię.
-Jasne. - odpowiedziała krótko, uśmiechając się do obojga niepewnie.
Mijając kolejne mniejsze i większe uliczki Dortmundu na twarzach całej trójki pojawiały się coraz to pewniejsze i szersze uśmiechy a tematy do rozmowy same znajdowały drogę do adresatów. Marco w towarzystwie Koch i Langer czuł się bardzo dobrze, one mogły odwzajemnić się w jego kierunku tym samym a Greta nawet jakby zapomniała o sytuacji, która kilka godzin wcześniej miała miejsce w salonie jej mieszkania.
-A wy co, wybraliście się na zwiedzanie? - cała trójka przystanęła w miejscu słysząc bardzo znajomy głos. Kilka sekund później tuż przed nimi pojawił się Roman Bürki z szerokim uśmiechem goszczącym na jego twarzy.
-A ty? - Marco wbił w przyjaciela podejrzliwe spojrzenie, które ten skomentował jedynie prychnięciem pod nosem.
-Szukam swojego Kopciuszka, pasuje odpowiedź?
-Powiedzmy. - odpowiedział Reus klepiąc bramkarza po ramieniu.
-A tak na serio? - zapytała Greta, wbijając w Romana wyczekujące spojrzenie.
-Chciałem pooddychać świeżym powietrzem, po tej chorobie mam dosyć siedzenia w mieszkaniu. - odpowiedział, zrzucając dłoń Reusa ze swojego ramienia. Marco nie wyglądał na zadowolonego, jego towarzyszki natomiast rozbawiło zachowanie obu piłkarzy.
-To może kino? - zaproponowała Lea dostrzegając budynek, w którym z przyjaciółkami bywała regularnie. Obaj zmarszczyli brwi zastanawiając się czy przystać na propozycję blondynki. Dłużej zastanawiając się nad odpowiedzią zdali sobie sprawę, że w kinie nie byli już od dłuższego czasu.
-Tylko nie horror. - rzuciła Greta, przypominając sobie ostatni taki film, który jedynie utwierdził ją w przekonaniu o idiotyzmie tego gatunku.
-Jestem tego samego zdania co Greta. - Roman uśmiechnął się do stojącej obok niej szatynki. -Zdzierżę nawet komedię romantyczną. - dodał po chwili.
-To idziemy. - zarządził Reus.
Siedząc w sali kinowej Bürki zaczynał żałować słów, które kilkadziesiąt minut temu wypowiedział.
-Następnym razem ugryzę się w język. - wyszeptał do siedzącego obok niego Reusa. Blondyn zaśmiał się, ale podzielał zdaniem klubowego bramkarza.
-Nie wiem co one widzą w tej tandecie. - dodał, patrząc na scenę rozgrywającą się na ekranie sali kinowej.
-Ja też nie, a mam dwie siostry.
-Kobiet nie da się zrozumieć. - Reus dodał po chwili namysłu.
-Nie można nawet próbować tego robić. - wtrącił Bürki, co Reus skomentował jedynie rozbawionym wyrazem twarzy.
-Możecie się zamknąć? - Greta zmierzyła piłkarzy morderczym spojrzeniem co zaskoczyło ich obydwu.
-Jak wam się nie podoba, to możecie opuścić to miejsce. - dodała zdecydowanie wkurzona Koch. Nie mając większego wyboru zarówno Marco, jak i Roman postanowili rozsiąść się wygodnie w fotelach kinowych i zdrzemnąć się do końca seansu.
•••
Samolot relacji 'Londyn - Dortmund' kołował na płycie lotniska w pobliskim Holzwickede. Pasażerowie opuścili maszynę kilkanaście minut później szukając swoich bliskich, znajomych, przyjaciół, którzy mieli ich odebrać z lotniska. Nieco na końcu z dużą walizką, torbą sportową przewieszoną przez ramię, torbą z laptopem i niedużym podręcznym bagażem powolnym krokiem kierowała się ku dziedzińcowi lotniska.
Lekki uśmiech pojawił się na jej twarzy, gdy kolejny raz mijała dobrze znane jej lotnisko. Długi czas minął od jej wyprowadzki z niemieckiego miasta. Czas, w którym tak dużo zadziało się w jej życiu. Anglia była jej marzeniem, które się ziściło aby ostatecznie zmienić jej plany i poukładane życie. Miała nadzieję, że może w miejscu, w którym wszystko się zaczęło uda jej się znaleźć potrzebne nakłady siły aby stanąć twarzą w twarz z przeznaczeniem.
-Dokąd kochanieńka? - starszy mężczyzna z uśmiechem na twarzy schował do bagażnika bagaż blondynki, po czym wskazał jej na tylną kanapę swojej taksówki. Odpowiedziała mu bardzo przyjaznym uśmiechem.
-Ten adres. - wręczyła mu niebieską kartkę wyrwaną z notesu, na której kilka dni wcześniej zapisała adres pod którym mieszkają Łukasz i Joanna. Chciała zrobić im niespodziankę, mając nadzieję, że jeszcze o niej nie zapomnieli.
-Będziemy za nieco ponad kwadrans. - oznajmił, po czym wrzucił pierwszy bieg i ruszył z parkingu nieopodal lotniska w Holzwickede.
Gdy taksówkarz podjechał na podjazd posiadłości należącej do obrońcy Borussi Dortmund, podała mu sumę pieniędzy, którą wcześniej jej podał. Podziękowała mu, po czym razem z nim opuściła samochód i po chwili już patrzyła na oddalający się samochód.
Wzięła głęboki oddech i skierowała swoje kroki kamienistą drużką prowadzącą na drewniany ganek domu Łukasza Piszczka. Niebyła pewna, miała jednak nadzieję, że zarówno Piszczek jak i Fabiańska wybaczą jej to, że przyjęła propozycję Chelsea Londyn i wyjechała.
Zadzwoniła dzwonkiem i chwilę później drewniane drzwi otworzyły się a ona stanęła twarzą w twarz z zaskoczoną Joanną.
-Ciara? - spytała.
-Cześć Asiu. - odpowiedziała, po czym wpadły sobie w ramiona.
○○○
Witajcie!
Przepraszam za tak długą nieobecność, ale niestety nie mogłam znaleźć weny, która gdzieś ode mnie uciekła, ale chyba zaczyna po woli wracać. Mam nadzieję, że mi wybaczycie :)
Postaram się dodać następny rozdział jak najszybciej, ale niczego wam nie obiecuję, bo na pewno sami wiecie, że nie jest tak łatwo zaplanować pracę gdy wena swoje wie i chce dojść do słowa.
Ocenę tego rozdziału pozostawiam wam, a za wszelkie komentarze bardzo dziękuję.
Pozdrawiam gorąco, życzę ciepłego i udanego sierpnia.
Buziaczki. :)
Ps. Przepraszam za wszystkie błędy.
Rozdział jak zwykls perfecto.
OdpowiedzUsuńOh, mam nadzieję, że Asia z Łukaszem, dzięki wspólnemu wsparciu dadzą sobie radę. Chciałabym żeby w niedalekim czasie wydarzyło się między nimi coś, co uświadomi im, że są sobie bliżsi niż im się teraz wydaje. Proszę, o taki mały impuls.
Reus jest niemożliwy, naprawdę. Ale dzięki temu bardzo go lubię w tym opowiadaniu i życzę mu wszystkiego, co najlepsze. Niech podbije serce Grety, a co! Jeszcze trzeba zeswatać Romana z Leą i będzie idealnie, hah.
Życzę Ci dużo weny i mam nadzieję, że już niedługo pojawi się nowa część. Buźka!
Bardzo dziękuję za komentarz i bardzo cieszę się, że ten rozdział Ci się spodobał. Przepraszam jedynie, że pojawił się po tak długim czasie.
UsuńCo do naszych bohaterów, to nic nie zdradzę, bo nie będzie to mieć sensu.
Postaram się opublikować następny rozdział zaraz po powrocie z krótkiego urlopu.
Pozdrawiam gorąco i dziękuję Ci kochana jeszcze raz za Twój komentarz.
Asia i Łukasz przechodzą teraz w swoim życiu przez trudny okres. Jednak mogą się nawzajem wspierać i zapewniać sobie wsparcie w tym nie najlepszym dla nich czasie. Oby tylko żadne z nich się ostatecznie nie poddało.
OdpowiedzUsuńRelacja Grety i Marco, coraz bardziej się rozwija. Jestem niezwykle ciekawa, jaki ostatecznie przybierze kształt. Greta na razie jest, jeszcze nieufna i stara się trzymać Marco na dystans. Ale kto wie, jak z czasem się to potoczy.
Intryguje mnie pojawienie się nowej bohaterki. Jaka przypadnie jej rola w tym wszystkim?
Czekam z dużą ciekawością na następny rodział.
Dziękuję kochana za komentarz. To dużo dla mnie znaczy, że czytacie i zostawiacie swoje opinie.
UsuńAsia i Łukasz nie mają łatwego życia ale to wcale nie znaczy, że nie będzie happy endu, chociaż to różnie bywa.
Greta i Marco? Tutaj wszystko się może zdarzyć.
No i w końcu nowa bohaterka, Ciara jej postać zadomowi się na nieco dłużej w tym opowiadaniu.
Pozdrawiam gorąco i bardzo dziękuję za komentarz. :-)
Rozdział świetny, ale jak zawsze u Ciebie. Kiedy można spodziewać się następnego?
OdpowiedzUsuńBuziaki :*
Dziękuję za komentarz. Następny rozdział postaram się wstawić do końca tego tygodnia.
UsuńPozdrawiam.